Ziemia w swej historii doświadczała zarówno olbrzymich ociepleń, jak i ochłodzeń, miliony lat przed tym, gdy po ziemi zaczął stąpać człowiek. Niektóre z nich były tak olbrzymie, że do dziś spędzają sen z powiek naukowcom.
Pod koniec prekambru, a więc około 700 milionów lat temu, miało miejsce jedno z takich niezwykłych zdarzeń, a mianowicie globalne zlodowacenie. Lądolód nie pokrył jedynie obszarów położonych w strefie umiarkowanej, lecz sięgnął równika.
Przez kilkaset tysięcy lat, a może nawet milion, cała nasza planeta była skuta lodem o grubości przeszło kilometra. Teoria tzw. Ziemi-Śnieżki powstała w latach 90. ubiegłego wieku. Kolejne badania geologiczne potwierdziły, że to nie teoria, lecz fakt, bo ślady lodu znaleziono we wszystkich osadach lądowych.
Na Ziemi istniał wówczas superkontynent Rodinia, w większości położony na równiku. Jego całkowite pokrycie lodem ukazywało skalę tego zlodowacenia. Naukowcy z Uniwersytetu Teksańskiego sugerują, że mogło to być związane z płytami tektonicznymi, a dokładniej z rozpadem Rodinii.
W przeszłości kontynenty na przemian łączyły się ze sobą i rozdzielały. Dziś mamy osiem kontynentów, ale w dalekiej przyszłości połączą się one tworząc jeden olbrzymi. Litosfera nie jest zwartą skorupą. Wiemy, że wciąż pęka, formują się płyty, które albo oddalają się od siebie, albo też na siebie nacierają.
W wyniku tych gwałtownych, ale bardzo powolnych procesów, objawiających się w postaci trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów i powstania łańcuchów górskich, ma miejsce wędrówka kontynentów.
Badacze twierdzą, że Rodinia zaczęła się dzielić na mniejsze kontynenty nie podczas zlodowacenia, lecz krótko przed nim, co może wskazywać na to, że to właśnie ruchy tektoniczne mogły wyzwolić ochłodzenie planety.
Jak do tego doszło? Najprawdopodobniej za sprawą aktywności wulkanicznej. Częste i silne erupcje spowodowały emisję olbrzymich ilości popiołów, które na lata odcinały dopływ promieni słonecznych do powierzchni ziemi.
Najpierw lodu zaczęło przybywać w strefach polarnych, a następnie w strefach umiarkowanych. Nie zdarzyło się to z roku na rok, lecz z biegiem setek, a nawet tysięcy lat. Gdy lodowce przekroczyły 30 stopni szerokości geograficznej rozpoczęła się reakcja łańcuchowa.
Naukowcy wyliczyli, że przy tak dużym pokryciu lodem obszaru Ziemi, ilość energii słonecznej odbijanej przez lodowiec przewyższyła ilość energii pochłanianej, co skończyło się zlodowaceniem całej planety.
Podobny mechanizm może zadziałać również w przyszłości. Nadmierna emisja dwutlenku węgla, spowodowana działalnością człowieka, podnosi temperaturę globalną, a co za tym idzie, roztapia lodowce, które powodują odprężenia w skałach, trzęsienia ziemi i przesuwanie się płyt tektonicznych.
Te z kolei wywołują wybuchy wulkanów i emisje dużych ilości popiołów, które, podobnie jak 700 milionów lat temu, mogą znacząco ochłodzić klimat na Ziemi. Dotychczas wydawało się, że nie może się to stać jutro, ani za naszego życia, lecz za wiele wiele lat. Jednak nie można wykluczyć, że proces ten może przebieg znacznie szybciej.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Science Daily.