FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Polska bez węgla do 2030 roku? Jeśli ekolodzy osiągną swój cel, czeka nas prawdziwa katastrofa

Po tym, jak aktywiści Greenpeace zablokowali statek transportujący do Polski węgiel z Mozambiku, rozgorzała dyskusja, czy jesteśmy w stanie odejść od czarnego złota do 2030 roku, czego domagają się ekolodzy. Wizja Polski bez węgla potrafi przerazić bardziej niż katastrofa klimatyczna.

Aktywiści Greenpeace chcą, aby Polska odeszła od węgla do 2030 roku. Fot. Facebook / Greenpeace.
Aktywiści Greenpeace chcą, aby Polska odeszła od węgla do 2030 roku. Fot. Facebook / Greenpeace.

Aktywiści organizacji Greenpeace próbowali zablokować statek transportujący węgiel do Gdańska z afrykańskiego Mozambiku, a następnie wspięli się na dźwigi w terminalu węglowym i zatrzymali ich pracę. Wcześniej ekolodzy wielokrotnie wspinali się na chłodnie kominowe elektrowni, a nawet rozwiesili na głównych siedzibach Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości czarne płachty z napisem „Polska bez węgla 2030”... Dowiedz się więcej >>>

Ich akcje mają zwrócić uwagę opinii publicznej, a zwłaszcza rządu, na problem zmian klimatycznych. Przecież węgiel stoi za trującym nas smogiem, ale również emisją dwutlenku węgla, który z kolei odpowiada za globalne ocieplenie, więc cel akcji wydaje się szczytny, jednak tylko na pierwszy rzut oka. Emocje przysłaniają nam złożoność tego problemu, którego szybko nie uda się rozwiązać.

W sieci zawrzało. Pojawiły się celne pytania, dlaczego Polska importuje węgiel z tak odległego Mozambiku, skoro mamy go pod dostatkiem chociażby na Śląsku. A co z polskimi kopalniami, które rząd chce ratować? Czy import z zagranicy nie osłabi naszego górnictwa?

Fot. Max Pixel.

Z drugiej strony barykady słychać pytania, gdzie byli ekolodzy, gdy do Wisły trafiały fekalia z uszkodzonych kolektorów? Dlaczego walczą z polskim węglem i kopalniami, może po to, aby nie były konkurencyjne wobec obcego kapitału? Kto opłaca ich kosztowne akcje?

Aby odpowiedzieć na te pytania, najpierw trzeba zrozumieć kilka podstawowych faktów. Otóż polska energetyka w aż 80 procentach opiera się na węglu. Chociaż miks energetyczny, czyli udział różnych źródeł energii, wciąż się zmienia, na rzecz odnawialnych źródeł energii, to jednak dzieje się to powoli.

Natomiast zapotrzebowanie na energię rośnie nieustannie z roku na rok. Potrzebujemy węgla, i to dobrej jakości. Nasz krajowy jest coraz droższy, ponieważ wydobywamy go coraz głębiej, jest też słabszej jakości. Nie bez znaczenia są też prawa do emisji dwutlenku węgla.

Aktywiści Greenpeace chcą, aby Polska odeszła od węgla do 2030 roku. Fot. Facebook / Greenpeace.

System, określany przez niektórych rozbojem w biały dzień, zakłada, że za każdą tonę wyemitowanego CO2 do atmosfery trzeba zapłacić, i to coraz więcej. Stąd też wzrost cen węgla, a więc również produkcji energii. Kopalnie, którym wystawiane są srogie rachunki, muszą te koszty wkalkulować w produkcję.

Dlatego też coraz większe ilości czarnego złota sprowadzamy z zagranicy, najczęściej z Rosji, ale także ze Stanów Zjednoczonych, Kolumbii czy właśnie Mozambiku. Z tego ostatniego kraju pochodzi najlepszy jakościowo i najtańszy węgiel. Dlaczego? Ponieważ pozyskiwany jest on z kopalni odkrywkowych. Nie trzeba po niego sięgać głęboko pod ziemię, co zmniejsza koszty. Nawet jego transport na drugi koniec świata się opłaca.

Co więcej, nie każdy węgiel, który dociera do polskich portów z daleka jest zamawiany przez państwo polskie. Coraz częściej importują go prywatni przedsiębiorcy. Greenpeace obrał sobie na cel nie ten statek, co potrzeba. Akurat ten z Mozambiku wiózł węgiel zamówiony nie przez rząd, lecz przedsiębiorców z branży metalurgicznej, którzy wykorzystują go przy produkcji koksu, który jest niezbędny jako wsad w produkcji stali.

Fot. TwojaPogoda.pl

To kolejny problem, który rodzi proces pozbycia się węgla. Jeśli nie będziemy go mieć, to stanie cały przemysł stalowy, a trzeba podkreślić, że największym producentem węgla metalurgicznego w Europie jest Jastrzębska Spółka Węglowa. To byłby kolejny cios dla Polski.

Bez węgla nie ma też prądu w naszych domach. Dzisiaj nie możemy sobie wyobrazić życia przy świecach. Jednak, gdy będziemy chcieli zrezygnować z węgla do 2030 roku, to grozi nam powrót do poprzedniej epoki. Oczywiście węgiel można zastąpić energią odnawialną, ale nie w ciągu 10 lat.

W najbardziej wietrzne dni w roku farmy wiatrowe rozsiane po całej Polsce pokrywają nawet 40 procent zapotrzebowania na energię. Jednak wietrznych okresów jest niewiele, dlatego w skali całorocznej pokrycie zapotrzebowania jest mniejsze niż 10 procent. To zbyt mało, aby wiatraki mogły za stałe zastąpić węgiel.

Fot. TwojaPogoda.pl

Przykładowo w środę (11.09) przy ogólnym zapotrzebowaniu rzędu 20 000 MW, elektrownie wiatrowe pokryły mniej niż 700 MW, a to tylko 3,5 proc. Jeszcze mniej wyprodukowały elektrownie wodne, tylko 130 MW. Wciąż największym producentem prądu pozostawały elektrociepłownie, prawie 19 000 MW.

Ratunkiem może się okazać energia ze słońca. Panele fotowoltaiczne, zgodnie z prognozami Ministerstwa Energii w 2030 roku, czyli w momencie, gdy według Greenpeace nasz kraj miałby zrezygnować z węgla, mają produkować nawet 10 GW energii, a przy tym ma ona wzrastać rocznie o około 1 GW.

Jednak zarówno energia z wiatru, jak i ze słońca, nie jest w pełni stabilna. Przecież Polska nie jest ani najbardziej wietrznym, ani też najsłoneczniejszym krajem. Produkcja energii z tych źródeł waha się z dnia na dzień, czasem bardzo mocno. Jedynie węgiel jest źródłem stałym, niezmiennym, a więc stabilnym i niezawodnym.

Fot. Max Pixel.

Wraz ze wzrostem udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym, import węgla z zagranicy będzie spadać, a rosnąć zużycie tego polskiego. Temu mają też służyć potężne inwestycje w rozwój kopalni na tle ostatnich lat. Nie można jednak powstrzymać wzrostu cen energii. Zwykły Kowalski musi się liczyć z podwyżkami, i to znacznymi.

Żaden rząd nie może sobie pozwolić na drastyczne wzrosty cen prądu, zwłaszcza w okresach wyborczych. Większość z nas reaguje bowiem zero-jedynkowo, czyli wzrost cen oznacza spadek poparcia politycznego, nieważne z jakiego powodu, nawet w szczytnym celu, a więc ponoszenia opłat za ratowanie klimatu.

Kowalskiego nie będzie obchodzić walka o klimat, jeśli ma ona uderzyć go boleśnie po kieszeni. Niech płacą inni, bogatsi. Jednak transformacja energetyczna będzie musiała iść naprzód, ale powoli. Gdybyśmy w ciągu zaledwie 10 lat chcieli pożegnać węgiel, to wzrosty cen prądu byłyby na tyle drastyczne, że mogłyby doprowadzić do zapaści gospodarczej i upadku przemysłu, a co za tym idzie, pogrążyć Polaków w biedzie na długie lata.

Fot. Max Pixel.

Nikt chyba nie ma złudzeń, że ekologów polska gospodarka nie obchodzi. W ostatniej akcji Greenpeace uczestniczyli głównie obcokrajowcy, ponieważ na 20 osób tylko 6 pochodziło z naszego kraju. Jak mantrę powtarzają, że pozostało nam zaledwie 11 lat, aby klimat wymknął się spod kontroli, czyli emisja gazów cieplarnianych urosła tak bardzo, że średnia temperatura na świecie przekroczyłaby czerwoną linię na poziomie 1,5 stopnia powyżej poziomu sprzed ery przemysłowej.

Z jednej strony mamy czyhającą katastrofę klimatyczną z powodu emisji gazów cieplarnianych, a z drugiej groźbę kryzysu gospodarczego, który czeka nas, gdy zbyt szybko wycofamy się z węgla. Znajdujemy się między przysłowiowym młotem i kowadłem. Za jakiś czas przekonamy się czy podjęta przez naszych przywódców trudna decyzja była trafiona czy też nie.

Źródło: TwojaPogoda.pl

prognoza polsat news