Islandia to beczka prochu, która obfituje w wulkany gotowe do erupcji z olbrzymią siłą. Gdy jeden z nich zagraża potokami lawy miasteczku Grindavik, inny właśnie szykuje się do wybuchu. Mowa o Katli, który nie jest tylko zwyczajnym wulkanem, jakich wiele.
Uznawany jest za jeden z najgroźniejszych wulkanów na świecie. Wybucha średnio 2 razy w ciągu wieku, a popioły rozprzestrzeniają się po całej Europie i zmieniają dzień w noc.
Poprzednia duża erupcja miała miejsce w 1918 roku. W ostatnim czasie notowane są coraz częstsze i silniejsze trzęsienia ziemi w jego okolicach, które zawsze są pierwszą zapowiedzią rychłej erupcji.
Katla spoczywa pod Mýrdalsjökull, czwartym co do wielkości lodowcem na Islandii o powierzchni ponad pół tysiąca kilometrów kwadratowych. Jego erupcja może spowodować roztopienie się 10-kilometrowej warstwy lodu spoczywającej w kalderze.
Tylko godzina na ewakuację
O potędze Katli świadczy olbrzymia komora magmowa. Jest ona 10 razy większa od tej znajdującej się pod wulkanem Eyjafjallajökull, który sparaliżował ruch lotniczy w Europie wiosną 2010 roku.
Tym razem problemy mogą się okazać znacznie poważniejsze. Na linii ognia znajdują się mieszkańcy niewielkich osad położonych u stóp wulkanu. Na przykład 300 osób zamieszkujących wieś Vik będzie miała na ewakuację zaledwie jedną godzinę, jeśli wulkan wybuchnie.
Od czasów pierwszego osadnictwa, a więc od 930 roku naliczono już kilkanaście jego erupcji, z czego każda powodowała spore spustoszenia, zwłaszcza w rybackich osadach położonych na południowych wybrzeżach Islandii.
Spadały tam nie tylko popioły, lecz również docierały powodzie glacjalne. Wysoka temperatura podczas erupcji roztapiała masy lodu, które spływały potokami, mieszając się z siarką. Rzeki pachnące siarkowodorem zanieczyszczały ujęcia wody pitnej i glebę.
Popiół zasypie Europę
O skutkach erupcji świadczą olbrzymie ilości materiału piroklastycznego znalezionego w skałach w Norwegii i Szkocji. Tylko od kierunku wiatrów wiejących nad północnym Atlantykiem i północno-zachodnią Europą będzie zależeć to, czy popiół dotrze nad kontynent i spowoduje spustoszenia.
Drzemie od 30 tysięcy lat i może zasypać Polskę popiołami. Złe wieści o wulkanie w Rumunii
Pewne jest, że potencjalną erupcję Katli najgorzej zniosłaby branża turystyczna. Problem sięga przewoźników, którzy zmuszeni będą zastanowić się nad tym, jak bardzo popiół wpływa na samoloty i czy latanie podczas jego obecności będzie niebezpieczne.
Wiosną 2010 roku podczas erupcji wulkanu Eyjafjallajökull wstrzymanie połowy ruchu lotniczego nad Europą na tydzień kosztowało aż 1,3 miliarda euro. Odwołano wtedy aż 107 tysięcy lotów, uziemiając 10 milionów pasażerów.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Smithsonian.