Dziura ozonowa nie występuje przez cały rok. Pojawia się ona wraz z początkiem wczesnej wiosny, gdy spod topniejącego lodu Antarktyki wydobywają się olbrzymie ilości gazów, głównie metanu. Powoduje on niszczenie warstwy ozonowej.
Zazwyczaj ubytek ozonu rozpoczyna się w lipcu, ale gwałtownie rozszerza się dopiero pod koniec sierpnia. Jednak w tym roku stało się to kilka tygodni wcześniej. Jakby tego było mało, to dziura ozonowa powiększa się wyjątkowo szybko.
Osiągnęła już powierzchnię 7 milionów kilometrów kwadratowych, a więc jest ponad 22 razy większa od Polski i zarazem dwukrotnie większa niż powinna być w połowie sierpnia. Czegoś podobnego nie obserwowano od 23 lat.
Jeśli zjawisko to nie przystopuje, to na przełomie września i października, kiedy dziura ozonowa jest zawsze największa, możemy mieć nowy rekord jej zasięgu. To bardzo złe wieści, i to z kilku powodów.
Dlaczego dziura ozonowa jest tak duża?
Naukowcy wiedzą, co odpowiada za tę anomalię. Okazuje się, że gigantyczna, największa na świecie od 100 lat, erupcja wulkanu na wyspach Tonga, która choć miała miejsce w styczniu ubiegłego roku, to jednak nadal wpływa na ziemską atmosferę.
Na wysokość kilkudziesięciu kilometrów wulkan wyemitował 150 milionów ton morskiej wody, która spowodowała znaczący ubytek w warstwie ozonowej. To jednak nie koniec tego zjawiska, ponieważ większa dziura ozonowa oznacza zwiększone docieranie do Antarktyki promieniowania słonecznego.
Za sprawą coraz ciemniejszej powierzchni lądolodu, znaczna część tego promieniowania będzie pochłaniana przez lód, który będzie się roztapiać szybciej niż dotychczas. Podobnie będzie też z powierzchnią oceanu, nagrzewającą się znacznie intensywniej.
Nadchodzące miesiące na Antarktydzie mogą przynieść rekordowe topnienie lodów, przyspieszające ocieplanie sie tamtejszego klimatu. A wszystko przez erupcję oddaloną o tysiące kilometrów. Swoisty efekt motyla w praktyce.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA.