Od 10 dni zwykle słoneczna Kalifornia nawiedzana jest przez skrajne zjawiska atmosferyczne. Układy niskiego ciśnienia znad wschodniego Pacyfiku przynoszą tzw. rzeki atmosferyczne, czyli bardzo wilgotne powietrze z tropikalnych regionów oceanu, objawiające się potężnymi ulewami.
Najpierw intensywnie i długotrwale padało w północnych regionach stanu, a obecnie również w centralnych i południowych. Aż 34 miliony Kalifornijczyków otrzymało alerty przed zagrożeniem powodziowym. Tysiące musiało się ewakuować ze swoich domów.
Rzeki gwałtownie wzbierają i wylewają, zatapiając zabudowania, drogi i pola uprawne. Sytuację pogarszają huraganowe wiatry, które łamią drzewa i zrywają linie energetyczne. Bez prądu pozostaje m.in. połowa mieszkańców Sacramento, stolicy Kalifornii.
W mieście zamieszkiwanym przez pół miliona ludzi w ciągu następnej doby spadnie nawet 300 litrów deszczu na metr kwadratowy ziemi, czyli więcej nie zwykle spada przez pół roku. To oznacza pogłębienie się powodzi, które przybiorą katastrofalny zasięg.
Tymczasem bilans żywiołów wciąż rośnie. Zginęło już co najmniej 12 osób. Władze zalecają mieszkańcom zagrożonych obszarów opuszczenia domów i udanie się do centrów ewakuacyjnych zanim drogi zostaną zalane i staną się nieprzejezdne.
Dobra wiadomość jest taka, że rekordowe ulewy zaczynają łagodzić jedną z największych susz w dziejach Kalifornii. W Górach Sierra spadły nawet 3 metry śniegu. Ten rezerwuar wody roztopowej stanowi główne źródło wody pitnej dla milionów mieszkańców regionu.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA / NWS.