FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Wybuchła potężna burza słoneczna, największa jaką obserwowano. Ziemia znalazła się w zagrożeniu

W ostatnim czasie na powierzchni Słońca doszło do największego wyrzutu materii, od kiedy prowadzone są pomiary. Gdyby taka burza słoneczna uderzyła w Ziemię mielibyśmy poważne kłopoty. Może się to zdarzyć już za tydzień.

Fot. NASA.
Fot. NASA.

Naukowcy są zadziwieni tym, co zdarzyło się na Słońcu wieczorem 5 września. Po przeciwnej względem Ziemi stronie Słońca doszło do olbrzymiego wyrzutu materii, jakiego nie obserwowano, od kiedy sonda Solar Orbiter (SO) monitoruje naszą dzienną gwiazdę.

Do instrumentów pomiarowych dotarły gigantyczne ilości cząstek plazmy. Jednak zdecydowanie największa chmura wiatru słonecznego popędziła w kierunku Wenus. Planeta ta nie ma pola magnetycznego, więc nie powstała na niej zorza polarna.

Gdyby jednak wyrzut był skierowany bezpośrednio w stronę Ziemi, moglibyśmy się znaleźć w poważnych kłopotach. Najprawdopodobniej do uwolnienia materii doszło w obszarze aktywnym AR3088, który 2 tygodnie temu przyniósł całą serię silnych wybuchów na Słońcu.

W międzyczasie plama rozrosła się na tyle, że wygenerowała spektakularny rozbłysk i koronalny wyrzut masy na gigantyczną skalę. Plama właśnie wyłania się zza niewidocznej z Ziemi strony słonecznej tarczy i w ciągu tygodnia znajdzie się w jej centrum, skierowanym bezpośrednio w naszą stronę.

Jeśli do tego czasu nie rozpadnie się, a jej aktywność pozostanie bardzo duża, to znajdziemy się w zagrożeniu. Naukowcy nie mają wątpliwości, że gdyby 5 września wybuch z tej plamy był skierowany w naszą stronę, to w najgorszym wypadku olbrzymie ilości naładowanych cząstek ze Słońca uderzyłyby w ziemskie bieguny magnetyczne i wywołały bardzo silną burzę geomagnetyczną.

Mogłaby się ona skończyć dla ludzkości tragicznie, znacznie gorzej niż we wrześniu 1859 roku, gdy miało miejsce tzw. zjawisko Carringtona. Wiatr słoneczny dotarł do ziemskich biegunów magnetycznych w ciągu niecałych 20 godzin, a więc 2-3 razy szybciej niż zazwyczaj.

Doszło do zakłóceń i awarii w sieci telegraficznej w Europie i Ameryce Północnej. Zorze polarne, zwykle widoczne nad obszarami polarnymi, tym razem obserwowano niemal na całym świecie, nawet w krajach położonych w pobliżu równika.

Ludzkość nie dysponowała wówczas urządzeniami, które mogłyby odnotować tego typu zdarzenie. Nie miało ono też większego wpływu na normalne funkcjonowanie społeczeństwa, bo nie istniała wówczas żadna powszechna elektronika, a pierwsza na świecie sieć elektroenergetyczna na wysoką skalę powstała dopiero przeszło 20 lat później.

Dobry przykład, jak groźny może być olbrzymi rozbłysk na Słońcu, mieliśmy w 1989 roku. Podczas burzy magnetycznej w marcu i sierpniu doszło do awarii sieci energetycznej w kanadyjskim stanie Quebec. 6 milionów odbiorców nie miało prądu przez 9 godzin, w dodatku pracę musiała przerwać główna kanadyjska giełda papierów wartościowych, co przyniosło gigantyczne straty finansowe.

Dzisiaj, gdy nasze codzienne życie, od transportu po łączność, uzależnione jest od energii elektrycznej, skutki takiego zjawiska, jak w 1859 roku, byłyby katastrofalne. Naukowcy sądzą, że przy odpowiednio silnej burzy magnetycznej, powstałej po wybuchu na Słońcu, uszkodzenie sieci energetycznej może objąć nawet całe kraje.

Setki milionów odbiorców straciłoby prąd na całe tygodnie, a nawet miesiące. W skrajnych przypadkach przywracanie dostaw energii trwałoby kilka lat. Naprawa całych systemów energetycznych byłaby niezwykle czasochłonna i kosztowna. Według szacunków niemieckiej firmy ubezpieczeniowej Allianz straty materialne takiego zdarzenia mogłyby sięgać nawet bilionów dolarów.

To może się okazać gorsze dla normalnego funkcjonowania społeczeństwa niż odbudowa po przejściu tornada czy nawet największej powodzi. Zjawiska te dotykają miasta, regiony i kraje, zaś wpływ Słońca obejmuje całe kontynenty, całą naszą planetę jednocześnie.

Naukowcy kilkukrotnie obserwowali za pomocą sond kosmicznych gigantyczne burze na powierzchni Słońca, jednak te największe szczęśliwie nie były skierowane ku Ziemi. Należy jednak zakładać, że w przyszłości olbrzymia chmura plazmy nas nie ominie, a wówczas kataklizm jest gotowy.

Mając na uwadze 11-letni cykl słoneczny, obecnie znajdujemy się w trakcie cyklu wzrostowego. W 2025 roku czeka nas kolejne maksimum aktywności Słońca. To oznacza, że w najbliższych latach sytuacja może się skomplikować. Aby lepiej poznać naszą gwiazdę i opracować skuteczne metody ochrony mamy już bardzo niewiele czasu.

Słońce bezustannie obserwowane jest przez kilka sond kosmicznych. Jedną z nich jest Solar Dynamics Observatory (SDO), która każdego dnia gromadzi aż 1,5 TB danych. Specjaliści mozolnie analizują te informacje pod kątem kosmicznych prognoz pogody, których zadaniem jest informowanie o możliwych zagrożeniach dla sond kosmicznych, satelitów czy samolotów.

Jednak to zbyt mało, aby można było poczuć się bezpiecznie. Dlatego astronomowie z Uniwersytetu Stanforda pracują już nad inteligentnym systemem wyposażonym w specjalne algorytmy, które sprawią, że będzie on przygotowywał precyzyjne prognozy, na podstawie całej masy danych, a także uczył się, zbierał potrzebne doświadczenie i polepszał swoją skuteczność.

Sztuczna inteligencja będzie pracowała na podstawie określonych wzorów, a swoją wiedzę będzie czerpała z bazy ponad 2 tysięcy regionów, które obecnie obserwowane są przez sondę SDO. Efektem pracy systemu ma być niezwykle szybka i szczegółowa prognoza dotycząca nadchodzących wybuchów i rozbłysków słonecznych.

Takie rozwiązanie jest bardzo istotne dla normalnego funkcjonowania naszej cywilizacji, gdyż pozwoli nam to odpowiednio wcześniej zabezpieczyć się przed nadciągającym kosmicznym kataklizmem i, tym samym, maksymalnie ograniczyć jego skutki.

Źródło: TwojaPogoda.pl / PNAS / NASA.

prognoza polsat news