Kalifornijczycy czekali na deszcze, które zakończyłyby tragiczny sezon pożarów, jednak nie na aż tak intensywne, które powodują więcej szkód niż pożytku. Nad zachodnie wybrzeże USA płynie szeroka rzeka atmosferyczna.
To bardzo ciepłe i wilgotne powietrze znad obszarów tropikalnych Pacyfiku. Bogate w olbrzymie ilości deszczu chmury burzowe, docierając nad zachodnie podnóża Gór Skalistych zrzucają całą swoją wilgoć od Kalifornii przez Oregon po Waszyngton.
Padają ulewne deszcze, które powodują powodzie i osunięcia ziemi. Wiele dróg w regionie jest nieprzejezdnych z powodu zatarasowania przez schodzące lawiny błotne, ziemne i kamienne. Największe opady notowane są w rejonie San Francisco, gdzie spadło nawet 150 mm deszczu.
Strażacy otrzymali ponad 330 wezwań o pomoc od mieszkańców uwięzionych w zalewanych domach oraz od kierowców, którzy musieli ewakuować się na dachy podtapianych samochodów. Pod wodą znalazło się wiele miejscowości. Dojazd do nich jest niemożliwy.
Największe zagrożenie utrzymuje się na terenach strawionych latem przez olbrzymi pożar Caldor. Spalona powierzchnia gleby nie jest w stanie pochłaniać znacznych ilości deszczówki, dlatego z łatwością się osuwa.
Jakby tego było mało, to jeszcze burze przynoszą porywiste wiatry i gradobicia. W Seattle podczas nawałnicy drzewo runęło na samochód, zabijając dwie jadące nim osoby. W Sacramento, gdzie odnotowano najdłuższy w historii okres bez deszczu, przeszła rekordowa ulewa. W trzech stanach bez prądu są setki tysięcy odbiorców.
Najgorsze jednak wciąż przed mieszkańcami zachodniego wybrzeża, a zwłaszcza środkowej Kalifornii. W najbliższych dniach może tam spaść kolejne od 150 do 300 mm deszczu, a w górach Sierra nawet do 20 cm śniegu. To oznacza powodzie, ale też lawiny śnieżne.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NWS / NOAA.