Chociaż w naszej pamięci największym kataklizmem tego roku zapisała się erupcja wulkanu na kanaryjskiej wyspie La Palma, to jednak w rzeczywistości miał on miejsce miesiąc wcześniej i większość z nas zdążyła już o nim zapomnieć.
14 sierpnia potężne trzęsienie ziemi nawiedziło Haiti na Karaibach. Wstrząs o sile M7.2 w ciągu kilkudziesięciu sekund spowodował uszkodzenie lub zawalenie się ponad 137 tysięcy budynków. W wyniku tego bez dachu nad głową pozostało 650 tysięcy mieszkańców.
Bilans żywiołu okazał się tragiczny. W jednej chwili pod gruzami swych domów zginęło 2248 osób, 329 do tej chwili nie udało się odnaleźć. Do szpitali w najróżniejszymi obrażeniami, często bardzo ciężkimi, trafiło blisko 13 tysięcy osób.
Na pomoc mieszkańcom przeznaczono 32 miliony dolarów, jednak to zaledwie kropla w morzu potrzeb, ponieważ straty materialne oszacowano na przeszło miliard dolarów. To oznacza, że nie ma funduszy na szybką odbudowę domów, a powrót do normalności zajmie nawet całe lata.
Trzęsienie ziemi na Haiti zapisał się nie tylko jako dotychczas najbardziej śmiercionośny kataklizm w tym roku, ale również najbardziej zabójczy wstrząs na świecie od 3 lat. Nie może się jednak równać z tym, co spotkało mieszkańców Haiti w styczniu 2010 roku.
Wówczas wstrząs o podobnej sile nawiedził okolice Port-au-Prince, stolicy kraju. Ucierpiało w nim aż 3 miliony ludzi. Ogrom katastrofy był tak duży, że nie udało się zliczyć wszystkich ofiar. Zginęło od 100 tysięcy do nawet 316 tysięcy ludzi, a straty sięgnęły ponad 8 miliardów dolarów.
Z tego trzęsienia Haiti, najuboższy kraj na zachodniej półkuli, nie otrząsnął się aż do tej pory. Oprócz porażającej skali ubóstwa, dochodzi tam do ciągłych niepokojów społecznych, których apogeum nastąpiło minionego lipca, gdy doszło do zabójstwa prezydenta Jovenela Moise.
Źródło: TwojaPogoda.pl / USGS.