FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Ciało kobiety, która zginęła w powodzi w Niemczech, znaleziono 400 km dalej w Holandii. Jak to możliwe?

Odnaleziono kolejne zwłoki ofiary lipcowej, dramatycznej powodzi w zachodnich Niemczech, w miejscu, którego nikt się nie spodziewał, aż 400 kilometrów od miejscowości, gdzie porwała je rozszalała rzeka. Jak to możliwe?

Osuwisko w zachodnich Niemczech po ulewach. Fot. Rhein-Erft-Kreis.
Osuwisko w zachodnich Niemczech po ulewach. Fot. Rhein-Erft-Kreis.

134 osoby zginęły podczas lipcowej powodzi w dolinie rzeki Ahr w niemieckiej Nadrenii-Palatynacie. Dotychczas 3 osoby były uznawane za zaginione. Jedną z nich udało się zidentyfikować, po tym jak jej zwłoki znaleziono w okolicach Rotterdamu w Holandii.

To aż 250 kilometrów w linii prostej od miejsca, w którym osoba ta została porwana przez rwącą rzekę. W ciągu doby ciało pokonało 20 kilometrów wpadając do Renu, a następnie w kolejnych dniach przepłynęło przez jedne z największych miast zachodnich Niemiec, w tym Bonn, Kolonię i Düsseldorf.

Po wielu dniach i po przepłynięciu ponad 400 kilometrów, zwłoki znaleziono na brzegu, skąd przewieziono je do analizy. Okazało się, że to zaginiona kobieta. Identyfikacja potrwała kilka tygodni, ale teraz jest już pewne, że to ofiara wielkiej powodzi.

Powódź to skutek silnych opadów deszczu, które nawiedziły Nadrenię-Palatynat i Nadrenię Północną-Westfalię. W sumie zginęły w nich 182 osoby. Największe zniszczenia notowane były w malowniczej dolinie rzeki Ahr, która wezbrała tak gwałtownie, że mieszkańcy położonych nad nią miejscowości, nie zdążyli się ewakuować.

Do kataklizmu, wbrew powszechnej opinii, nie doszło błyskawicznie. Deszcze padały na region przez ok. 10 godzin. Choć opady były obfite, to jednak nie ekstremalnie silne. W ciągu godziny potrafiło spaść do 20 mm deszczu, jednak skumulowana przez wiele godzin suma opadów sięgała już 200 mm. Są to już ilości powodziowe.

Modele prognostyczne już na 4 dni przed kataklizmem wskazywały na znaczne ilości deszczu w Nadrenii Północnej-Westfalii i Nadrenii-Palatynacie, ale nie tak skrajnie duże, jak to miało w rzeczywistości. Doszło do rzadkiego zjawiska jakim jest stratosferyczne odcięcie wirowości potencjalnej (PV).

Fenomeny te powstają w wyniku nieliniowego załamania się fal Rossby'ego na średnich szerokościach geograficznych. Poprzez destabilizację znajdujących się pod nimi warstw troposfery mogą wywołać konwekcję. Alternatywnie, poprzez indukowaną poziomą adwekcję, mogą powodować intensywne opady atmosferyczne w pobliżu topografii oraz w regionach o barokliczności tła.

Choć zjawisko to jest skomplikowane dla przeciętnego czytelnika, w dużym uogólnieniu można powiedzieć, że powstał swego rodzaju wir, który niczym cyklon tropikalny, zablokowany na niedużym obszarze, przyniósł astronomiczne ilości deszczu.

To samo napędzająca się maszyna, której wystąpienie niezwykle trudno przewidzieć. Rozłożenie opadów na wiele godzin było sprzyjającą okolicznością. Służby powinny były zadziałać i przeprowadzić szybką ewakuację ludności, zanim spadła deszczówka, w postaci olbrzymiej fali wezbraniowej, zaczęła płynąć doliną rzeki Ahr, niszcząc wszystko, co znalazło się na jej drodze.

Chociaż z pierwszych doniesień można było wywnioskować, że to największa taka powódź w tym regionie na tle ostatnich 300 lat, to jednak szybko okazało się, że prawda jest zgoła inna. Dramatyczne w skutkach powodzie w dolinie Ahru zdarzają się regularnie co około 100 lat, ostatnio 12 czerwca 1910 roku.

Źródło: TwojaPogoda.pl

prognoza polsat news