Australia nie należy do regionów wyjątkowo aktywnych sejsmicznie, jednak raz na 20 lat zdarza się znaczący wstrząs, który powoduje szkody materialne. Do kolejnego z nich doszło w środę (22.09) na południowo-wschodnich krańcach kontynentu, w rejonie kurortu górskiego Mount Buller.
Mimo, że epicentrum zlokalizowane było 125 kilometrów od Melbourne, największego miasta w regionie, okrzykniętego jednym z najlepszych miejsc do życia, to właśnie tam wstrząs o sile M5.9 był odczuwany najbardziej dotkliwe. Tak intensywnego wstrząsu nie odnotowano tam jeszcze nigdy w historii pomiarów sejsmologicznych.
Co więcej, było to jeden z najpotężniejszych trzęsień również w skali całej Australii. Naukowcy twierdzą, że pod koniec dziewiętnastego wieku wystąpił wstrząs o sile ok. M6.0, ale jego dokładna intensywność nie jest znana.
Tym razem uszkodzonych zostało wiele budynków, ale na szczęście nie okazały się one bardzo poważne. Nie ma ani ofiar śmiertelnych, ani też rannych. Mieszkańcy 5-milionowego miasta w panice wybiegli na ulice, mimo obowiązujących restrykcji pandemicznych. Doszło do paraliżu w ruchu drogowym.
Szacuje się, że silne drżenie szyb w oknach, ścian i podłóg odczuło 21 tysięcy osób, prawie milion drżenie umiarkowane, a aż 7 milionów słabe. Służby otrzymały wezwania z regionów oddalonych od epicentrum nawet o 700 kilometrów.
Dzień przed wstrząsem w rejonie Melbourne zapanowały wyjątkowe chłody i spadł śnieg, który o tej porze roku jest niezwykle rzadkim zjawiskiem. Najwięcej białego puchu odnotowano powyżej wysokości 500 metrów, ku uciesze narciarzy i snowboardzistów.
Źródło: TwojaPogoda.pl / USGS / ABC Australia.