Ameryka Północna to nie tylko światowa mekka trąb powietrznych, ale również miejsce występowania najliczniejszych trąb wodnych. Te morskie tornada wyjątkowo upodobały sobie Wielkie Jeziora, czyli grupę pięciu akwenów położonych na pograniczu USA i Kanady.
O tej porze roku trąby wodne nie są niczym niezwykłym, jednak w ostatnich tygodniach było ich wielokrotnie więcej niż zazwyczaj. Winne są częstsze niż zwykle napływy arktycznych mas powietrza z dalekiej północy.
Gdy zimna masa napływa nad wciąż ogrzane po porze letniej powierzchnię jezior, następuje intensywna konwekcja, która kończy się wypiętrzeniem chmur burzowych i powstaniem mezocyklonów, na których tworzą się leje kondensacyjne.
Smukłe lejki opadają z podstaw chmur coraz niżej i niżej, aż sięgają powierzchni wody powodując jej zasysanie. Jak wynika ze statystyki Międzynarodowego Centrum Badań Trąb Wodnych (ICWR) między 28 września a 4 października, czyli w nieco ponad tydzień, narodziły się aż 232 trąby wodnej.
To daje średnio 33 zjawiska każdego dnia. Co więcej, w najbardziej obfitującym w morskie tornada dniu fotografowi Davidowi Piano udało się w ciągu zaledwie 5 godzin uwiecznić aż 38 trąb wodnych.
Do kolejny historyczny rekord, który pobił dotychczasowy, ustanowiony nad Wielkimi Jeziorami zaledwie kilka tygodni wcześniej, ponieważ między 16 a 19 sierpnia odnotowano 88 trąb.
Te zjawiska występują także u polskich wybrzeży Morza Bałtyckiego, zwłaszcza w sierpniu i we wrześniu. Corocznie można podziwiać nawet kilka tego typu zjawisk. 27 sierpnia szary lej obserwowali plażowicze wypoczywający w Kątach Rybackich.
Zazwyczaj wiatr wokół leja oscyluje w okolicach 100-120 kilometrów na godzinę. Rzadko kiedy spotkać można silniejsze morskie tornada. W porównaniu z trąbami powietrznymi, lej trąby wodnej jest dużo cieńszy i nie przekracza średnicy od kilku do kilkudziesięciu metrów, podczas, gdy trąby powietrzne potrafią mieć nawet kilka kilometrów średnicy.
Źródło: TwojaPogoda.pl / ICWR.