FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Gdzie się podziały cyklony? Czegoś takiego nie było od 37 lat. To tylko cisza przed burzą?

Nad wodami Oceanu Atlantyckiego po cyklonach tropikalnych ani widu, ani słychu. Miało ich być kilkanaście, a od miesiąca nie odnotowano ani jednego. Czy tak już zostanie, a może to jedynie przysłowiowa cisza przed burzą?

Zdjęcie satelitarne cyklonu Katrina z 2005 roku. Fot. NASA / NOAA.
Zdjęcie satelitarne cyklonu Katrina z 2005 roku. Fot. NASA / NOAA.

Mieszkańcy Ameryki Północnej i Środkowej oddychają ze spokojem. Od miesiąca nie zostali zaatakowani przez ani jeden cyklon tropikalny. W ostatnich latach czyniły one katastrofalne szkody, dlatego nikt nie chce ich już więcej widzieć.

Jednak co się odwlecze, to nie uciecze, cyklony będą, ale nie w najbliższym czasie. Naukowcy z amerykańskiego Krajowego Centrum ds. Huraganów (NHC) właśnie poinformowali, że tak długiego okresu bez cyklonu, trwającego od 15 lipca do 18 sierpnia, nie było od 1982 roku, czyli od 37 lat.

Zjawisko to można śmiało nazwać anomalią, jednak to słowo zwykle wiąże się z czymś niekorzystnym, ale nie tym razem. Anomalia jest jak najbardziej pożądana przez miliony mieszkańców wybrzeży Stanów Zjednoczonych, Meksyku i Wysp Karaibskich.

Tymczasem naukowcy zastanawiają się, co się dzieje nad Atlantykiem w najbardziej „gorącym” okresie w roku. Właśnie na połowę sierpnia przypada początek największej aktywności cyklonicznej na tle roku. Od tego momentu notuje się 85 procent wszystkich tego typu zjawisk.

Chociaż sezon cyklonów rozpoczyna się umownie 1 czerwca, bo właśnie w okolicach tej daty pojawiają się pierwsze, zwykle słabe cyklony, to jednak właśnie 15 sierpnia startuje główna część sezonu, z najbardziej niebezpiecznymi tropikalnymi monstrami.

Według niektórych badaczy sezon cyklonów osłabia susza panująca w zachodniej Afryce, gdzie cyklony najczęściej się rodzą. Silne wiatry wiejące znad Sahary w kierunku Wysp Zielonego Przylądka osuszają powietrze, a przecież do powstania cyklon potrzebuje dużych ilości pary wodnej.

Dowodem na prawdziwość tej teorii są zamiecie piaskowe, które w ostatnim czasie dotarły znad Sahary aż nad Karaiby. Drobiny pustynnego pyłu odnotowano w powietrzu m.in. nad Kubą, Haiti i Dominikaną. To jednak proces krótkotrwały, który szybko ulegnie odwróceniu.

Dotychczas odnotowano dwa nazwane cyklony. Pierwszym w sezonie był sztorm Andrea, a drugim huragan Barry. Tymczasem według najnowszej prognozy NOAA do 30 listopada nad Atlantykiem narodzi się od 10 do 17 cyklonów, w tym od 5 do 9 huraganów, z czego od 2 do 4 osiągnie co najmniej trzecią kategorię w skali siły tych zjawisk.

A więc, co się odwlecze, to nie uciecze. Niestety, opóźnianie się początku głównej fazy sezonu cyklonicznego, jak i długi okres ciszy, nie wróży niczego dobrego. Oznacza to, że sezon może wystartować z kopyta i da popalić mieszkańcom wybrzeży zachodniego Atlantyku w drugiej połowie sierpnia, we wrześniu, a nawet w październiku.

Długoterminowe prognozy wskazują, że pierwszy cyklon, imieniem Chantal może się narodzić w okolicach 20 sierpnia nad wodami Zatoki Meksykańskiej. Nie jest jeszcze pewne, czy tak się stanie, jednak w perspektywie następnych 10 dni aktywność cykloniczna będzie podwyższona.

Źródło: TwojaPogoda.pl / NHC.

prognoza polsat news