FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Trzy dni ciemności w Polsce. Budzi się góra zagłady

Ziemia trzęsie coraz częściej i mocniej. Pod stopami setek tysięcy ludzi budzi się potwór drzemiący od blisko pół tysiąca lat. Może wyrzucić tyle popiołów, aby zmienić dzień w noc nad wieloma krajami Europy, także nad Polską.

Artystyczna wizja erupcji wulkanu w Puzzoli. Fot. Pixabay.
Artystyczna wizja erupcji wulkanu w Puzzoli. Fot. Pixabay.

Na przedmieściach włoskiego Neapolu położona jest miejscowość Pozzuoli, której 80 tysięcy mieszkańców żyje z budzącym się do życia superwulkanem pod stopami. Wielu wzniosło posiadłości w kraterach wentylacyjnych, przez które może w każdej chwili trysnąć lawa.

Szansa na sprawną ewakuację jest nikła, ponieważ w strefie zagrożenia erupcją mieszka ponad 1,5 miliona ludzi. Od miesięcy region nawiedzają coraz częstsze i nasilające się wstrząsy, które póki co powodują niewielkie szkody, ale wzbudzają poważny niepokój.

Drżenie ziemi oznaką budzenia się wulkanu

Od połowy ubiegłego wieku grunt w Puzzoli podniósł się o prawie 4 metry. Rozciąganie kaldery może się skończyć pękaniem skał i wybijaniem magmy na powierzchnię. Naukowcy nie mają wątpliwości, że tak się stanie, choć nie potrafią wskazać, kiedy dokładnie.

Zdjęcie satelitarne kaldery wulkanu Pola Flegrejskie w rejonie Pozzuoli. Fot. NASA.

Pola Flegrejskie to nie zwyczajny wulkan, lecz superwulkan, zdolny do produkcji magmy o objętości większej niż tysiąc kilometrów sześciennych, czyli tysiące razy większej niż w przypadku normalnych erupcji. Wybuch tego wulkanu może mieć skutki porównywalne z upadkiem dużych rozmiarów meteorytu.

Jak wyglądałaby erupcja superwulkanu?

Według naukowców erupcja Pól Flegrejskich, jednej z największych kalder wulkanicznych w Europie, mogłaby przybrać formę eksplozywnej kolumny popiołu i gazów wznoszącej się na dziesiątki kilometrów w atmosferę, połączonej z fontannami lawy i piroklastycznymi przepływami, niszczącymi okoliczne tereny w promieniu kilkunastu kilometrów od Neapolu.

Wyzwolone na skutek erupcji tsunami, wysokie na co najmniej kilkanaście metrów, mogłoby rozejść się po całym Morzu Śródziemnym, niszcząc przy tym nie tylko infrastrukturę portów morskich, ale też nadbrzeżne zabudowania, nawet do kilometrów w głąb lądu.

Niebo nad Zatoką Neapolitańską ciemniałoby od gęstych chmur pyłu wulkanicznego, a huk eksplozji słyszalny byłby setki kilometrów dalej, powodując panikę wśród milionów mieszkańców gęsto zaludnionego regionu Kampanii. Ta erupcja, podobna do tej sprzed 39 tysięcy lat, oznaczałaby nie tylko lokalną katastrofę, ale i globalne echo w postaci rozległej chmury popiołu unoszącej się tygodniami lub miesiącami.

Najgorsza może się okazać erupcja zimowa

Gdyby do erupcji doszłoby zimą, dominujące wiatry zachodnie i południowe szybko uniosłyby ogromne ilości popiołu wulkanicznego, szacowane na miliardy ton, na wschód i północ, pokrywając większą część Europy warstwą pyłu o grubości od kilku centymetrów do kilku metrów.

Włochy i kraje sąsiednie, takie jak Francja czy Niemcy, doświadczyłyby natychmiastowych zamknięć lotnisk i autostrad z powodu erozji silników i widoczności bliskiej zeru, podczas gdy gęsta chmura blokowałaby światło słoneczne, powodując efekt "zimy wulkanicznej" z gwałtownym spadkiem temperatur nawet o kilka stopni.

W tym scenariuszu, chmura popiołu rozciągnęłaby się na tysiące kilometrów, docierając do Skandynawii i Europy Wschodniej w ciągu kilku dni, zakłócając łańcuchy dostaw i powodując awarie energetyczne. Europa stanęłaby w obliczu kryzysu humanitarnego, z milionami ewakuowanych i zagrożonych zdrowiem z powodu wdychania toksycznego pyłu bogatego w krzemionkę i fluor.

Co najmniej trzy dni ciemności w Polsce

W Polsce, oddalonej o ponad 1500 kilometrów od kaldery, erupcja zimą przyniosłaby surrealistyczny krajobraz: gęsta, szara chmura popiołu nadciągnęłaby znad Alp i Niemiec, blokując całkowicie światło słoneczne, zmieniając krótki zimowy dzień w nieprzeniknioną noc. Doszłoby do olbrzymiego ochłodzenia, a ulice Warszawy, Krakowa czy Gdańska pokryłyby się centymetrową warstwą szarego pyłu, paraliżując ruch drogowy i kolejowy, silniki samochodów i pociągów ulegałyby awariom.

Ludzie, zamknięci w domach, zmagaliby się z problemami oddechowymi i podrażnieniami oczu, a szpitale przepełniłyby się przypadkami astmy i zatruć gazami wulkanicznymi. Rolnictwo poniosłoby nieodwracalne straty: uprawy pod folią i szklarnie zawaliłyby się pod ciężarem popiołu, a bydło i dzika zwierzyna cierpiałyby z głodu w warunkach ekstremalnego chłodu i braku światła.

Po ustąpieniu chmury, Polska i reszta Europy zmagałyby się z wielomiesięcznymi skutkami: spadek plonów o 20-30 procent z powodu wyjałowionej gleby i zakłóceń fotosyntezy, prowadzący do kryzysu żywnościowego i wzrostu cen. Klimatycznie, aerozole w stratosferze mogłyby przedłużyć zimę o tygodnie, powodując powodzie wiosenne i susze letnie, co uderzyłoby w sektor energetyczny, elektrownie węglowe i wiatrowe uległyby zanieczyszczeniu, a import paliw z południa Europy zostałby zablokowany.

Zdrowie publiczne ucierpiałoby na fali chorób układu oddechowego, z potencjalnie tysiącami zgonów, podczas gdy gospodarka straciłaby miliardy euro na postojach w przemyśle i turystyce. Mimo to, taka erupcja mogłaby przyspieszyć unijne inwestycje w odporność klimatyczną, przypominając o kruchości współczesnego świata wobec sił natury.

Źródło: TwojaPogoda.pl

prognoza polsat news