FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Tylko miesiące zostały do słonecznego kataklizmu, który cofnie nas w rozwoju o stulecie?

Bez Słońca nie ma życia, ale najbliższa nam gwiazda może je poważnie utrudnić. Wystarczy jeden rozbłysk, abyśmy cofnęli się o stulecie, tracąc łączność i prąd. Naukowcy biją na alarm, bo do niewyobrażalnego kataklizmu może dojść w najbliższych miesiącach.

Tak wygląda nasza gwiazda. Fot. NASA.
Tak wygląda nasza gwiazda. Fot. NASA.

Aktywność słoneczna systematycznie rośnie i to znacznie szybciej niż wynikało to z ostatnich prognoz naukowców z NASA. Zaskakuje zarówno liczba ciemnych plam, czyli obszarów aktywnych, jak i siła wybuchów, które produkują. Nie było tak od 2003 roku.

Wszystko wskazuje na to, że szczyt aktywności słonecznej czeka nas już w 2024 roku, a więc o rok wcześniej niż się spodziewano, w dodatku będzie jeszcze silniejszy, a to bardzo niepokojące informacje.

Niebezpieczne „czarne piegi” na Słońcu

Na obrazach z sond kosmicznych najbliższa nam gwiazda wygląda jakby była pokryta piegami. To obszary aktywne (zwane plamami), które nie tylko generują rozbłyski promieniowania rentgenowskiego, ale również wyrzucają gigantyczne ilości plazmy w przestrzeń kosmiczną.

Liczne plamy na powierzchni Słońca w marcu 2001 roku. Fot. NASA.

Jedne plamy zmniejszają się zanikają, a inne powiększają się. Niektóre są wielokrotnie większe od Ziemi. Pochodzące z nich impulsy ekstremalnego promieniowania ultrafioletowego jonizują górne warstwy ziemskiej atmosfery.

Powodują przy tym częste przerwy w odbiorze fal krótkich. Incydenty związane z zakłóceniami łączności telekomunikacyjnej mają charakter regionalny i w ostatnim czasie zdecydowanie się nasilają. Praktycznie codziennie mamy zakłócenia fal radiowych klasy R1.

Czeka nas powtórka z 1859 roku?

Gdyby jedna z takich olbrzymich plam znajdowała się w środkowej części słonecznej tarczy, naprzeciw Ziemi i doszło w niej do wybuchu skierowanego w naszą stronę. To istnieje zagrożenie, że gigantyczne ilości słonecznej plazmy dotarłyby do ziemskich biegunów magnetycznych.

Zorze polarne są skutkiem wysokiej aktywności słonecznej. Fot. Pixabay.

Wówczas grozi nam niezwykle silna burza geomagnetyczna, której efektem będą spektakularne zorze polarne, w skrajnym przypadku widoczne niemal na całej planecie, daleko od obszarów polarnych. To świadczyłoby o bardzo poważnym zagrożeniu.

Mogłoby się to skończyć dla ludzkości tragicznie, znacznie gorzej niż we wrześniu 1859 roku, gdy miało miejsce tzw. zjawisko Carringtona. Wiatr słoneczny dotarł do ziemskich biegunów magnetycznych w ciągu niecałych 20 godzin, a więc 2-3 razy szybciej niż zazwyczaj.

Doszło do zakłóceń i awarii w sieci telegraficznej w Europie i Ameryce Północnej. Zorze polarne, zwykle widoczne nad obszarami polarnymi, tym razem obserwowano niemal na całym świecie, nawet w krajach położonych w pobliżu równika.

Tak wyglądało Słońce w niedzielę. Fot. NASA / SDO.

Ludzkość nie dysponowała wówczas urządzeniami, które mogłyby odnotować tego typu zdarzenie. Nie miało ono też większego wpływu na normalne funkcjonowanie społeczeństwa, bo nie istniała wówczas żadna powszechna elektronika, a pierwsza na świecie sieć elektroenergetyczna na wysoką skalę powstała dopiero przeszło 20 lat później.

Kataklizm minął nas dosłownie o krok

23 lipca 2012 roku na Słońcu doszło do największego wybuchu jaki kiedykolwiek odnotowano za pomocą sond kosmicznych. Miał on miejsce na skraju widocznej z Ziemi strony tarczy słonecznej. Tylko fakt, że wyrzut nie był skierowany bezpośrednio w naszą stronę, nie odczuliśmy jego skutków. A mogło być naprawdę groźnie.

Naukowcy przez wiele miesięcy badali to zjawisko i doszli do zatrważających wniosków. Ustalono, że do koronalnego wyrzutu materii (CME) doszło z plamy o numerze 1520. Wiatr słoneczny osiągnął rekordową prędkość aż 12 milionów kilometrów na godzinę i rozprzestrzenił naładowane cząstki po Układzie Słonecznym.

Mógłby nastąpić reset cywilizacji

Dobry przykład, jak groźny może być olbrzymi rozbłysk na Słońcu, mieliśmy w 1989 roku. Podczas burzy magnetycznej w marcu i sierpniu doszło do awarii sieci energetycznej w kanadyjskim stanie Quebec. 6 milionów odbiorców nie miało prądu przez 9 godzin, w dodatku pracę musiała przerwać główna kanadyjska giełda papierów wartościowych, co przyniosło gigantyczne straty finansowe.

Dzisiaj, gdy nasze codzienne życie, od transportu po łączność, uzależnione jest od energii elektrycznej, skutki takiego zjawiska, jak w 1859 roku, byłyby katastrofalne. Naukowcy sądzą, że przy odpowiednio silnej burzy magnetycznej, powstałej po wybuchu na Słońcu, uszkodzenie sieci energetycznej może objąć nawet całe kraje.

Setki milionów odbiorców straciłoby prąd na całe tygodnie, a nawet miesiące. W skrajnych przypadkach przywracanie dostaw energii trwałoby kilka lat. Naprawa całych systemów energetycznych byłaby niezwykle czasochłonna i kosztowna. Według szacunków niemieckiej firmy ubezpieczeniowej Allianz straty materialne takiego zdarzenia mogłyby sięgać nawet bilionów dolarów.

Tak wygląda słoneczna protuberancja. Fot. NASA.

To może się okazać gorsze dla normalnego funkcjonowania społeczeństwa niż odbudowa po przejściu tornada czy nawet największej powodzi. Zjawiska te dotykają miasta, regiony i kraje, zaś wpływ Słońca obejmuje całe kontynenty, całą naszą planetę jednocześnie.

Coraz mniej czasu na przygotowania

Naukowcy kilkukrotnie obserwowali za pomocą sond kosmicznych gigantyczne burze na powierzchni Słońca, jednak te największe szczęśliwie nie były skierowane ku Ziemi. Należy jednak zakładać, że w przyszłości olbrzymia chmura plazmy nas nie ominie, a wówczas kataklizm jest gotowy.

Mając na uwadze 11-letni cykl słoneczny, obecnie znajdujemy się w trakcie cyklu wzrostowego. Do października 2024 roku czeka nas kolejne maksimum aktywności Słońca. To oznacza, że w najbliższych miesiącach sytuacja może się skomplikować. Aby lepiej poznać naszą gwiazdę i opracować skuteczne metody ochrony mamy już bardzo niewiele czasu.

Słońce bezustannie obserwowane jest przez kilka sond kosmicznych. Jedną z nich jest Solar Dynamics Observatory (SDO), która każdego dnia gromadzi aż 1,5 TB danych. Specjaliści mozolnie analizują te informacje pod kątem kosmicznych prognoz pogody, których zadaniem jest informowanie o możliwych zagrożeniach dla sond kosmicznych, satelitów czy samolotów.

Jednak to zbyt mało, aby można było poczuć się bezpiecznie. Dlatego astronomowie z Uniwersytetu Stanforda pracują już nad inteligentnym systemem wyposażonym w specjalne algorytmy, które sprawią, że będzie on przygotowywał precyzyjne prognozy, na podstawie całej masy danych, a także uczył się, zbierał potrzebne doświadczenie i polepszał swoją skuteczność.

Sztuczna inteligencja będzie pracowała na podstawie określonych wzorów, a swoją wiedzę będzie czerpała z bazy ponad 2 tysięcy regionów, które obecnie obserwowane są przez sondę SDO. Efektem pracy systemu ma być niezwykle szybka i szczegółowa prognoza dotycząca nadchodzących wybuchów i rozbłysków słonecznych.

Pozwoli ona przewidzieć docierające do Ziemi strumienie wiatru słonecznego na 30 minut przed rozpoczęciem się burzy geomagnetycznej. To niewiele czasu, ale na więcej nie możemy sobie pozwolić.

Takie rozwiązanie jest bardzo istotne dla normalnego funkcjonowania naszej cywilizacji, gdyż pozwoli nam to odpowiednio wcześniej zabezpieczyć się przed nadciągającym kosmicznym kataklizmem i, tym samym, maksymalnie ograniczyć jego skutki.

Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA.

prognoza polsat news