FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Hektolitry deszczu wywołały powódź jakiej nie widziano od pokoleń. Jak to się wszystko zaczęło?

25 lat temu, w pierwszych dniach lipca, zaczęło padać i nie chciało przestać. Nikt jeszcze wtedy w najczarniejszych myślach nie przewidywał, że będzie to jedna z największych powodzi w dorzeczu Odry w polskiej historii. Oto jak się to wszystko zaczęło...

​Powódź we Wrocławiu w 1997 roku. Fot. Breslau / Sikor 61 / Facebook / fotopolska.eu
​Powódź we Wrocławiu w 1997 roku. Fot. Breslau / Sikor 61 / Facebook / fotopolska.eu

To już 25 lat, jak ten czas szybko leci. Od lipca 1997 roku zdążyliśmy zebrać spory bagaż doświadczeń, ponieważ, gdy próbujemy sobie przypomnieć to, co wtedy się zdarzyło, na myśl przychodzi nam powódź z 2010 roku.

Aż trudno uwierzyć, że kolejna gigantyczna powódź zdarzyła się tak szybko, po zaledwie 13 latach. Choć naukowcy nas ostrzegali, że z wielką wodą będziemy mieć do czynienia coraz częściej, większość alarmujące prognozy bagatelizowała.

Powódź we Wrocławiu w 1997 roku. Fot. Breslau / Facebook / fotopolska.eu

Powódź Tysiąclecia w dorzeczu Odry zaczęła się częstymi opadami, które przechodziły nad południem Polski już od pierwszych dni lipca. 5 lipca 1997 roku rozpoczęły się najmocniejsze ulewy w dorzeczu i źródłach Odry, które stały się ostatecznym czynnikiem doprowadzającym do największej powodzi w dziejach.

Wszystko zaczęło się tego dnia na obszarze źródeł Odry, czyli w czeskich Górach Odrzańskich. 5 lipca wczesnym popołudniem zaczął tam padać deszcz, który nie ustał przez wiele dni, wciąż się nasilając. W tym momencie było już wiadomo, że sytuacja stała się krytyczna i tak naprawdę nie można już zrobić nic, aby zapobiec katastrofie.

​Powódź we Wrocławiu w 1997 roku. Fot. Breslau / Facebook / fotopolska.eu

Tego dnia na coraz większej ilości lewobrzeżnych dopływów górnej i środkowej Odry pojawiły się przekroczenia najpierw stanów ostrzegawczych, a następnie alarmowych. Zalaniu uległy działki, pola i łąki znajdujące się nad brzegami Nysy Kłodzkiej.

W dramatycznym tempie przybywało wody zarówno w rzekach, jak i niewielkich górskich strumykach i potokach. Powódź powiększała rozmiary i zaczynała niebezpiecznie zbliżać się do ludzkich osad. Na razie mieszkańcom południowo-zachodniej Polski pozostawało obserwowanie na własne oczy podnoszenia się rzek, a z każdą godziną strach stawał się coraz większy.

​Powódź we Wrocławiu w 1997 roku. Fot. Breslau / Facebook / fotopolska.eu

Do ostatniej chwili nie uruchomione zostały żadne procedury, a więc nie było też ewakuacji ludności. Meteorolodzy obserwowali prognozy i nie mogli uwierzyć w to, co widzieli. Wynikało z nich, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin spadnie trzykrotnie więcej deszczu niż normalnie powinno przez cały miesiąc.

Jak to się wszystko stało...

Największa od stuleci powódź jaka nawiedziła Polskę w lipcu 1997 roku miała swe źródło w Czechach, gdzie spadło kilkukrotnie więcej deszczu niż w Polsce. W naszym kraju suma opadów za kilka dni wyniosła od 300 do ponad 600 mm, a więc miejscami spadło tyle deszczu, ile powinno przez niemal rok.

5 lipca znad Włoch nad Czechy napłynął układ niżowy. Niże, które docierają do nas z południa Europy, a nie jak to zwykle bywa z zachodu, są wyjątkowo obfite w wodę. Niże takie noszą nazwę genueńskich (od włoskiego miasta Genua skąd nadchodzą) i zazwyczaj właśnie nad środkowymi regionami Europy są blokowane przez wyże stacjonujące w tym czasie na wschodnią Europą.

​Powódź we Wrocławiu w 1997 roku. Fot. Breslau / Facebook / fotopolska.eu

Niosące ulewy fronty atmosferyczne wirują wokół niżu i blokowane nad danym obszarem przez kilka dni powodują gwałtowny wzrost poziomu wód w rzekach. Na nieszczęście w lipcu 1997 roku najintensywniejsze deszcze padały właśnie na czeskie Morawy, a więc źródło rzeki Odry.

W nocy z 5 na 6 lipca w ciągu każdych 6 godzin spadało do 60 mm wody. Następnie w ciągu dnia 6 lipca aż do poranka 7 lipca strefa ulew przesunęła się jeszcze bardziej na wschód Czech. Łącznie na południe Polski, w tym źródła i dorzecza Odry spadło już 200 mm deszczu.

Wystarczyły tylko opady z 5 i 6 lipca, aby doprowadzić do największej powodzi we współczesnej historii Polski. Na wielu wodowskazach notowano stany wody jakich nie widziano nigdy w całej historii pomiarów, przewyższające dotychczasowe rekordy nawet o 3 metry. 8 lipca, kiedy wielka woda zatapiała niemal wszystkie miasta nad brzegami Odry, strefa opadów zanikła i przesunęła się na wschodnie regiony Polski, gdzie dała już tylko mżawkę.

Miastem, które ucierpiało najbardziej, był Wrocław. Główną przyczyną dziejowej powodzi w stolicy Dolnego Śląska było nałożenie się na siebie fali powodziowej płynącej Odrą oraz fali uchodzącej do Odry na rzece Nysie Kłodzkiej.

​Powódź we Wrocławiu w 1997 roku. Fot. Breslau / Facebook / fotopolska.eu

W Polsce zginęło 56 osób, straty oszacowano na około 12 miliardów złotych. Dach nad głową straciło 7 tysięcy ludzi. Straty z tytułu zniszczenia majątku poniosło 9 tysięcy firm. Woda uszkodziła lub zniszczyła 680 tysięcy mieszkań, 4 tysiące mostów, 14 tysięcy kilometrów dróg, 613 kilometrów wałów i 500 tysięcy hektarów upraw.

Historyczna powódź dzień po dniu

5 lipca - We wszystkich lewobrzeżnych dopływach górnej i środkowej Odry przekroczony jest stan alarmowy.

7 lipca - Wylewa Nysa Kłodzka powodując zalanie wielu miejscowości w Kotlinie Kłodzkiej. W samym Kłodzku zawaleniu ulega kilka starych kamienic. Tego samego dnia gwałtowny wzrost poziomu wody obserwowany jest w Krapkowicach. Zalewane są pierwsze budynki.

8 lipca - Odra wdziera się do Raciborza. Pod wodą znajduje się część śródmieścia, w tym dworzec kolejowy i budynek poczty głównej. To jednak nie koniec, ponieważ poziom wody stale się podnosi. Fala kulminacyjna dociera tam po 2 dniach. Wówczas wodowskaz w Miedoni całkowicie znajduje się pod wodą, co uniemożliwia odczyt. Takiego stanu rzeki nie było jeszcze nigdy.

9 lipca - Z każdą godziną Racibórz coraz bardziej jest zatapiany przez Odrę. W wielu miejscach woda sięga wysokości 1-2 metrów. W brudnej wodzie pływają śmieci. Wielu mieszkańców udaje się do znajomych i rodzin, aby nie zostać odciętym od świata w domach. Ci, którzy nie chcą opuścić domów, czekają na pomoc w postaci żywności i środków pierwszej potrzeby.

10 lipca - Powódź dociera do Opola. Pod wodą znajduje się już lewobrzeżna część miasta. O świcie przerwany zostaje wał w Winowie, w wyniku czego wiele budynków zostaje zalanych 4-metrową falą. Szacuje się, że powódź odcina około 40 tysięcy ludzi. Woda sięga pierwszych pięter. Wiele miejscowości otrzymuje nakaz natychmiastowej ewakuacji. Mieszkańcy ratowani są za pomocą śmigłowców i łodzi. Panuje organizacyjny chaos.

11 lipca - Po przejściu fali kulminacyjnej poziom wody zaczyna wreszcie opadać. Mieszkańcom ukazuje się ogrom żywiołu. Zaczyna się wielkie sprzątanie. W tym samym czasie Odra gwałtownie wzbiera we Wrocławiu, gdzie władze wydają się niewiele robić. Nikt nawet w najczarniejszych scenariuszach nie przewiduje kataklizmu, jaki ma się zdarzyć w ciągu następnej doby. Na osiedlu Kozanów woda podchodzi pod same wały, po same dachy zalane są altanki w ogródkach działkowych.

11 na 12 lipca - Przez całą noc mieszkańcy Kozanowa, Opatowic, Biskupina i Sępolna czuwają na wałach, na bieżąco je uszczelniając. Woda podnosi się i podnosi bez końca. Z każdą godziną sytuacja staje się coraz trudniejsza.

12 lipca - Przed południem na skutek cofki na rzece Ślęza, na odcinku ujściowym do Odry, zalaniu ulega niżej położona część wrocławskiego Kozanowa. Woda sięga tam wysokości kilku metrów. Zalane są sklepy i mieszkania na wysokim parterze. Mieszkańcy są ewakuowani pontonami i łodziami. To najbardziej dramatyczny obrazek powodzi tysiąclecia, 10-piętrowe wieżowce wyłaniające się z olbrzymiego rozlewiska. W tym samym czasie zaczyna podmywać ogród zoologiczny. Trwa ewakuacja cennych zbiorów m.in. Muzeum Narodowego i Biblioteki Ossolińskich.

Po południu i wieczorem pod wodą znajdują się wszystkie wschodnie osiedla Wrocławia. Miasto jest sparaliżowane. Woda wdziera się do ścisłego centrum miasta, zalewa Dworzec Główny. Trwa walka o uratowanie przed zalaniem Starego Miasta. Ewakuowanych zostaje prawie 20 tysięcy ludzi.

13 lipca - Kolejny dzień walki z wielką wodą we Wrocławiu. Kto tylko może pomaga przy układaniu worków z piaskiem. W ten sposób udaje się uratować m.in. Teatr Polski. W sklepach nie ma już niczego, a jest potrzeba dosłownie wszystkiego. Wszyscy pytają tylko o wodę do picia i higieny.

17 lipca - Zgodnie z uchwałą Sejmu każda poszkodowana przez powódź rodzina otrzymuje 3 tysiące złotych jednorazowej zapomogi.

18 lipca - Obchodzony jest dzień pamięci o ofiarach powodzi. Tymczasem prognozy znów wskazują na intensywne opady, które mogą doprowadzić do powstania drugiej fali powodziowej. Wszystkie służby są postawione w stan pełnej gotowości. Trwa gorączkowe naprawianie uszkodzonych wałów.

20 lipca - Na szczęście zagrożenie mija, spada dużo mniej deszczu, niż wynikało to z prognoz. Druga fala jest niska i wydłużona, nie stanowi niebezpieczeństwa.

Źródło: TwojaPogoda.pl

prognoza polsat news