FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Czekali na deszcz, ale się nie doczekali. W miejscowości obok spadła ściana wody. Jak to możliwe?

Jak to się dzieje, że w jednej części miasta potrafi spaść ściana deszczu powodując podtopienia, a w innej części nie spada nawet kropla wody. Zdjęcie z radaru meteorologicznego wyjaśnia nam to zaskakujące zjawisko.

Ściana deszczu w Mogilnie w woj. małopolskim. Fot. Facebook / OSP Mogilno - KSRG / Paweł Rola.
Ściana deszczu w Mogilnie w woj. małopolskim. Fot. Facebook / OSP Mogilno - KSRG / Paweł Rola.

Podczas ostatniej fali burz mieszkańcy wielu miejscowości rozsianych po naszym kraju, którzy czekali z utęsknieniem na życiodajny deszcz, obeszli się smakiem, ponieważ chmurzyło się, grzmiało, błyskało się, ale ostatecznie nic nie spadło, co najwyżej kilka kropel.

Stali się oni świadkami zaskakującego, chociaż powszechnego zjawiska, o którego istnieniu wiemy wszyscy, ale nie każdy z nas potrafi je poprawnie wytłumaczyć i zrozumieć.

Mowa oczywiście o tzw. przejściu burzy bokiem. To efekt lokalnych opadów deszczu, i to do tego stopnia miejscowych, że w jednej części miasta potrafiła spaść istna ściana deszczu, a w innej części nie zaobserwowano zupełnie nic.

Omówimy ciekawy przypadek z 14 maja 2021 roku. W tym samym czasie, gdy na północne i północno-wschodnie dzielnice Warszawy spadło nawet ponad 30 litrów deszczu na metr kwadratowy ziemi, czyli więcej niż zwykle powinno spaść przez pół miesiąca, to południowe dzielnice ulewa zupełnie ominęła.

Strażacy odpompowywali wodę z rozlewisk, które utworzyły się zwłaszcza na Pradze Północ, gdzie natężenie opadów było największe. To była prawdziwa ściana deszczu, którą można było zaobserwować z południowych dzielnic na północnym niebie w postaci szarej zasłony opadającej z chmur na ziemię i koryto Wisły.

1-godzinna suma opadów w piątek w Warszawie. W północnej części miasta spadło bardzo dużo deszczu, a w południowych dzielnicach deszczu nie odnotowano. Fot. IMGW-PIB.

Opad konwekcyjny potrafi przynosić lokalne podtopienia. Są to opady związane z napływem chwiejnej masy powietrza, w ramach której dochodzi do konwekcji, czyli oddawania ciepła przez ziemię, drzewostan, zabudowania i akweny do atmosfery.

Opady tego typu stanowią swoiste wyspy deszczowe. Na radarach meteorologicznych przypominają pawie oczka. Niosą je chmury kłębiaste, które piętrzą się wraz z dopływem ciepłego, ochładzającego się powietrza.

Deszcz konwekcyjny. Fot. Facebook / Witold Ochał.

Jako że strefy opadów są odizolowane, pogoda bardzo często zmienia się. Przez kilka lub kilkanaście minut pada, następnie przejaśnia się lub nawet rozpogadza, by później znów zaczęło padać, i tak na przemian niemal przez cały dzień.

Deszcze konwekcyjne są przelotne, ale bywają intensywne (z tego powodu są nazywane prysznicami), w ciepłej porze roku połączone z burzami, niekiedy z gradem i porywistym wiatrem. Najczęściej występują od godzin południowych po wieczór, gdy operują promienie słoneczne.

Deszcze konwekcyjne na radarze meteorologicznym. Fot. IMGW-PIB.

Ten typ opadów jest trudny do prognozowania. Dzieje się tak dlatego, że skala konwekcji, a więc możliwość powstania chmur deszczowych, jest związana z lokalnym ukształtowaniem terenu i wieloma innymi czynnikami, które nie sposób monitorować i prognozować.

Chmury mają niewielki zasięg, najczęściej kilkunastu kilometrów, a więc mogą dane miejsce ominąć nawet o kilka kilometrów, diametralnie zmieniając pogodę. W jednej miejscowości przyniosą ulewny deszcz, a w sąsiedniej nie spadnie kropla deszczu.

Lokalność opadów ma miejsce także podczas przechodzenia frontów atmosferycznych, zwłaszcza burzowych. W jednym fragmencie strefy burz deszcze mogą być nawalne, a w innym niewielkie.

W piątek (1.07) na Pomorzu, gdzie opady były najbardziej obfite, spadło nawet 20-30 mm deszczu. Dla porównania w Wielkopolsce czy na Ziemi Łódzkiej, ale nie tylko tam, sumy opadów były minimalne, poniżej 1 mm. To zbyt mało, aby zażegnać pogłębiającą się suszę. Niestety, na kolejne większe deszcze jeszcze poczekamy.

Źródło: TwojaPogoda.pl

prognoza polsat news