Polska dostaje się pod wpływ układu niskiego ciśnienia z centrum nad zachodnią Rosją, którego chłodny front przynosi w niedzielę (19.12) opady różnego rodzaju, w zależności od panującej temperatury.
Dotychczas było jeszcze ciepło, ponieważ termometry pokazywały od 4 do 7 stopni, jednak wraz z nadejściem wieczora ochładza się, najszybciej na północnym wschodzie, gdzie jeszcze po południu temperatura spadła w pobliże zera.
Śledź burze i opady na żywo >>>
Deszcz, który zdominował aurę w naszym kraju, zaczyna przechodzić we wschodnich województwach w deszcz ze śniegiem i sam śnieg. Nagłe ochłodzenie przynoszą burze, które generowane są przez korzystające z dużego kontrastu termicznego, rozbudowujące się chmury burzowe Cumulonimbus.
To właśnie za ich sprawą w wielu regionach kraju niebo przecięły pioruny, a mieszkańcy usłyszeli grzmoty i ujrzeli błyski, zupełnie jakbyśmy mieli środek lata. Towarzyszył im na ogół deszcz, ale miejscami na wschodzie intensywnie prószył śnieg.
Zjawisko to nazywamy burzą śnieżną. Nazwa nie wzięła się tylko i wyłącznie z potrzeby określenia intensywności opadów śniegu, lecz przede wszystkim po to, aby podkreślić, że w tym samym czasie, gdy występuje śnieżyca dochodzi do wyładowań atmosferycznych, czyli po prostu burzy.
Zasada powstawania burz śnieżnych jest niemal identyczna jak burz w porze letniej, kiedy to z chmury burzowej o nazwie Cumulonimbus pada ulewny deszcz i wyłaniają się błyskawice. Jednak zimą na wysokości kilku kilometrów nad ziemią temperatury są ujemne, więc kropelki wody tworzące ulewny deszcz mają postać śnieżynek i w takiej formie opadają potężnymi ilościami na ziemię, powodując śnieżyce.
Bijące pioruny powstałe w skutek różnicy temperatur nad powierzchnią ziemi, potęgują zjawisko, które wówczas nazywane jest już nie śnieżycą a burzą śnieżną. Tak, jak latem, burze śnieżne bywają groźne w skutkach, ponieważ może im towarzyszyć porywisty wiatr, a w krótkim czasie może spaść nawet kilkanaście centymetrów śniegu, o ile nie więcej.
Zimowe burze charakteryzują się donośniejszymi grzmotami. To efekt niskiej temperatury, w której fale dźwiękowe poruszają po krzywej, w różnych kierunkach i odbijają się od wielu przedmiotów. W ten sposób docierają do obserwatora z wielu stron i są wzmocnione. Jako, że poruszają się wolniej, dłużej też słychać dudnienie.
Obfite opady deszczu i śniegu to nie jedyne zjawiska, które dokuczają nam u kresu weekendu. Towarzyszy im porywisty wiatr z zachodu i północnego zachodu, osiągający przeważnie 50-60 km/h, a wysoko w górach nawet 140 km/h.
Po przejściu frontu ochłodzi się jeszcze bardziej, a to oznacza, że od poniedziałku (20.12) na coraz większym obszarze kraju będziemy mieli mróz i prószący śnieg, który po kilkudniowej przerwie znów zacznie nam zabielać krajobrazy.
Źródło: TwojaPogoda.pl