FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Powódź w Niemczech to nie skutek zmian klimatycznych. Kataklizm powraca tam regularnie

Potworne zniszczenia i ogromna liczba ofiar, jakie przyniosła powódź na zachodzie Niemiec, sprawiają, że zastanawiamy się, czy to skutek zmian klimatycznych. Okazuje się, że nie, bo podobne kataklizmy zdarzają się tam regularnie, jak z zegarkiem w ręku, co stulecie.

Osuwisko w zachodnich Niemczech po ulewach. Fot. Rhein-Erft-Kreis.
Osuwisko w zachodnich Niemczech po ulewach. Fot. Rhein-Erft-Kreis.

Co najmniej 180 osób zginęło, 670 zostało rannych, a przeszło 1300 zaginęło bez wieści podczas powodzi, która nawiedziła zachodnie Niemcy. Największe zniszczenia notowane są w malowniczej dolinie rzeki Ahr, która wezbrała tak gwałtownie, że mieszkańcy położonych nad nią miejscowości, nie zdążyli się ewakuować.

Powódź nie przyszła szybko

Do kataklizmu, wbrew powszechnej opinii, nie doszło błyskawicznie. Deszcze padały na region przez ok. 10 godzin. Choć opady były obfite, to jednak nie ekstremalnie silne. W ciągu godziny potrafiło spaść do 20 mm deszczu, jednak skumulowana przez wiele godzin suma opadów sięgała już 200 mm. Są to już ilości powodziowe.

Modele prognostyczne wskazywały na znaczne ilości deszczu w Nadrenii Północnej-Westfalii i Nadrenii-Palatynacie, ale nie tak skrajnie duże, jak to miało w rzeczywistości. Doszło do rzadkiego zjawiska jakim jest stratosferyczne odcięcie wirowości potencjalnej (PV).

Fenomeny te powstają w wyniku nieliniowego załamania się fal Rossby'ego na średnich szerokościach geograficznych. Poprzez destabilizację znajdujących się pod nimi warstw troposfery mogą wywołać konwekcję. Alternatywnie, poprzez indukowaną poziomą adwekcję, mogą powodować intensywne opady atmosferyczne w pobliżu topografii oraz w regionach o barokliczności tła.

Choć zjawisko to jest skomplikowane dla przeciętnego czytelnika, w dużym uogólnieniu można powiedzieć, że powstał swego rodzaju wir, który niczym cyklon tropikalny, zablokowany na niedużym obszarze, przyniósł astronomiczne ilości deszczu.

To samo napędzająca się maszyna, której wystąpienie niezwykle trudno przewidzieć. Rozłożenie opadów na wiele godzin było sprzyjającą okolicznością. Służby powinny były zadziałać i przeprowadzić szybką ewakuację ludności, zanim spadła deszczówka, w postaci olbrzymiej fali wezbraniowej, zaczęła płynąć doliną rzeki Ahr, niszcząc wszystko, co znalazło się na jej drodze. Tymczasem okazało się, że w wyniku zaniedbań nikt nie włączył syren alarmowych.

Prognoza dla trzech milionów miejscowości, aktualizowana co 30 minut. Wypróbuj nową aplikację Pogoda Interia na Androida >>>

Co więcej, lokalne służby cywilne nie zainteresowały się prognozami Europejskiego Systemu Ostrzegania Powodziowego (EFAS), które wydane zostały na 48 godzin przed tragedią, i jednoznacznie wskazywały na realne zagrożenie dla ludzkiego życia. Zawiodła komunikacja, niestety, nie pierwszy i nie ostatni raz.

Kataklizm co stulecie

Chociaż z pierwszych doniesień można było wywnioskować, że to największa taka powódź w tym regionie na tle ostatnich 300 lat, to jednak szybko okazało się, że prawda jest zgoła inna. Dramatyczne w skutkach powodzie w dolinie Ahru zdarzają się regularnie co około 100 lat.

Poprzednia miała miejsce 12 czerwca 1910 roku. Zniszczenia, udokumentowane na czarno-białych fotografiach, były porównywalne do obecnych. Zginęło wówczas, według różnych szacunków, od 50 do 200 mieszkańców, czyli podobnie jak i tym razem.

Jeszcze wcześniejsza powódź nawiedziła ten sam region w 1804 roku. Historyczne zapiski wskazują, że miała podobny zasięg, co ta z 1910 roku.

To nie zmiany klimatyczne?

Niemal natychmiast po kataklizmie pojawiły się głosy, że to namacalny dowód na zmiany klimatyczne wywoływane działalnością człowieka. Jednak wielu meteorologów i klimatologów odrzuciło tę teorię. Nie można zapominać, że pogoda i klimat diametralnie się od siebie różnią i nie należy ich ze sobą mylić.

Pogoda to zmiany stanu atmosfery w krótkiej perspektywie czasowej. Może się ona zmieniać, nawet gwałtownie, nie tylko z dnia na dzień, lecz również z godziny na godzinę. Niepozorne układy atmosferyczne mogą mieć poważne następstwa, tak jak miało to miejsce w Niemczech.

To, że w ciągu 3 dni jakiś region nawiedzi powódź, wcale nie oznacza przecież, że klimat stał się nagle znacznie wilgotniejszy niż był do tej pory. Ponieważ klimat to zbiór parametrów pogody, uśrednionych na bazie danych z wielu lat, a nie z kilku godzin.

- Burza o zasięgu regionalnym, taka jak ta, jest odosobnionym zdarzeniem. Taka jest natura pogody. Teza, że winne są zmiany klimatu, jest nie do utrzymania - powiedział meteorolog Andreas Friedrich z Niemieckiej Służby Meteorologicznej (DWD) w rozmowie z dziennikiem „Bild”.

Biorąc pod uwagę fakt, że identyczne powodzie nawiedzały dolinę rzeki Ahr również w 1910 i 1804 roku, mamy pewną prawidłowość, która wskazuje, że to skutek anomalii pogodowej, a nie zmiany klimatycznej. Gdyby akcja ratownicza była przeprowadzona tak, jak być powinna, ofiar byłoby znacznie mniej lub wcale.

Ocieplający się klimat może jednak wpływać w przyszłości na intensywność i częstotliwość występowania tych kataklizmów. Nie można bowiem wykluczyć, że następnym razem powtórzy się to już nie za 100 lat, lecz za połowę stulecia, a może jeszcze szybciej. Dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, że to skutek zmian klimatu.

Źródło: TwojaPogoda.pl

prognoza polsat news