Tym razem, i to bez najmniejszego ostrzeżenia, przebudził się wulkan San Cristobal w Nikaragui w Ameryce Środkowej. To już drugi wulkan w tej części świata, który pluje lawą i popiołami.
Mimo, że jego erupcja trwała zaledwie pół godziny, to jednak wulkan wyrzucił tak duże ilości popiołów, że opadły one na miejscowości położone nawet niemal 20 kilometrów od krateru. W samym środku dnia zapanowały egipskie ciemności.
Mieszkańcy pozamykali się w domach i uszczelnili okna i drzwi, aby pył nie wnikał do wnętrza i ich nie zadusił. Erupcji towarzyszyło przerażające dudnienie. Wszyscy obawiali się, że podzielą los mieszkańców Gwatemali, który w 2018 roku zabił ok. 450 osób.
Na szczęście erupcja szybko ustała, a popiołów opadł, rozjaśniając niebo. Niestety popiół zniszczył uprawy ryżu, sezamu, warzyw i drzew owocowych, a także pokrył grubą warstwą pastwiska. Straty będą ogromne.
Oprócz San Cristobal w ostatnim czasie wybuchły wulkany Pacaya w Gwatemali, Etna we Włoszech, Sangay w Ekwadorze, Sinabung na Indonezji i Veniaminof na Alasce, a oznaki budzenia się wykazują wulkany Pinatubo i Taal na Filipinach, Keilir na Islandii oraz La Soufrière na Karaibach.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Smithsonian.