FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

„Bestia ze wschodu” wraca nad Europę po 2 latach. Czekają nas tęgie mrozy i wielkie śniegi?

Zima póki co jest łagodna, ale może się to zmienić. Nad Arktyką niebawem dojdzie do rozpadu wiru polarnego, co może uruchomić reakcję łańcuchową, która skończy się potężnym uderzeniem zimy od połowy stycznia. Jednak, czy tak się stanie?

Fot. Max Pixel.
Fot. Max Pixel.

Wizja wyjątkowo mroźnej i śnieżnej zimy spędza sen z powiek Europejczykom. Ostatni raz mieliśmy z nią do czynienia na przełomie lutego i marca 2018 roku. Jak pamiętamy, temperatura spadała wówczas o porankach do minus 20 stopni i nawet w najcieplejszym momencie dnia było 10 stopni poniżej zera.

Incydent ten media z zachodniej Europy okrzyknęły mianem „Bestii ze wschodu”. To było ostatnie tak lodowate uderzenie zimy, które potrwało niemal 2 tygodnie. Niebawem możemy mieć powtórkę z tej wątpliwej rozrywki, ponieważ dziesiątki kilometrów nad Arktyką temperatura, zgodnie z prognozami, zacznie się zachowywać bardzo nietypowo.

Będzie dużo wyższa aniżeli zwykle o tej porze roku. To oznacza, że zamiast minus 80 stopni, będzie nawet o 50 stopni cieplej. Zjawisko to nazywane jest Nagłym Ociepleniem Stratosferycznym (SSW) i ma poważne konsekwencje w pogodzie również w Polsce.

Porównanie sytuacji barycznej (układu niżów, wirów polarnych) na północnej półkuli, podczas normalnej zimy (po prawej) i surowej zimy (po lewej). Dane: Wikipedia.

Nietypowo ciepłe powietrze unosi się do stratosfery, zaś te lodowate zaczyna opadać do troposfery. Dochodzi do rozerwania wiru polarnego, ponieważ trzymający go w ryzach prąd strumieniowy meandruje dalej niż zwykle ku południu i strefie umiarkowanej, w tym Europie.

Zaczynają spływać masy bardzo mroźnego powietrza arktycznego, dodatkowo wspomagane rozbudowującym się wyżem atmosferycznym. Ciśnienie rośnie, wiatr słabnie, a temperatura gwałtownie obniża się.

Nagłe ochłodzenie poprzedzone jest zwykle przejściem frontu atmosferycznego, w trakcie którego temperatura spada z wartości dodatnich w ujemne, czemu towarzyszą intensywne opady śniegu. Najlepszym przykładem tego zjawiska jest słynna Zima Stulecia z przełomu 1978 i 1979 roku.

Fot. TwojaPogoda.pl

Wtedy w ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin spadły olbrzymie ilości śniegu, a następnie ścisnął siarczysty mróz. Ostry atak zimy nie trwał długo, ale był całkowicie paraliżujący, oczywiście jak na tamte czasy.

Na podstawie Nagłego Ocieplenia Stratosferycznego meteorolodzy prognozują zbliżające się uderzenie zimowej pogody. Nie jest ono jednak pewne w 100 procentach, ponieważ może nie dojść do rozpadu wiru polarnego, a nawet jeśli do niego dojdzie, to strumień arktycznego powietrza wcale nie musi spłynąć nad Europę, lecz np. nad Azję lub Amerykę Północną.

W poprzednich sezonach zimowych, które zapisały się u nas jako rekordowo ciepłe, lodowate powietrze docierało do USA, Rosji, Chin i Japonii, a znaczą część Europy, w tym także Polskę, omijały, czasem o zaledwie kilkaset kilometrów.

Fot. Max Pixel.

Między Nagłym Ociepleniem Stratosferycznym a pierwszymi oznakami rozpadu wiru polarnego mija zazwyczaj kilka tygodni, a to oznacza, że atak zimy, o ile do niego w ogóle dojdzie, nie nastąpi wcześniej niż po połowie stycznia. Za kilka dni jego potencjalne początki może zacząć obejmować ogon prognozy 16-dniowej.

Warto obserwować to, co dzieje się obecnie nad Arktyką, ponieważ fenomen ten nie jest jeszcze w pełni poznany i skrywa przed nami wiele tajemnic. Wiemy jednak, że za każdym razem, gdy się pojawia, bywa paraliżujący dla codziennego życia milionów ludzi, zwłaszcza wtedy, gdy wraca po długim okresie bez tęgich mrozów, w regionach, gdzie zimy są zwykle są łagodne.

Źródło: TwojaPogoda.pl

prognoza polsat news