Dane satelitarne wskazują jednoznacznie, że nad Kanadą i Arktyką rozwinęła się największa dziura ozonowa w marcu na tle całej historii pomiarów. Zawartość ozonu obniżyła się do zaledwie 217 jednostek Dobsona.
Tak duża degradacja powłoki ozonowej rzadko zdarza się w szczycie sezonu zimowego, a co dopiero wczesną wiosną, gdy warunki ku temu są znacznie mniej sprzyjające. Naukowcy analizują, jaka jest przyczyna tej niepokojącej anomalii.
Winien jest wir polarny?
Okazuje się, że jej źródłem jest wyjątkowo silny wir polarny nad Arktyką, dzięki któremu miniona zima w Europie, w tym również w Polsce, zapisała się jako najcieplejsza przynajmniej od końca osiemnastego wieku. Temperatura w arktycznej stratosferze spadała do rekordowo niskiego poziomu niemal minus 100 stopni.
Tak niska temperatura, promieniowanie słoneczne i wyemitowane przez człowieka przed laty toksyczne aerozole, jak chlorofluorowęglowodory (CFC) i fluorowęglowodory (HFC), czyli tzw. freony, niszą warstwę ozonową, sprawiając, że rakotwórcze dla naszej skóry promieniowanie ultrafioletowe dociera w większej ilości do powierzchni ziemi.
Jeden z tych czynników, czyli światło słoneczne, w porze zimowej w Arktyce jest limitowane. To właśnie sprawia, że dziura ozonowa nie puchnie do tak dużych rozmiarów jak nad Antarktyką.
Jej rozrost utrudnia też topografia kontynentów, które otaczają Arktykę, w ten sposób zakłócając wir polarny i tym samym zapobiegając tworzeniu się Polarnych Chmur Stratosferycznych (tzw. obłoków perłowych), związanych z reakcjami chemicznymi, które produkują atomy chloru, odpowiedzialne za niszczenie warstwy ozonowej.
W ostatnich tygodniach temperatura, mimo, że mamy marzec, w stratosferze nadal była bardzo niska, w dodatku rosnące promieniowanie słoneczne sprzyjało niszczeniu ozonu.
Poprzednio tak duże ubytki ozonu w ziemskiej atmosferze nad rejonem Arktyki miały miejsce w marcu 2011 i 1997 roku. Wtedy wydawało się, że są to największe możliwe nasilenie się dziury ozonowej. Jednak bieżący sezon przyniósł nowy rekord.
Naukowcy są zdania, że wraz z postępującym ocieplaniem się klimatu, temperatury panujące w ochładzającej się na tle lat stratosferze, zaczną wreszcie rosnąć, co oznacza, że powłoka ozonowa, zarówno w Arktyce, jak i Antarktyce, zacznie się regenerować.
Dziura ozonowa nad Polską?
Nad Polską najmniejsze ilości ozonu mamy zazwyczaj w październiku i listopadzie, a największe w marcu i kwietniu. Późną jesienią oraz zimą sytuacja komplikuje się, ponieważ najczęściej zdarzają się anomalne spadki zawartości ozonu.
Naukowcy z Centralnego Obserwatorium Geofizycznego Instytutu Geofizyki PAN od półwiecza stale monitorują zawartość ozonu w atmosferze nad stacją w Belsku Dużym koło Grójca na Mazowszu. Z pomiarów wynika, że od kilku lat zawartość ozonu systematycznie się zmniejsza, zwłaszcza w porze letniej.
To niebezpieczne zjawisko, ponieważ właśnie w okresie wakacyjnym najczęściej zażywamy kąpieli słonecznych, a ubytek w warstwie ozonowej oznacza, że większa niż zwykle ilość promieni ultrafioletowych wnika do naszej skóry. Opalamy się szybciej i ryzykujemy poważnymi chorobami skóry.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA.