FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Ten zakątek świata to raj i piekło jednocześnie. Poznaj krainę wulkanów i trzęsień ziemi oczami Polaka

To miejsce, gdzie deszcz, gdy zaczyna padać, to nie przestaje nawet przez kilka dni, ziemia nieustannie drży, w powietrze co rusz wzbija się wulkaniczny popiół, na ulicy ubóstwo styka się z bogactwem, a o ekologii nikt nie słyszał. Specjalnie dla TwojaPogoda.pl opowiada o nim Piotr Śmieszek, dla którego ten raj i piekło na ziemi jest domem od lat.

Słynne tarasy ryżowe w Indonezji. Fot. Max Pixel / Pexels.
Słynne tarasy ryżowe w Indonezji. Fot. Max Pixel / Pexels.

Indonezja to archipelag ponad 18 tysięcy wysp, z których mniej niż połowa posiada nazwę, a tylko tysiąc jest stale zamieszkanych. Położona w pierścieniu ognia jest światową stolicą wulkanów i trzęsień ziemi. W ciągu ostatnich 20 lat pozbawiły one życia blisko 300 tysięcy osób.

W tej tropikalnej krainie piekło ściera się z rajem, pełnym niezwykłych krajobrazów, unikatowych gatunków zwierząt, fantastycznej kultury i najdziwniejszych zwyczajów, które coraz chętniej są odkrywane przez turystów z naszego kraju. Opowiada nam o nich Piotr Śmieszek, Polak mieszkający tam od kilkunastu lat.

Dlaczego postanowiłeś zamieszkać w Indonezji?

Piotr Śmieszek: W zasadzie to dosyć złożona historia. Trudno jednoznacznie stwierdzić, dlaczego postanowiłem zamieszkać w Indonezji. To raczej splot wielu zdarzeń złożył się na taki efekt finalny. Do Azji zacząłem jeździć w roku 1996. Była to najpierw Turcja, potem Syria, Liban, Jordania i tak coraz dalej na wschód, aż w roku 2000 dotarłem do Tajlandii, Kambodży i Birmy. To był ten moment, kiedy uzmysłowiłem sobie, że jest to jedyny właściwy kierunek, miejsce pociągające i przyciągające.

Indonezyjskie wulkany. Fot. Max Pixel / Pexels.

Ale tak naprawdę to nie Indonezja, a Birma była moją pierwszą „azjatycką” miłością. Życie jednak zawsze zaskakuje, i tak też było tym razem. Sytuacja w Yangoon, stolicy Birmy, nie sprzyjała zapuszczaniu korzeni. Przekonałem się o tym po 2-3 wizytach w tym buddyjskim państwie. Do tego dochodził problem językowy. Alfabet birmański, podobnie jak tajski, laotański czy khmerski, to dla nas prawdziwa „czarna magia”. W tzw. międzyczasie pojawiałem się w Azji dosyć często w związku z prowadzonym w Polsce biznesem.

Podczas tych wizyt docierałem do Malezji, Singapuru i w końcu w roku 2001-2002 do Indonezji. Los jak to zwykle bywa potoczył się wbrew moim planom i azjatyckie biznesy poszły w zapomnienie, a po drodze dodatkowo rozpadło się moje pierwsze polskie małżeństwo. Te gorzkie doświadczenia i potrzeba zdystansowania się do tego co za mną, spowodowały iż nie tylko rozumem, ale i sercem zacząłem odbierać archipelag Indonezja.

Indonezja świątynia. Fot. Max Pixel / Pexels.

Język bahasa indonesia, zapisywany alfabetem łacińskim był tylko dodatkowym atutem. Kropką nad i było poznanie 12 lat temu mojej żony i w konsekwencji ślub, pierwsze i drugie dziecko. Od 11 lat jesteśmy małżeństwem i mieszkamy na stołecznej wyspie Jawa w indonezyjskim Krakowie, czyli Yogyakarcie.

Na Jawie, głównej wyspie Indonezji, trwa teraz szczyt pory mokrej. W ciągu miesiąca spada tyle deszczu, ile na Warszawę przez ponad pół roku. Czy trudno jest znieść takie warunki pogodowe, kiedy niemal każdego dnia przechodzą burze i solidnie leje?

Piotr Śmieszek: Pora deszczowa na Jawie teoretycznie trwa od połowy października do połowy marca, czyli mniej więcej 5 miesięcy. Swoją kulminację ma natomiast obecnie. Na innych wyspach położonych bardziej na północ, np. Sumatra, Borneo, deszcze zaczynają się nieco szybciej, na wyspach na południowy wschód od Jawy, na Bali, Lombok i Flores, nieco później. Tak jak na całym świecie, również w Indonezji, pojawia się coraz więcej anomalii pogodowych. W minionym roku np. deszcz w centralnej części Jawy spadł zaledwie kilka razy.

Indonezyjska metropolia. Fot. Max Pixel / Pexels.

Co do samej intensywności opadów, na początek i koniec pory deszczowej, są to przelotne deszcze popołudniowe, wydłużające się do kilkugodzinnych, by w punkcie kulminacyjnym przechodzić nawet w deszcze 3-dniowe. Faktycznie deszcze są dosyć meczące, jeżeli ma się w planie przemieszczanie się na świeżym powietrzu, jednak każdy Indonezyjczyk/Jawajczyk od października nosi w torbie plastikową pelerynę, którą ubiera w miarę potrzeby.

Najbardziej uciążliwe są natomiast na początku pory deszczowej krótkie porywiste wiatry z kolosalną ilością deszczu, w niewielkim przedziale czasowym. Potrafią one wyrządzić dużo szkód. Stabilne deszcze grudniowe mają nawet swój nostalgiczny charakter i urok, co daje się zauważyć w kulturze, w piosenkach i wierszach. No i ostatnia sprawa. Po kilku miesiącach suchot ludzie witają zawsze pierwsze deszcze z radością i uśmiechem.

Czy turyści nieprzyzwyczajeni do warunków klimatycznych Indonezji, czyli częstych opadów, wysokiej temperatury i maksymalnej wilgotności powietrza, narzekają na pogodę?

Piotr Śmieszek: Raczej nie. Trzeba przyznać, że do Indonezji przylatują ludzie świadomi miejsca jakie wybrali. W odróżnieniu do innych, bardziej komercyjnych kierunków wakacyjnych, mało jest osób, które pojawiają się na archipelagu przypadkowo w wyniku jakiejś promocji „last minute” albo innego promocyjnego zbiegu okoliczności. Turysta odwiedzający Indonezję najczęściej przygotowuje się merytorycznie czy to buszując w sieci, czy dostępnej literaturze, i mniej więcej zdaje sobie sprawę z warunków, jakie zastanie na miejscu.

Zabytki Indonezji. Fot. Max Pixel / Pexels.

Ludzie są wręcz dociekliwi, nie tylko w kwestiach stricte pogodowych, ale też w temacie insektów, komarów (malaria i denga), węży i rekinów itp. Największym zaskoczeniem pogodowym są chyba paradoksalnie, mimo wszystko, niskie temperatury w tropikach. Turyści planujący trekkingi na wulkany Jawy (Bromo, Merapi, Ijen), Bali (Agung) i Lombok (Rinjani) zderzają się z temperaturami 5-10 stopni o poranku, co na tereny równikowe i podzwrotnikowe, niektórych szokuje.

Wspomniałeś o komarach roznoszących tropikalne choroby. Czy odwiedzając ten tropikalny kraj potrzebne są Polakom jakieś obowiązkowe szczepienia?

Piotr Śmieszek: Komary malaryczne pojawiają się okresowo, i to nie na wszystkich wyspach Indonezji. Najbardziej malaryczny jest początek sezonu suchego, zaraz po porze deszczowej. To idealny czas do rozwoju małych komarów ze złożonych w wodzie jajeczek. Do terenów malarycznych zalicza się indonezyjska cześć Nowej Gwinei, czyli Papua Zachodnia i Papua, wschodnie małe wyspy sundajskie z Flores i Tomor na czele oraz cześć Borneo i Celebesu (Sulawesi). Osoby wyjeżdżające na wakacje na Bali, Jawę czy Lombok mogą w tej kwestii spać spokojnie.

Słynne tarasy ryżowe w Indonezji. Fot. Max Pixel / Pexels.

Ci, którzy zapuszczają się na dłuższe trekkingi po Papui i Borneo lub na wspomniany Flores, mogą pomyśleć o lekach Malarone, które należy brać regularnie już przed wyjazdem, jak i po powrocie, zgodnie z zaleceniami lekarza. Krótkie wypady na Komodo czy Timor można „obsłużyć” sprayem Muga, unikając „zatruwania” się Malarone. Wspomniana Muga w sprayu to dobra ochrona przeciw komarom na każdej wyspie archipelagu. Poza komarami malarycznymi jest jednak jeszcze inne zagrożenie, niesione przez komary. Mowa tu o tzw. gorączce krwotocznej, czyli dendze. Ta, niestety, nie wybiera wysp, ale wybiera czas.

Komary roznoszące dengę kąsają rano po wschodzie słońca i wieczorem przed zachodem. Są one łatwo rozpoznawalne. Różnią się od zwykłych komarów odwłokiem w prążki, niczym zebra. Na te komary również dobrze działa Muga lub indonezyjskie wersje kremów i sprayów Autan lub Soffell, o nieco innym niż europejskie składzie. Jeżeli jednak podczas wakacji poczujemy się chorzy, każde szanujące się laboratorium odpłatnie przeprowadza testy krwi na wspomniane choroby. Dla uspokojenia statystyk trzeba jednak zaznaczyć, że 90 procent komarów latających nad Indonezją to zwykle denerwujące wszędzie tak samo „szaraki”.

A czy potrzebne są jakieś zezwolenia, wizy?

Piotr Śmieszek: W tej chwili Polska znajduje się już w grupie państw objętych bezwizowym wjazdem do Indonezji. To dosyć duże ułatwienie w porównaniu z płatnymi wizami, które obowiązywały jeszcze nie tak dawno i po które trzeba było aplikować w ambasadzie lub odstać swoje w kolejce na granicy w oczekiwaniu na tzw. Wizę VOA. Jest jednak jedno ale. Ruch bezwizowy dotyczy pobytów turystycznych do 30 dni. Zdawać by się mogło że to wystarczająco długi okres, biorąc pod uwagę wakacje, nic jednak bardziej mylnego.

Orangutan z Indonezji. Fot. Max Pixel / Pexels.

Często turyści przylatują na archipelag na pięć i więcej tygodni. Trzeba mieć tutaj na uwadze „rozmiar” Indonezji. By przelecieć samolotem z Medanu na Sumatrze do Jayapura na Nowej Gwinei, spędzamy w powietrzu ponad 5 godzin, czyli tyle co podczas przelotu z Lizbony do Moskwy. Wracając jednak do wiz. Na pobyt wydłużony do 60 dni można otrzymać odpowiednią płatną wklejkę, o tą jednak należy aplikować w ambasadzie Indonezji w Warszawie.

Polscy turyści coraz chętniej odwiedzają Azję. Czy częściej przyjeżdżają też do Indonezji?

Piotr Śmieszek: Faktycznie coraz częściej słychać naszą mowę w Azji. Tym nie mniej najwięcej rodaków wciąż jeszcze lata na wakacje do Tajlandii, Malezji czy Wietnamu. Z jednej strony wiąże się to z odległością, wszak do Bangkoku leci się 5 godzin krócej niż np. na Bali, nie mówiąc już o Komodo czy Papui. Z drugiej strony jest taka niewidzialna „granica” gdzieś na Półwyspie Malajskim, gdzie widać kres masowej turystyki z Europy, która ustępuje miejsca Azjatom (Chiny, Indie) i Australijczykom, bo tych nacji jest w Indonezji w tej chwili najwięcej.

Indonezyjski ślub. Fot. Max Pixel / Pexels.

Widać jednak coraz wyraźniejszy trend „europejski” i nie wykluczone, że tak jak w modzie zmieniają się gusta i kierunki, również i tutaj tak będzie, czego bym sobie i Indonezji życzył, bo to prawdziwa kopalnia perełek turystycznych. Atrakcyjna zarówno pod względem przyrodniczym jak i historyczno-kulturowym.

Indonezja to bardzo atrakcyjny turystycznie kraj, położony na 18 tysiącach wysp i zamieszkiwany przez ponad 200 milionów ludzi. Co najbardziej może przyciągać Polaków?

Piotr Śmieszek: To tak naprawdę temat na osobny wywiad, tym nie mniej postaram się możliwie skrótowo omówić kilka najważniejszych wysp i ich perełki turystyczne. Zacznijmy od Sumatry. Tutaj największą atrakcją są okolice miasta Medan na północy wyspy. Na pierwszym miejscu wymieniłbym osadę Bukit Lawang z Parkiem Narodowym Gunung Leuser, będącą domem dla orangutanów, gibonów oraz słoni sumatrzańskich.

Małpy z Indonezji. Fot. Max Pixel / Pexels.

Również niedaleko Medan znajduje się największe indonezyjskie jezioro Toba, powstałe w wyniku olbrzymiej erupcji wulkanu tysiące lat temu, wskutek czego Sumatra oddzieliła się od Malezji. Na wschód od Sumatry znajduje się wyspa Siberut, największa w archipelagu Mentawai, gdzie żyje bardzo ciekawe plemię słynące z unikalnych tatuaży. Na południu Sumatry, na styku z Jawą, jest ciekawy Park Narodowy Ujung Kulong z atrakcyjnym wulkanem Krakatau, położonym w Cieśninie Sundajskiej. Teoretycznie w parku tym żyją wciąż nosorożce i tygrysy sumatrzańskie, w praktyce jednak spotkać je bardzo trudno z powodu małej liczebności.

Wyspa Jawa to przede wszystkim Yogyakarta, stolica kulturalna Indonezji z najważniejszymi skarbami UNESCO, świątynią hinduistyczną Prambanan i największą buddyjską świątynią świata Borobudur. Na zachód od Jawy na morzu jawajskim leży niewielki archipelag Karimunjawa, będący rajem dla miłośników snorkelingu. Inne atrakcje stołecznej wyspy to wulkan Bromo oraz kopalnia siarki w jeziorze wulkanicznym Kawah Ijen. Bali to oczywiście endemiczna kultura hinduistyczna, duchowość oraz wiele pięknych świątyń, takich jak Tanah Lot, Uluwatu czy największa balijska Besakih.

Indonezyjskie zabytki. Fot. Max Pixel / Pexels.

Nie można także nie „zaliczyć” grobowców królów Gunung Kawi czy świętych źródeł Tirta Empul. Bali to również obowiązkowo tarasy ryżowe wpisane na listę UNESCO, wodospady i delfiny na północy wyspy w Lovina oraz święta góra Balijczykoów, wulkan Agung. Kolejnym przystankiem w wędrówce po Indonezji jest wyspa Lombok. Na niej również jest kilka ciekawych świątyń hinduistycznych z czasów panowania królestw balijskich oraz spektakularny, wznoszący się na prawie 4000 metrów wulkan Rinjani z uroczym jeziorem Segara Anak. Jednak Lombok to przede wszystkim piękne plaże, surfing i popularny archipelag trzech wysepek Gili, słynących z białych plaż, raf koralowych i żółwi morskich.

Następną w kolejności wartą grzechu wyspą jest Flores, z miastem Labuhan Bajo będącym bramą do Parku Narodowego Komodo, słynącego z kilkumetrowych jaszczurów. Na Flores jest też spora liczba ciekawych wulkanów z najpiękniejszym, położonym w centralnej części Kelimutu, słynącym z kolorowych jezior. Przymierzając się do wakacji w Indonezji warto wziąć pod uwagę również wizytę na Borneo z Parkiem Narodowym Tanjung Puting, gdzie z łatwością można stanąć oko w oko z orangutanem, i niezwykle popularnym w memach nosaczem.

Indonezyjskie wulkany. Fot. Max Pixel / Pexels.

Inna atrakcyjna destynacja to wyspa Celebes (Sulwesi) z arcyciekawym regionem Tana Toraja, słynącym z ekstremalnie unikalnych pochowków oraz podwodnym rajem Bunaken na północy. Poszukiwaczy przygód w wersji hard core z pewnością usatysfakcjonuje pobyt na Nowej Gwinei. Indonezyjskie prowincje Papua i Papua Zachodnia wciąż zamieszkują plemiona żyjące autentycznie, niczym w epoce kamienia. No, a przed powrotem do domu koniecznie warto wpaść na archipelag Raja Ampat, szczycący się (podobno) najpiękniejszymi rafami koralowymi na świecie.

W jakich miesiącach najlepiej jest się wybrać do Indonezji?

Piotr Śmieszek: Przy konstruowaniu wakacyjnych planów można kierować się kalendarzem pory deszczowej, czyli unikać grudnia i stycznia, kiedy to teoretycznie bywa najbardziej mokro. Trzeba jednak mieć na uwadze fakt, iż Indonezja jest na tyle duża, że nawet sama pora deszczowa nie musi być definitywnym ograniczeniem.

Śmieci w Indonezji są wszechobecne. Fot. Max Pixel / Pexels.

Na Sumatrze obfite deszcze padają już w październiku, na Jawie w grudniu, na Bali i Lombok dopiero w styczniu, a na Flores czy Timorze jeszcze ciut później. Zawsze jest zatem rejon, gdzie można uciec deszczom i spędzić udane, słoneczne wakacje.

Indonezja jest światową stolicą wulkanów i trzęsień ziemi. Wznosi się tam słynny wulkan Krakatau, który jest odpowiedzialny za największą erupcję w dziejach ludzkości. Jego kolejny wybuch przed rokiem wyzwolił tsunami, które według naukowców miało nawet 100-150 metrów wysokości. Na wybrzeżach zginęło niemal pół tysiąca osób. Czy wybrałeś się kiedyś na ten lub inny wulkan?

Piotr Śmieszek: Mieszkając na Jawie nie sposób nie żyć w cieniu wulkanów. Trzeba się z tym po prostu pogodzić i oswoić. Chociaż nie tylko Jawa, ale tak naprawdę cała Indonezja leży w tzw. Pacyficznym Pierścieniu Ognia, na którym znajduje się większość aktywnych wulkanów naszej planety. Mieszkam w Yogyakarcie u podnóża wulkanu Merapi, który ostatnią dużą erupcje miał w roku 2010. Byłem jej świadkiem i doświadczyłem na własnej skórze towarzyszących jej wstrząsów, groźnych pomroków i „śniegowych” opadów pyłów wulkanicznych.

Słynne tarasy ryżowe w Indonezji. Fot. Max Pixel / Pexels.

Kilkukrotnie podczas mojego życia w Indonezji wybuchały tez inne wulkany, które paraliżowały lotniska na Jawie, Bali czy Lombok, co przekładało się bezpośrednio na moje życie i pracę. Wulkan Krakatau, o którym mowa, odwiedzałem kilka razy. Mam to niebywałe szczęście, że bylem na nim zarówno przed powtórną wzmożoną aktywnością w latach poprzednich. Byłem przed rokiem, kiedy to dymił i wyrzucał w górę pyły i materiał wulkaniczny, przygotowując się do grudniowej erupcji. Byłem na Krakatau również po owej erupcji, ostatni raz w listopadzie.

Niebywałe jest to, jak wspomniana erupcja zmieniła całkowicie wyspę Anak Krakatau. Eksplozja wyrwała całą wielką górę, zostawiając na jej miejscu błotno-siarkowe jezioro wulkaniczne. Skoro jednak mówimy o super erupcjach, warto jeszcze wspomnieć o dwóch największych „indonezyjskich” wydarzeniach sprzed wspomnianych eksplozji Krakatau. 75 tysięcy lat temu wybuchł wulkan Toba na Sumatrze, co uznaje się za największą prehistoryczną erupcję na Ziemi.

Śmieci w Indonezji są wszechobecne. Fot. Max Pixel / Pexels.

Spowodowała ona zmiany klimatyczne, trwające nawet do tysiąca lat, i wulkaniczną zimę, trwającą pół roku po erupcji. W 1815 roku wybuchł natomiast wulkan Tambora na wyspie Sumbawa. To z kolei uznaje się za największą współczesną erupcję. Erupcja ta spowodowała między innymi brak lata w Europie w roku 1816 oraz wyginiecie grupy etnicznej Tambora, żyjącej u podnóża wulkanu.

Co człowiek czuje podczas silnych wstrząsów ziemi?

Piotr Śmieszek: Na szczęście nie przeżyłem do tej pory bardzo silnych trzęsień ziemi, tym nie mniej „zaliczyłem” już kilka mniejszych i średnich. Charakterystyczne dla trzęsień, jakie dotknęły mnie na Jawie, było przede wszystkim ich dosyć krótkie trwanie. Na początek jest to dziwny stan i wewnętrzne pytanie samego siebie, czy mi się wydaje czy coś się dzieje? Potem jest nerwowe patrzenie na przedmioty w domu, np. lampę. Jeżeli ta się buja znaczy, że to nie złudzenie chybotania, a faktycznie trzęsie się ziemia.

Indonezyjskie zabytki. Fot. Max Pixel / Pexels.

Przy nieco silniejszych wstrząsach dochodzi efekt dźwiękowy, gdy dom wydaje dziwne złowrogie skrzypnięcia. Jeżeli dochodzi do tej fazy, człowiek nie czekając następnego etapu wybiega z dziećmi przed dom i spostrzega, że nie jest sam, ponieważ sąsiedzi zrobili to samo. Czasami trzęsienie składa się tylko z jednego mocnego tąpnięcia/bujnięcia i wówczas, podobnie jak w pierwszym wariancie, przychodzi czas czekania na ewentualny kolejny wstrząs. Potem nadchodzi pierwsza noc i przed snem dręczące pytanie, czy nic złego nie wydarzy się w nocy?!

Najsilniejsze trzęsienie jakiego doświadczyłem miało miejsce na Lombok. Było na tyle mocne, że hotel, w którym mieszkałem już „skrzypiał”, jednak też na tyle stabilne, że nie przybierało na sile, będąc jednocześnie bardzo długim, bo prawie minutowym, przez co wszyscy go doświadczający zdążyli je świadomie przeżyć. Ludzie powybiegali z hotelu na trawniki i z niedowierzaniem pytali jeden drugiego, co tak naprawdę się dzieje. Mam nadzieje, że nie przyjdzie mi pogłębiać doświadczenia w tej materii, ponieważ jest to jedna z najmniej sympatycznych sytuacji z jakimi przyszło mi się stykać.

Jakie są odczucia turystów i pracowników polskich placówek obcujących z często niewyobrażalnym ubóstwem Indonezyjczyków?

Piotr Śmieszek: Indonezja jest bardzo zróżnicowana, zarówno etnicznie, kulturowo jak i ekonomicznie. Daje się zauważyć, że tutejsza „Ściana Wschodnia” jest znacznie biedniejsza od zachodniej i środkowej części archipelagu. Widać to w statystykach (niższe pensje minimalne we wschodnich prowincjach) oraz na przysłowiowej ulicy. Standard życia na Jawie czy Bali jest coraz lepszy i wciąż sukcesywnie się poprawia. Zjawisko skrajnej biedy jest wiec z roku na rok wypierane i oby ta tendencja się utrzymała.

Słynne tarasy ryżowe w Indonezji. Fot. Max Pixel / Pexels.

Na wschodzie częściej spotkać się można z szeroko rozumianym ubóstwem. Tym nie mniej również tam nie ma masowego czy rażącego zjawiska żebractwa. Częściej spotyka się z chęcią sprzedaży przez biedaków jakiś drobnych, czasami wręcz niepotrzebnych artykułów (chusteczki papierowe, orzeszki, woda mineralna) czy osobami zwanymi Pengamen, grającymi cokolwiek na jakichkolwiek instrumentach na dużych skrzyżowaniach, na ulicach, w autobusach, restauracjach ulicznych, w celach zarobkowych. Taka jest indonezyjska twarz żebraka, o wiele łagodniejsza niż np. na niedalekich Filipinach.

Turyści w zderzeniu z tutejsza biedą czasami starają się pomóc doraźnie, większym napiwkiem, datkiem, zakupem czegoś teoretycznie niepotrzebnego na ulicy. Są też przypadki osób chcących pomagać dłużej, nawet już po powrocie do Polski, np. na artykuły szkolne dla poznanych podczas wakacji dzieci. Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że Polacy przylatujący na archipelag są raczej zawsze pozytywnie zaskoczeni zestawiając swoje oczekiwania w tej dziedzinie z zastaną rzeczywistością.

Jak wyglądają tereny zniszczone przez tsunami w 2004 roku. Czy tamtejsi mieszkańcy poradzili sobie ze skutkami tej katastrofy?

Piotr Śmieszek: Od tsunami minęło już 15 lat, wiec w zasadzie wszystko co zamierzano odbudować, odbudowano. Najbardziej zniszczona została prowincja Aceh, położona na samym północnym krańcu Sumatry. Tsunami uderzyło właśnie od strony Oceanu Indyjskiego i Morza Andamańskiego. Co ciekawe przed tsunami, od zakończenia drugiej wojny światowej, prowincja ta prowadziła walkę partyzancką z Dżakartą, dążąc do oderwania się od centrum. Skutki tsunami udało się naprawić miedzy innymi dzięki wielkiej pomocy, zarówno z zagranicy jak i z Dżakarty właśnie.

Indonezyjskie wulkany. Fot. Max Pixel / Pexels.

W zamian za to separatyści zrzekli się swoich dążeń. Jedynym ich postulatem było przyznanie statusu specjalnego „Istimewah”. Polega on na tym, iż w Aceh obowiązuje prawo szariatu, ponieważ mieszkaj tam najbardziej ortodoksyjni muzułmanie. Co ciekawe Aceh jest jedną z dwóch prowincji specjalnych Istimewah w gronie 34 składających się na Republikę Indonezji. Druga jest jawajska Yogyakarta, której specjalność polega na tym, iż gubernatorem w niej urzędującym jest sułtan, a nie nadany ze stolicy urzędnik.

Jaki jest stosunek Indonezyjczyków do tematu zmian klimatycznych i czy podejmują jakieś działania, aby im przeciwdziałać?

Piotr Śmieszek: Tutaj, niestety, dotykamy dosyć delikatnego punktu. Statystyczny zjadacz ryżu na archipelagu nie interesuje się ani zmianami klimatycznymi, ani ekologia jako taką. Jest bardzo niewielka, z pewnością nie przekraczająca 5 procent, grupa wykształconych i świadomych obywateli, ale żyją oni głównie w dużych miastach, i zdrowa myśl i świadomość bardzo rzadko wychodzi poza te wąskie kręgi i wyedukowane getta wielkomiejskie.

Słynne tarasy ryżowe w Indonezji. Fot. Max Pixel / Pexels.

Zmiany klimatyczne to, moim zdaniem, wręcz prawdziwy i niczym nie przesadzony science fiction dla prawie całego społeczeństwa. Statystyka, jaką wcześniej przytoczyłem, tyczy się bardziej ekologii. Bo to od ekologii właśnie zaczyna się budzenie zdrowej świadomości z wielowiekowego snu. Pierwsze widoczne kroki dotyczą kampanii przeciwko używaniu plastikowych słomek do picia, segregowania odpadków czy tez redukcji plastikowych torebek. Od niedawna popularna wyspa Bali zrezygnowała z reklamówek w sklepach.

Jednak mimo to, każdy większy przypływ wyrzuca na brzeg Oceanu Indyjskiego tony plastikowych śmieci. Świadomość ekologiczno-klimatyczna krzewiona jest często przez białych expatów, którzy przywożą zdrowe nawyki z własnych krajów, a potem starają się uczyć tego miejscowych. Najgorsza sytuacja jest w związku z tym na prowincjach nieatrakcyjnych turystycznie. Tak wiec długa jeszcze droga przed Indonezją w tej materii.

Piotr Śmieszek jest absolwentem Wydziału Nauk Ekonomicznych i Zarządzania na UMK w Toruniu. Od kilkunastu lat mieszka w Yogyakarcie na indonezyjskiej stołecznej wyspie Jawa. Życie na archipelagu zainspirowało i popchnęło go ku idei, by dzielić się Indonezją z rodakami znad Wisły, co też czyni w formie pisanej, jak i bezpośredniej. Prowadzi od ponad 10 lat wraz z żoną Arun, Bugiską z Sulawesi, projekt turystyczny „Wakacje w Indonezji” i stronę internetową Lombok.pl, organizując wczasy i wyprawy na archipelag od Sumatry po indonezyjską Nową Gwineę (Papuę). Autor książek: „Archipelag znikających wysp” oraz pierwszego polskiego przewodnika „Bali & Lombok” po wyspach Bali, Lombok, parku Komodo oraz jawajskiej Yogyakarcie, wydanych przez wydawnictwo Bezdroża.

Źródło: TwojaPogoda.pl

prognoza polsat news