FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Wojna o Arktykę jest poważniejszym problemem niż terroryzm. Punktem zapalnym będzie Grenlandia

Duński wywiad wojskowy w swoim raporcie stwierdza, że ścierające się w Arktyce wpływy mocarstw stanowią dla świata poważniejsze zagrożenie niż terroryzm. Roztapiające się lody Grenlandii, która należy do Danii, ujawniają bogactwa naturalne, mogące stać się źródłem konfliktu zbrojnego.

Rosyjscy arktyczni żołnierze, nazywani potocznie „białymi ludzikami”. Fot. Max Pixel.
Rosyjscy arktyczni żołnierze, nazywani potocznie „białymi ludzikami”. Fot. Max Pixel.

Zagrożenie wybuchem wojny w Arktyce pojawiło się dosłownie w ostatnim czasie. Jak wynika z raportu opublikowanego przez duński wywiad wojskowy, jeszcze kilkanaście lat temu Arktyka nawet nie była wspominana z ocenie ryzyka konfliktem zbrojnym.

Zmieniło się to, gdy wyspy Morza Arktycznego stały się najszybciej ocieplającym się miejscem na naszej planecie. Roztapiające się wydawałoby się wieczne lody, ujawniają bogactwa naturalne, na które pazurki ostrzą sobie największe mocarstwa.

Dotychczas za największe zagrożenie wskazywano imperialne dążenia Rosji, która wysłała do Arktyki tzw. białe ludziki. Mają one za główne zadanie zabezpieczenie interesów tego kraju. Wprost chodzi o pilnowanie bogatych złóż przed innymi krajami, które mogą sobie rościć do nich prawa.

Biegun północny należy do Rosji?

W listopadzie 2014 roku rosyjski prezydent Władimir Putin, w rezydencji pod Moskwą, gościł przedstawicieli rządu. Celem spotkania była narada w sprawie wciąż spoczywających pod lodem Arktyki złóż ropy naftowej i gazu ziemnego. Omówiono wyniki badań poczynionych przez rosyjską ekspedycję, które rzuciły nowe światło na to, do kogo należą nieodkryte dotąd skarby dalekiej północy.

Pamiątkowe zdjęcie rosyjskich polityków na biegunie północnym. Fot. @Rogozin / Twitter.

Rok później Dmitrij Rogozin, wicepremier Rosji, przyleciał śmigłowcem do rosyjskiej osady górniczej Barentsburg na Spitsbergenie. On i jego świta są objęci sankcjami Unii Europejskiej, ale wyraźnie nic sobie z tego nie robili, bez zapowiedzi wkraczając na terytorium Norwegii, co wywołało oburzenie tamtejszego rządu.

Następnie rosyjscy oficjele udali się na biegun północny. Rosjanie wetknęli tam flagę państwową i wojskową. Nigdy wcześniej ten zakątek nie odwiedziła tak liczna grupa polityków. Rosjanie chcieli tym samym dać do zrozumienia, że Rosja poważnie myśli o Arktyce i zamierza jej część zagarnąć.

Okazuje się, że Rosja ma prawo do 1,2 miliona kilometrów kwadratowych obszaru Arktyki, w którym, jak się szacuje, spoczywa 106 miliardów ton ropy naftowej i 69,5 biliona metrów sześciennych gazu ziemnego. Rosjanie nie mogą przejść obok tego obojętnie, stąd też podjęto decyzję o złożeniu wniosku do Komisji ONZ ds. Granic Szelfu Kontynentalnego, o rozszerzenie granic Rosji w Arktyce.

Rosyjska flaga wetknięta na biegunie północnym. Fot. Max Pixel.

Tymczasem zgodnie z paktem z 1982 roku, obszar bieguna północnego i wody Oceanu Arktycznego nie należą do nikogo. Istnieje jednak możliwość zwiększenia swojej strefy ekonomicznej, jeśli udowodnione zostanie, że dany obszar jest przedłużeniem szelfu kontynentalnego wnioskującego kraju.

Poprzednio Rosja złożyła taki wniosek w 2001 roku, jednak został on przez ONZ odrzucony, ponieważ wyniki badań w Arktyce nie były jednoznaczne. Teraz rosyjscy naukowcy zarzekają się, że mają wystarczające dowody na to, by wniosek został przyjęty. Mowa o pomiarach przeprowadzonych przez ekspedycję na pokładzie statku Akademik Fiodorow, które wykazały, że Grzbiet Łomonosowa, pasmo górskie przebiegające pod biegunem północnym, stanowi kontynuację szelfu kontynentalnego Rosji.

W ten sposób biegun północny miałby stać się własnością Rosji. Arktyczne złoża mają być według Putina strategicznym terenem eksploracji złóż bogactw naturalnych. Prezydent podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, ogłosił, że trzeba zrobić wszystko, aby zwiększyć ilość ładunków przewożonych wzdłuż północnych wybrzeży Rosji do poziomu 4 milionów ton.

W 2007 roku robot wbił rosyjską flagę w dno oceanu w rejonie bieguna północnego. Fot. Twitter.

Następnym krokiem ma być zwiększenie aż siedmiokrotnie tej liczby do 2020 roku. Mają to umożliwić gigantyczne inwestycje zaplanowane przez Rosjan na najbliższe lata. W tym samym czasie w Arktyce mają powstać także nowe stacje polarne, wyposażone w najnowocześniejszą infrastrukturę meteorologiczną.

Decyzja Organizacji Narodów Zjednoczonych stoi pod wielkim znakiem zapytania, zwłaszcza, że Rosja naraża się czterem innych krajom, których terytoria również mogą sięgać Arktyki, a więc Stanom Zjednoczonym, Kanadzie, Danii (Grenlandii) i Norwegii. Postępowanie przed ONZ trwa od kilku lat i jego końca nie widać.

Każdy z tych krajów rościłby sobie podobne co Rosja prawa do operowania bogatymi zasobami naturalnymi, które, według szacunków amerykańskich badaczy, obfitują w 13 procent wciąż nieodkrytych złóż ropy naftowej i 30 procent złóż gazu ziemnego.

Przejście Północno-Wschodnie (niebieska linia) od Korei Południowej do Anglii. Dane: Wikipedia.

Zasięg pokrywy lodowej na Oceanie Arktycznym jest coraz mniejszy przez co coraz łatwiej jest utrzymać drożność kluczowego dla Rosjan szlaku morskiego, zwanego Przejściem Północno-Wschodnim. To właśnie dzięki niemu transport towarów między północną Europą a krajami Azji i Pacyfiku trwa o jedną trzecią krócej niż przez Ocean Indyjski i Kanał Sueski.

O tym, jak bardzo Rosjanom zależy na skarbach dalekiej północy, mogliśmy się przekonać latem 2012 roku, gdy ekolodzy z organizacji Greenpeace próbowali powstrzymać wydobycie ropy naftowej na platformie Prirazłomnaja. Rosyjscy żołnierze aresztowali wówczas kilku członków załogi statku Arctic Sunrise.

Statek Arctic Sunrise należący do Greenpeace i działający w Arktyce. Fot. Greenpeace.

Sąd w błyskawicznym tempie osądził ich i skazał na pobyt w łagrze. Ekolodzy zostali wypuszczeni na wolność dopiero po amnestii ogłoszonej przez Putina. To właśnie dlatego działacze na rzecz ochrony środowiska arktycznego obawiają się, że jeśli wniosek Rosji nie przejdzie pomyślnie przez ONZ, to kraj ten siłą zagarnie sobie rejon bieguna północnego, podobnymi metodami, jak w przypadku Krymu. Tym razem jednak do akcji wkroczą nie zielone, lecz białe ludziki.

Białe ludziki w Arktyce

Putin nie raz podkreślał, że w Arktyce coraz częściej krzyżują się interesy różnych krajów. Należy w związku z tym uwzględniać dynamicznie zmieniającą się sytuację zewnątrzpolityczną i społeczno-gospodarczą na świecie, która jest pełna nowych zagrożeń dla Rosji. Należy więc wzmacniać infrastrukturę wojskową.

Chodzi tu między innymi o utworzenie w rosyjskiej części Arktyki jednolitego systemu bazowania okrętów nawodnych i łodzi podwodnych nowej generacji. Putin podkreślił, że terminale przeładunkowe, rurociągi i obiekty związane z wydobyciem ropy i gazu powinny być dobrze chronione przed terrorystami.

Dlatego też powstała „biała armia”. Żołnierze w charakterystycznych białych mundurach ćwiczą w skrajnych warunkach pogodowych, aby być przygotowanym na kaprysy Arktyki. Prezydent Rosji zapewnił jednocześnie, że wydobycie odbywać się będzie w zgodzie z przyrodą, ponieważ ekosystem arktyczny jest delikatny i należy minimalizować ryzyko ekologiczne przy budowie infrastruktury przemysłowej i wspierającej.

Kij w mrowisko włożył też Donald Trump. W połowie sierpnia świat obiegła elektryzująca wiadomość, że Stany Zjednoczone chciałyby odkupić Grenlandię od Danii. Na razie nie wiemy za jaką sumkę, ale musiałaby być ona zawrotna. Oczywiście amerykańska administracja wszystkiemu zaprzeczyła, zaś rząd Danii niezłożoną jeszcze ofertę zawczasu odrzucił.

Po co komu lodowa pustynia?

Jeśli ktoś myśli, że Grenlandia to lodowe pustkowie, na której niczego ciekawego nie ma poza zapierającymi dech krajobrazami, ten bardzo się myli. To wyspa pełna skarbów, które spoczywają pod lodem, a które w przyszłości same się ujawnią.

Zdjęcie satelitarne Grenlandii. Fot. armap.org

Ten, kto je zdobędzie, może się stać obrzydliwie bogaty, nawet tak bardzo, jak arabscy szejkowie. W ostatnich miesiącach naukowcy wielokrotnie alarmowali, że Grenlandia dosłownie się rozpływa. Nic więc dziwnego, że światowym mocarstwom, które często ogłaszają wciąż to nowe plany walki ze zmianami klimatycznymi, tak naprawdę nie zależy na ich zatrzymaniu.

Liczą na to, że puszczające lody umożliwią im dostęp do bogactw naturalnych, które są już w innych częściach świata na wyczerpaniu, ale nie w Arktyce. Tymczasem Dania to śmiesznie miały kraj o łącznej powierzchni województwa mazowieckiego i opolskiego. W porównaniu z arktycznymi gigantami, Kanadą, USA i Rosją, tylko Grenlandia sprawia, że w przyszłości będzie się liczyć na arenie międzynarodowej.

Osada na Grenlandii. Fot. Max Pixel.

Dlatego jej oficjele ani myślą o oddaniu tej lodowej pustyni w ręce USA, za żadne pieniądze. W grę wchodzi co najmniej kilkanaście miliardów baryłek ropy naftowej, kilka bilionów metrów sześciennych gazu, a także mnóstwo drogocennych metali, w tym złota. Ostatnie badania wskazują, że mowa co najmniej o 9 gramach tego drogocennego kruszcu na tonę skały.

Surowa cena za złoża

Zmiany klimatyczne postępują, o czym świadczy systematyczne zanikanie pokrywy lodowej na Oceanie Arktycznym. Tylko 3,41 miliona kilometrów kwadratowych miała pokrywa lodowa w Arktyce we wrześniu 2012 roku. Tak małych ilości lodu jeszcze nie było w czasach nowożytnych, a być może nawet od kilku milionów lat.

W ciągu zaledwie 40 lat zasięg lodu morskiego w Arktyce zmniejszył się aż o połowę. Naukowcy nie mają żadnych wątpliwości, że całkowity zanik pokrywy lodowej na Oceanie Arktycznym w okresach letnich to już tylko kwestia najwyżej kilkunastu lat.

Zasięg pokrywy lodowej w 2012 roku w Arktyce (na biało), średni wieloletni zasięg (na różowo). Dane: NSIDC / NOAA.

Nikomu z nas nie leży na sercu, aby lądolód się roztopił, nawet w części. Według naukowców z Poczdamskiego Instytutu Badań nad Klimatem (PIK) aby wyspa stała się zupełnie wolna od lodu wystarczy wzrost średniej temperatury o 1,6 stopnia. Tymczasem modele klimatyczne pokazują, że przy obecnej emisji gazów cieplarnianych średnia temperatura może wzrosnąć do 2050 roku o ponad 2 stopnie.

To oznacza, że lada chwila rozpocznie się proces dążący do unicestwienia grenlandzkiego lodu. Naukowcy jednak uspokajają, że będzie on trwać nie kilkadziesiąt, lecz co najmniej 50 tysięcy lat. Nawet gdyby emisja dwutlenku węgla gwałtownie wzrosła i znacząco przekroczyła prognozy, nawet te najczarniejsze, to w ciągu 500 lat zniknęłaby 1/5 grenlandzkiego lądolodu, a całość za około 2 tysiące lat.

Źródło: TwojaPogoda.pl

prognoza polsat news