FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Śmiercionośny wulkan pluje lawą. Odpowiada za jedną z największych erupcji w dziejach ludzkości

Od kilku tygodni daje o sobie znać jeden z najgroźniejszych wulkanów na naszej planecie. Nazywa się Krakatau i odpowiada za erupcję, która zapisała się w dziejach ludzkości tragicznie. Czy czeka nas powtórka z 1883 roku?

Fot. Max Pixel.
Fot. Max Pixel.

Wzrasta aktywność wulkanu Anak Krakatau na Indonezji. Od kilku dni wulkan emituje słup popiołów i fontanny rozżarzonej do czerwoności lawy. Zakazano zbliżania się do wulkanicznej wyspy na mniej niż 3 kilometry.

Wulkan uaktywnia się periodycznie, ale dzieje się to coraz częściej, a kolejne wybuchy są coraz intensywniejsze, co niepokoi naukowców. Twierdzą oni, że zagrożenie ze strony Anak Krakatau systematycznie wzrasta.

Świadczy też o tym nieustannie rosnący stożek wulkaniczny, który po każdej erupcji podnosi się przynajmniej o kilka metrów. Na tle roku szczyt wulkanu urasta nawet o 10 metrów. Od 1927 roku, a więc od czasu wyłonienia się wulkanu z morza, osiągnął on wysokość dawnej góry, tuż przed jej erupcją. Co o niej wiemy?

Dziecko śmiercionośnego wulkanu

Anak Krakatau (Dziecko Krakatau) jest pozostałością po wcześniejszym wulkanie Krakatau, który w nocy z 26 na 27 sierpnia 1883 roku eksplodował z niewiarygodną siłą, a z jego wnętrza w niebo wzbiły się niespotykane ilości popiołu, ogarniające z czasem niemal całą planetę, a zwłaszcza tereny dalekiej północy. Były to dziesiątki kilometrów sześciennych pyłu, którego opadanie trwało przez następne 10 lat.

Gwałtowna erupcja, która była słyszana tysiące kilometrów od Indonezji, nawet w samym sercu Australii. Szacuje się, że w promieniu nawet 150 kilometrów od krateru wulkanicznego ryk erupcji osiągał 180 decybeli, czyli mógł uszkodzić ludzki słuch.

Lawiny materiału wulkanicznego, staczające się po stokach góry do morza, wyzwoliły tsunami wysokie na 40 metrów, a więc wyższe od 10-piętrowego wieżowca. Fala obeszła połowę globu i czyniła szkody od wybrzeża do wybrzeża.

Największe okazały się one oczywiście w Indonezji, gdzie ściana wody zmyła wiele wysp. Nie wiemy, ile dokładnie osób mogło zginąć, ale szacuje się, że nawet ponad 40 tysięcy. Do bilansu należy doliczyć jeszcze ofiary zmian klimatycznych, ponieważ popioły spowodowały ochłodzenie na Ziemi, skutkujące nieurodzajem i zabójczymi klęskami głodu.

Niebo codziennie całymi miesiącami przy zachodzie Słońca, zarówno w Azji, jak i w Europie i Ameryce, przybierało apokaliptyczny kolor głębokiej czerwieni. Całkiem prawdopodobne, że krwiste barwy na słynnym obrazie "Krzyk" norweskiego malarza Edwarda Muncha, były tego dowodem.

Obraz "Krzyk" pędzla Edwarda Muncha. Fot. Edward Munch / ibiblio.org

Skutki erupcji były odczuwane nawet na kilka lat przed nadejściem dwudziestego wieku, czyli w czasie, gdy większość Europy pogrążona była w skrajnej nędzy, a ludzie wraz z kończącym się stuleciem oczekiwali czasów ostatecznych.

Czy w przyszłości czeka nas powtórka z 1883 roku? Należy się tego prędzej czy później spodziewać, ponieważ aktywność Anak Krakatau nie ustanie, a komora magmowa będzie stale się wypełniać materiałem, który może nam zgotować prawdziwy kataklizm, o wiele większy niż pod koniec dziewiętnastego wieku, gdy zaludnienie Indonezji było wielokrotnie mniejsze niż dziś.

Dodajmy, że Krakatau położony jest w Cieśninie Sundajskiej, która oddziela dwie największe i najbardziej zaludnione wyspy Indonezji, Sumatrę i Jawę. Co więcej, w odległości zaledwie 145 kilometrów od wulkanu znajduje się Dżakarta, stolica Indonezji, która zamieszkiwana jest przez 30 milionów ludzi i znajduje się na 6. miejscu rankingu najgęściej zaludnionych metropolii świata.

Źródło: TwojaPogoda.pl / USGS.

prognoza polsat news