FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Wulkany, które drzemią od setek lat, szykują się do erupcji. Niepokojące wieści nawet z Yellowstone

Aktywność wulkaniczna, zgodnie z ostrzeżeniami naukowców, jest w tym roku podwyższona i nadal rośnie. Lada chwila przebudzić może się największy wulkan Islandii, a i nietypowe zachowanie gejzerów w Parku Yellowstone spędza sen z powiek naukowcom. Co się dzieje?

Fot. Max Pixel.
Fot. Max Pixel.

Za nami tragiczna erupcja wulkanu Fuego w Gwatemali w Ameryce Środkowej. Gęste, rozżarzone popioły i potoki piroklastyczne zmiotły z powierzchni ziemi wiele wiosek, których mieszkańcy nie mieli żadnych szans na ucieczkę i przeżycie.

W kilka chwil zginęło ponad 300 osób, których w większości nadal nie udało się odnaleźć pod grubą warstwą błota przemieszanego z popiołami i lawą. Skażona jest gleba, woda i powietrze. Mieszkańcy, którzy mieli więcej szczęścia, nie mają już do czego wracać.

Wulkan wybuchł też na Hawajach, gdzie największa wyspa archipelagu została zalana płonącą lawą, która strawiła drzewa, łąki, drogi i zabudowania. Swoje domy straciło kilkaset rodzin. Nie wiadomo, kiedy wulkan się uspokoi.

W pierwszym półroczu 2018 roku zbudziło się kilka naprawdę groźnych wulkanów, w dodatku aktywność tych, które dawały już od jakiegoś czasu o sobie znać, zwiększyła się. Słowa naukowców, ostrzegających przed furią wulkanów, stały się prorocze.

Budzi się superwulkan Yellowstone?

Tymczasem niepokojące wieści płyną z Parku Narodowego Yellowstone, gdzie największy tamtejszy gejzer Steamboat wyrzuca z siebie wrzącą wodę dużo częściej niż zwykle. Na tle wielu poprzednich lat gejzer uaktywniał się raz na wiele miesięcy.

Obecnie przerwy między kolejnymi "erupcjami" nie przekraczają kilkudziesięciu godzin. Naukowcy mówią o nietypowej aktywności gejzeru i zachodzą w głowę, co się dzieje. Krążą pogłoski, że to kolejny dowód na to, że budzi się superwulkan Yellowstone.

Badacze uspokajają, że podwyższona, aktywność gejzeru Steamboat jeszcze nie oznacza, że czeka nas katastrofalna erupcja. Wzrosty aktywności geotermalnej i wulkanicznej w tym regionie USA zdarzają okresowo i być może jesteśmy świadkiem kolejnego z nich.

A jeśli naukowcy się mylą i to ostatni dzwonek przed przebudzeniem się superwulkanu, który na długie lata może zmienić nie tylko krajobraz znacznej części Ameryki Północnej, ale również klimat w skali globalnej? Warto śledzić dalsze wieści z Yellowstone i trzymać rękę na pulsie.

Islandzka beczka prochu

Od 1,5 roku naukowcy z Islandii obserwują wzrastającą aktywność sejsmiczną oraz geologiczną w rejonie wulkanu Öræfajökull, który po raz ostatni wybuchł niemal 300 lat temu. Władze wyspy rozpoczęły szeroko zakrojoną akcję informacyjną oraz nakazały wzmożenie badań niebezpiecznej góry.

Organizowane są spotkania z mieszkańcami regionu, aby uświadomić im, jak groźna może być erupcja i jakie skutki może ze sobą przynieść. Przygotowywane są szczegółowe plany na wypadek ewakuacji, a także zwiększana jest liczba masztów telekomunikacyjnych i stacji pomiarowych.

Lokalizacja wulkanu Öræfajökull na Islandii. Fot. Wikipedia.

Öræfajökull to najwyższy szczyt Islandii, wznoszący się na wysokość 2110 metrów n.p.m. Gdy wybuchał w 1728 roku potoki roztopionego lodu z lodowca, popiołów, błota i kamieni docierały do osad oddalonych nawet o kilkadziesiąt kilometrów od wulkanu.

Wtedy osadnictwo na wyspie nie było tak powszechne, jak obecnie. Dlatego zagrożenie było dużo mniejsze. Według źródeł spisanych, zginęły co najmniej 3 osoby. Obecnie w strefie zagrożenia mieszka wielokrotnie więcej ludzi.

Pierwsza obserwacja, która wskazała, że z wulkanem dzieje się coś niepokojącego, poczyniona została w ubiegłym roku przez pilota. Zauważył on formujący się lodowy kocioł o średnicy 1 kilometra. Kolejne obserwacje ujawniły, że kaldera wulkanu zapadła się o około 20 metrów. Następnie zaczęły się formować kolejne kotły w lodzie.

Wulkan Öraefajökull spoczywa pod lodowcem Vatnajökull. Fot. Kristinnstef / Wikipedia.

Najnowsze badania wykazały, że kopuła wulkanu unosi się, a to oznacza, że magmy systematycznie przybywa. Öræfajökull wykazuje typowe zachowanie dla wulkanów, które przygotowują się do erupcji. Proces ten postępuje i ani na chwilę nie ustaje.

W lutym rejon wulkanu nawiedziło trzęsienie ziemi o sile M3.6, które było dotąd najpotężniejszym od kiedy uruchomiono stację pomiarową w 1976 roku. Wstrząsy ziemi to dla naukowców to kolejna wskazówka, że wulkan budzi się ze snu.

Jako, że wulkan w spisanej historii wybuchał regularnie co około 300 lat, naukowcy sądzą, że kolejna erupcja jest już nieunikniona. Pytanie tylko brzmi, czy będzie ona równie potężna, co poprzednie. Erupcja z pierwszej połowy osiemnastego wieku osiągnęła 4. stopień w 7-stopniowej skali eksplozywności wulkanicznej. Jeszcze wcześniejsza erupcja z 1362 roku była silniejsza, dochodziła do 5. stopnia.

Wulkan Öraefajökull spoczywa pod lodowcem Vatnajökull. Fot. Andreas Tille / Wikipedia.

Nie prowadzono wtedy tak szczegółowych zapisów, jakie dzisiaj są standardem. Nie było też satelitów meteorologicznych, ani samolotów. Wiemy natomiast, że popioły przemierzały nawet tysiące kilometrów i opadały na Skandynawię, Grenlandię, a nawet Irlandię.

Jeśli erupcja będzie również duża, jak w 2010 roku wulkanu Eyjafjallajokull, lub nawet większa, to znów może dojść do paraliżu ruchu lotniczego nad Islandią, północnym Atlantykiem i kontynentalną Europą. 8 lat temu z powodu popiołów odwołano aż 100 tysięcy lotów, na lotniskach koczowało 10 milionów podróżnych, co kosztowało europejską gospodarkę aż 5 miliardów euro.

Na tle przeszłości gigantyczne erupcje islandzkich wulkanów pokrywały popiołami część Europy, doprowadzając do klęsk głodu, a nawet wojen. Trudno przewidzieć, jak wyglądałby scenariusz tak gigantycznych skutków erupcji na Starym Kontynencie w dzisiejszych czasach.

Te najczarniejsze scenariusze przewidują, że tony popiołów spowijające niebo mogłyby doprowadzić do wulkanicznej zimy, spadku temperatury, skażenia środowiska i śmierci wielu ludzi i zwierząt. Skutki tego kataklizmu odczuwalibyśmy przez wiele lat.

Dziecko straszliwego wulkanu

Niepokojące informacje docierają do nas również z Indonezji, gdzie w Cieśninie Sundajskiej, między wyspami Jawa a Sumatra, z niespotykaną nigdy wcześniej częstotliwością wybucha Anak Krakatau, pozostałość po gigantycznym wulkanie Krakatau, odpowiedzialnym za jedną z największych erupcji w dziejach ludzkości.

Według wulkanologów góra wybucha nawet przeszło 100 razy na dobę, co przekracza dotychczasową skalę jego erupcji, w dodatku huk towarzyszący erupcji jest słyszalny w promieniu niemal 50 kilometrów od krateru. Pod względem głośności przypomina swojego rodzica.

Przypomnijmy, że w nocy z 26 na 27 sierpnia 1883 roku, wulkan eksplodował z niewiarygodną siłą, a z jego wnętrza w niebo wzbiły się niespotykane ilości popiołu ogarniające z czasem niemal całą planetę, a zwłaszcza tereny dalekiej północy. Były to tak wielkie ilości pyłu, że ich opadanie trwało przez następne 10 lat.

Gwałtowna erupcja, która była słyszana ponad 4 tysiące kilometrów od Indonezji, nawet w samym sercu Australii, wyzwoliła oceaniczną aż 40-metrową falę tsunami, która obeszła połowę globu i stała się bezpośrednią przyczyną śmierci aż 40 tysięcy ludzi na wyspach Indonezji.

Fala uderzeniowa przemieszczała się z prędkością 1,1 tysiąca kilometrów na godzinę. Od huku erupcji można było ogłuchnąć w promieniu aż 200 kilometrów od wulkanu. Przy samym kraterze huk osiągał natężenie ponad 300 decybeli, a więc był najgłośniejszym w historii.

Niebo codziennie całymi miesiącami przy zachodzie słońca, zarówno w Azji, jak i w Europie i Ameryce, przybierało apokaliptyczny kolor głębokiej czerwieni. Skutki erupcji były odczuwane nawet na kilka lat przed nadejściem dwudziestego wieku.

Wszystko to w czasie, gdy większość Europy pogrążona była w skrajnej nędzy, a ludzie wraz z kończącym się stuleciem oczekiwali czasów ostatecznych. Tamta erupcja również zaczynała się bardzo niewinnie. Miejmy nadzieję, że tym razem tak się nie stanie.

Źródło: TwojaPogoda.pl / Icelandic Met Office / Yellowstone National Park / Smithsonian.

prognoza polsat news