Öræfajökull to jeden z najbardziej niebezpiecznych wulkanów na Islandii, ponieważ jedna z jego poprzednich erupcji, była największą w spisanej historii tej wyspy. Teraz wulkan budzi się ze snu, który trwa niemal 300 lat.
Pierwsza obserwacja, która wskazała, że z wulkanem dzieje się coś niepokojącego, poczyniona została jesienią ubiegłego roku przez pilota. Zauważył on formujący się lodowy kocioł o średnicy 1 kilometra. Kolejne obserwacje ujawniły, że kaldera wulkanu zapadła się o około 20 metrów. Następnie zaczęły się formować kolejne kotły w lodzie.
9 lutego rejon wulkanu nawiedziło trzęsienie ziemi o sile M3.6, które było dotąd najpotężniejszym od kiedy uruchomiono stację pomiarową w 1976 roku. Wstrząsy ziemi to dla naukowców kolejna wskazówka, że z wulkanem dzieje się coś niepokojącego.
Kolejne zaskakujące informacje otrzymaliśmy od grotołazów, którzy eksplorowali w ostatnim czasie przepiękną jaskinię Kristallinn (Kryształową) położoną niedaleko wulkanu. Z wnętrza wydobywał się ostry zapach siarki. Pomiary wykazały spore ilości dwutlenku siarki oraz wodorku siarki (siarkowodoru).
Czy ma to związek z wulkanem, jest zbyt wcześnie, aby to potwierdzić. Pewne jest natomiast, że coś się dzieje z Öræfajökull - powiedział Bjarki Kaldalón Friis z islandzkiego biura meteorologicznego.
Jako że wulkan w spisanej historii wybuchał regularnie co około 300 lat, naukowcy sądzą, że kolejna erupcja jest już nieunikniona. Pytanie tylko brzmi, czy będzie ona równie potężna, co poprzednie. Erupcja z pierwszej połowy osiemnastego wieku osiągnęła 4. stopień w 7-stopniowej skali eksplozywności wulkanicznej. Jeszcze wcześniejsza erupcja z 1362 roku była silniejsza, dochodziła do 5. stopnia.
Nie prowadzono wtedy tak szczegółowych zapisów, jakie dzisiaj są standardem. Nie było też satelitów meteorologicznych, ani samolotów. Wiemy natomiast, że doszło do roztopienia się części lodowca Vatnajökull i tragicznych powodzi, które kosztowały życie wielu mieszkańców Islandii, zaś popioły przemierzały nawet tysiące kilometrów i opadały na Skandynawię, Grenlandię, a nawet Irlandię.
Jeśli erupcja będzie również duża, jak w 2010 roku wulkanu Eyjafjallajokull, lub nawet większa, to znów może dojść do paraliżu ruchu lotniczego nad Islandią, północnym Atlantykiem i kontynentalną Europą. 8 lat temu z powodu popiołów odwołano aż 100 tysięcy lotów, na lotniskach koczowało 10 milionów podróżnych, co kosztowało europejską gospodarkę aż 5 miliardów euro.
Na tle przeszłości gigantyczne erupcje islandzkich wulkanów pokrywały popiołami część Europy, doprowadzając do klęsk głodu, a nawet wojen. Trudno przewidzieć, jak wyglądałby scenariusz tak gigantycznych skutków erupcji na Starym Kontynencie w dzisiejszych czasach.
Te najczarniejsze scenariusze przewidują, że tony popiołów spowijające niebo mogłyby doprowadzić do wulkanicznej zimy, spadku temperatury, skażenia środowiska i śmierci wielu ludzi i zwierząt. Skutki tego kataklizmu odczuwalibyśmy przez wiele lat.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Icelandic Met Office / mbl.is.