Europejczycy cieszą się łagodną zimą, która póki co siarczystego mrozu nam jeszcze nie przyniosła, a jeśli pojawia się śnieg, to w niewielkich ilościach. Nadzwyczaj ciepło jest nie tylko w Europie, ale też w Azji. Wielka arktyczna lodówka tym razem otworzyła swoje drzwiczki w stronę Ameryki Północnej.
Lodowate masy powietrza zaczęły spływać najpierw nad Kanadę, a obecnie już nad znaczny obszar Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z prognozami do końca roku fale nietypowych chłodów sięgną wybrzeży Zatoki Meksykańskiej, a nawet Karaibów. Niemal w całej Kanadzie temperatura spada poniżej minus 25 stopni, lokalnie dobijając do minus 45 stopni.
Przy porywistym wietrze aura mrozi krew w żyłach, ponieważ odczuwalna temperatura spada nawet do minus 50 stopni. Tęgie arktyczne mrozy poprzedzają śnieżyce, które w ostatnim czasie najbardziej dały się we znaki mieszkańcom brzegów amerykańskich Wielkich Jezior.
Mroźne powietrze napływając nad dużo cieplejszą powierzchnię jezior, o temperaturze w okolicach zera, zaczyna się gwałtownie ogrzewać, a para wodna unosząca się z jezior ulega skropleniu, jak w gotującym się garnku. Wygląda to tak, jakby jeziora dymiły. Zjawisko to spektakularnie prezentuje się na zdjęciach satelitarnych.
Przypomina to kadry z filmu "Pojutrze", ponieważ dymiące jeziora wyglądają tak, jakby były w całości zamarznięte. Nic więc dziwnego, że w mediach społecznościowych furorę robi "epoka lodowa", której tak naprawdę nie ma i nie będzie, bo ochłodzenie, choć silne, będzie krótkotrwałe.
Parujące jeziora zasilają w paliwo chmury. Ze względu na to, że temperatura w chmurach jest ujemna, kropelki wody zmieniają się w śnieżynki, które gnane są silnym, lodowatym wiatrem nad brzegi jezior. W ten sposób na obszarze stanów Minnesota, Wisconsin, Michigan, Illinois, Indiana, Ohio, Pensylwania i Nowy Jork występują potężne śnieżyce, a często także prawdziwe burze śnieżne, czyli intensywne opady śniegu połączone z wyładowaniami atmosferycznymi.
"Efekt jeziora", bo tak nazywamy to zjawisko, notowany jest nad wszystkimi większymi zbiornikami wodnymi w strefie występowania temperatur ujemnych. W Polsce zjawisko to pojawia się nad Bałtykiem, Zalewem Wiślanym oraz nad jeziorami Warmii i Mazur.
W USA w ciągu kilku dni potrafi w ten sposób spaść nawet kilka metrów śniegu. Tak właśnie stało się w Erie, czwartym co do wielkości mieście stanu Pensylwania, gdzie w 2 dni spadło rekordowe 160 cm białego puchu. Nigdy wcześniej w tak krótkim czasie nie przybyło tak dużo śniegu. Zaspy mają kilka metrów, parterowe domy zasypując pod same dachy.
Tysiące gospodarstw domowych zostało pozbawionych prądu i ogrzewania, stanął ruch lotniczy i kolejowy. Na głównych drogach utworzyły się w okresie świątecznym gigantyczne korki. Służby ewakuowały kierowców i pasażerów uwięzionych w samochodach zablokowanych przez zaspy śnieżne.
Na początku stycznia nietypowe chłody utrzymają się tylko we wschodniej części USA i Kanady. Na pozostałym obszarze spodziewane jest olbrzymie ocieplenie. Tym razem temperatury mają być nawet o kilkanaście stopni wyższe od normy dla tego okresu. Tak już jest, że aura lubi popadać w skrajności.
Źródło: TwojaPogoda.pl