Pilot, który w ubiegły piątek (17.11) oblatywał okolice wulkanu Oraefajokull zauważył formujący się lodowy kocioł o średnicy 1 kilometra, który może świadczyć o tym, że góra zaczyna budzić się ze snu trwającego od 1727 roku, a więc od równo 290 lat.
Lodowiec, pod którym spoczywa wulkan, zaczyna się roztapiać od spodu, podgrzewany gorącymi wyziewami z wulkanicznego krateru. Woda z charakterystycznym zapachem siarki spływa coraz większymi strumieniami po stokach wulkanu i zaczyna zagrażać tamtejszym zabudowaniom. W zagrożeniu znajduje się życie wielu ludzi, których trzeba będzie ewakuować.
Władze wolą dmuchać na zimne i już ogłosiły żółty stopień zagrożenia dla lotnictwa, co oznacza, że piloci powinni omijać okolicę, aby wyziewy wulkaniczne nie dostały się do silników maszyn i ich nie uszkodziły. Jeśli sytuacja będzie się pogarszać, stopnie zagrożenia będą sukcesywnie podnoszone.
Lokalizacja wulkanów Katla, Hekla, Bardarbunga, Grimsvoetn i Oraefajokull na Islandii. Fot. Wikipedia.Naukowcy nie potrafią powiedzieć, jak silna może być potencjalna erupcja, ponieważ blisko 300 lat temu, gdy wulkan dawał o sobie znać po raz ostatni, nie prowadzono tak szczegółowych zapisów, jakie dzisiaj są standardem. Nie było też satelitów meteorologicznych, ani samolotów. Wiemy natomiast, że popioły przemierzały nawet tysiące kilometrów i opadały na Skandynawię, Grenlandię, a nawet Irlandię.
Erupcja osiągnęła 4. stopień w 7-stopniowej skali eksplozywności wulkanicznej. Jeszcze wcześniejsza erupcja z 1362 roku była silniejsza, dochodziła do 5. stopnia. Między kolejnymi erupcjami Oraefajokull mijało około 300 lat, a to oznacza, że ta, która się zbliża, może być już nieunikniona.
Wulkan Öraefajökull spoczywa pod lodowcem Vatnajökull. Fot. Kristinnstef / Wikipedia.Jeśli erupcja będzie również duża, jak w 2010 roku, lub nawet większa, to znów może dojść do paraliżu ruchu lotniczego nad Islandią, północnym Atlantykiem i kontynentalną Europą. 7 lat temu z powodu popiołów odwołano aż 100 tysięcy lotów, na lotniskach koczowało 10 milionów podróżnych, co kosztowało europejską gospodarkę aż 5 miliardów euro.
Na tle przeszłości gigantyczne erupcje islandzkich wulkanów pokrywały popiołami część Europy, doprowadzając do klęsk głodu, a nawet wojen. Trudno przewidzieć, jak wyglądałby scenariusz tak gigantycznych skutków erupcji na Starym Kontynencie w dzisiejszych czasach.
Te najczarniejsze scenariusze przewidują, że tony popiołów spowijające niebo mogłyby doprowadzić do wulkanicznej zimy, spadku temperatury, skażenia środowiska i śmierci wielu ludzi i zwierząt. Skutki tego kataklizmu odczuwalibyśmy przez wiele lat.
Więcej wulkanów grozi erupcją
Naukowcy obawiają się, że jedna erupcja może doprowadzić do swoistej reakcji łańcuchowej i uruchomić kolejne wulkany, które w ostatnim czasie przejawiają oznaki podwyższonej aktywności, podobnie jak Oraefajokull.
Wśród nich znajduje się wulkan Bardarbunga, który wybuchał całkiem niedawno, bo w sierpniu 2014 roku. Przez prawie rok produkował olbrzymie ilości lawy bazaltowej o objętości aż 1,4 kilometra sześciennego. To aż sześciokrotnie więcej lawy niż wytworzył wulkan Eyjafjallajokull w 2010 roku. Tak dużych ilości lawy nie notowano na Islandii od historycznej erupcji wulkanu Laki sprzed 231 lat.
Najbardziej niebezpieczna jest jednak Katla. W przyszłym roku mija 100 lat od jej ostatniego przebudzenia. Wulkanolodzy przeprowadzili specjalistyczne badania, które tylko potwierdziły ich obawy.
Potoki lawy wydobywające się z kraterów wulkanu Bardarbunga na Islandii. Fot. Twitter.Otóż magma znajduje się już tuż pod powierzchnią ziemi, a to oznacza, że może znaleźć ujście przez wulkaniczny krater niemal w każdej chwili. Naukowcy są zdania, że erupcje jeszcze nie są przesądzone, bo w przeszłości wulkany potrafiły zaskakiwać.
Te, które wskazywały na rychłą erupcję, nagle uspokajały się, a inne, które wydawały się względnie spokojne, nagle budziły się z potężną erupcją. Erupcja wulkanu Eyjafjallajökull w 2010 roku pojawiła się nieoczekiwanie, podobnie jak Bardarbungi 4 lata później.
Niebezpieczna Katla
Katla to jeden z najgroźniejszych wulkanów na świecie. Wybucha średnio 2 razy w ciągu wieku, zwykle nie później niż w kilka lat po wulkanie Eyjafjallajökull, i zawsze są to erupcje bardzo silne. Popioły rozprzestrzeniają się po całej Europie i zmieniają dzień w noc.
Erupcja wulkanu Katla na Islandii w 1918 roku. Fot. Wikipedia.Katla spoczywa pod Mýrdalsjökull, czwartym co do wielkości lodowcem na Islandii o powierzchni ponad pół tysiąca kilometrów kwadratowych. Jej erupcja może spowodować roztopienie się 10-kilometrowej warstwy lodu spoczywającej w jej kalderze.
O potędze Katli świadczy jej olbrzymia komora magmowa. Jest ona 10 razy większa od tej znajdującej się pod wulkanem Eyjafjallajökull, który sparaliżował ruch lotniczy w Europie wiosną 2010 roku.
Tym razem problemy mogą się okazać znacznie poważniejsze. Na linii ognia znajdują się mieszkańcy niewielkich osad położonych u stóp wulkanu. Na przykład 300 osób zamieszkujących wieś Vik będzie miała na ewakuację zaledwie jedną godzinę, jeśli wulkan wybuchnie.
Lodowiec Mýrdalsjökull pod którym spoczywa Katla. Fot. www.seathos.orgOd czasów pierwszego osadnictwa, a więc od 930 roku naliczono już kilkanaście jego erupcji, z czego każda powodowała spore spustoszenia, zwłaszcza w rybackich osadach położonych na południowych wybrzeżach Islandii.
Spadały tam nie tylko popioły, lecz również docierały powodzie glacjalne. Wysoka temperatura podczas erupcji roztapiała masy lodu, które spływały potokami, mieszając się z siarką. Rzeki pachnące siarkowodorem zanieczyszczały ujęcia wody pitnej i glebę.
Kaldera wulkanu Katla na Islandii. Fot. Chris 73 / Wikipedia.O skutkach erupcji świadczą olbrzymie ilości materiału piroklastycznego znalezionego w skałach w Norwegii i Szkocji. Tylko od kierunku wiatrów wiejących nad północnym Atlantykiem i północno-zachodnią Europą będzie zależeć to, czy popiół dotrze nad kontynent i spowoduje spustoszenia.
Pewne jest, że potencjalną erupcję Katli najgorzej zniosłaby branża turystyczna. Problem sięga przewoźników, którzy zmuszeni będą zastanowić się nad tym, jak bardzo popiół wpływa na samoloty i czy latanie podczas jego obecności będzie niebezpieczne.
Nie tylko Katla straszy erupcją
Okazuje się jednak, że nie tylko Katla spędza sen z powiek Islandczykom i naszym rodakom. Wulkan Hekla, który w literaturze średniowiecza nazywany był "wrotami piekieł", i znajduje się zaledwie 100 kilometrów od Rejkiawiku, w każdej chwili może grozić pierwszą erupcją od 17 lat.
Wulkan Hekla na Islandii. Fot. Hansueli Krapf / Wikipedia.Po raz ostatni słyszeliśmy o nim w 2000 roku, ale na szczęście wówczas nie okazał się bardzo groźny. Jednak jego erupcja była spektakularna, ponieważ od ostrzegawczego trzęsienia po erupcję minęło ledwie 78 minut, a w ciągu pierwszych 30 minut po wybuchu, popioły wzbiły się na wysokość nawet 12 kilometrów.
Hekla jest uznawana za wulkan na granicy 3 i 4 stopnia w skali intensywności erupcji, a więc mniej więcej w połowie skali. Identyczną aktywnością charakteryzowała się erupcja wulkanu Eyjafjallajokull w 2010 roku. Zagrożenie więc jest zbliżone.
Największa erupcja Hekli nastąpiła w 1766 roku, ale szkody duże nie były, bo samoloty jeszcze nie latały. W 1947 roku Hekla wyemitowała gigantyczne ilości popiołów, które w ciągu mniej niż 2 dni dotarły aż nad Finlandię, czyli pokonały 2 tysiące kilometrów. Do Atlantyku spadło 30 ton popiołu na każdy kilometr kwadratowy.
Wulkan Hekla na Islandii. Fot. Sverrir Thorolfsson / Wikipedia.Po czym naukowcy poznają, że Hekla może wybuchnąć? Przede wszystkim nasilają się wstrząsy ziemi w rejonie wulkanu. Dla geologów najważniejszym przejawem zbliżającego się wybuchu jest wybrzuszenie północnych podnóży wulkanu. To oznacza, że komora magmowa powiększa się. Ostatnie badania wskazują, że materiału znajduje się w niej więcej niż 17 lat temu.
Hekla już kilkukrotnie straszyła mieszkańców Islandii. Pierwsze oznaki budzenia się wulkanu zaobserwowano w 2006 roku po serii silnych wstrząsów. W 2011 i 2013 roku doszło do wyraźnych wybrzuszeń w ziemi, ale nie skończyło się to erupcją.
Tym razem może być inaczej, stąd wulkanolodzy biją na alarm. Jeśli do erupcji dojdzie, to o tym czy do kontynentalnej Europy dotrą popioły zdecyduje kierunek wiatru na różnych wysokościach. Eksperci są zdania, że rozmiary chmury popiołów mogą być porównywalne do tych z erupcji Eyjafjallajokull.
Wulkan Hekla na Islandii. Fot. Ulrich Latzenhofer / Wikipedia.W dodatku nad wulkanem przebiega jeden z korytarzy lotniczych. Każdego dnia przelatuje tamtędy 20-30 samolotów, których silniki mogą być wystawione na niszczycielską działalność popiołów. Gdyby doszło do erupcji, ruch lotniczy trzeba byłoby wstrzymać lub zmienić trasę samolotów.
Na Islandii najczęściej wieje z zachodu, a więc jest większe prawdopodobieństwo, że popiół dotrze nad Skandynawię. Jednak przy sprzyjającym układzie wyżów i niżów może się powtórzyć sytuacja z wiosny 2010 roku, kiedy największe ilości popiołów sięgnęły Wielkiej Brytanii paraliżując ruch lotniczy i uziemiając tysiące podróżnych. Tymczasem na Islandii mieszka około 10 tysięcy naszych rodaków, którzy wyemigrowali po 2006 roku.
Źródło: TwojaPogoda.pl
