Takie rewelacje dochodzą do nas od Aymerica Spiga, eksperta ds. dynamiki atmosfer planetarnych z Universite Pierre Curie w Paryżu. Jak wygląda to zjawisko? Otóż cząsteczki lodu wodnego, wirując podczas burzy, docierają do powierzchni w kilka minut, a nie delikatnie opadają godzinami jak dotychczas sądzono.
Niestety, pomimo występującego tam "śniegu", na powierzchni Marsa nie ulepimy bałwana i nie pośmigamy na nartach. Pomimo tego, że z satelity powierzchnia Czerwonej Planety w nocy może przypominać kulę śnieżną, to jednak w rzeczywistości mówimy tutaj jedynie o grubszej warstwie szronu.
Planeta ma 100 razy rzadszą atmosferę do ziemskiej, nie zachodzą w niej gwałtowne zjawiska, jest sucha, a powierzchnia jest jedną wielką pustynią. Dlatego pierwsi kolonizatorzy nie mają co liczyć na śnieżne szaleństwa.
Spiga, wraz ze współpracownikami, opracował nowy model atmosferyczny symulujący zjawiska pogodowe na Marsie, a uwzględniający dokładniejsze dane wejściowe. Teraz wiemy, że zabielenie powierzchni następuje w trakcie zimnych nocy. Cząsteczki lodu wodnego wychładzają się, chmury stają się niestabilne i następują opady "śniegu". Silne wiatry transportują je ku powierzchni, na której się osadzają.
Miejmy nadzieję, że przyszłym kolonizatorom uda się zrobić zdjęcia tego fascynującego zjawiska.
Źródło: GeekWeek.pl / Space.com