Konrad Tomaszewski, dyrektor generalny Lasów Państwowych, poinformował, że nawałnica, która przeszła w nocy z 11 na 12 sierpnia nad Wielkopolską, Kujawami i wschodnim Pomorzem połamała i powaliła 45 tysięcy hektarów lasu, aż 8 milionów metrów sześciennych drewna.
Nigdy wcześniej w całej 93-letniej historii Lasów Państwowych nie doszło do szkód w lasach na taką skalę. Według leśników w źródłach spisanych darmo szukać takiej klęski na przestrzeni co najmniej ostatnich 200-300 lat.
Aby wyobrazić sobie zasięg tego kataklizmu przeliczmy hektary na bliższą nam jednostkę. W ciągu kilkudziesięciu minut wiatr przekraczający 100 km/h, a być może nawet 150 km/h, położył las o powierzchni aż 450 kilometrów kwadratowych. Dla porównania Warszawa ma 517 kilometrów kwadratowych, a więc niewiele większą powierzchnię.
Gdyby porównać ilość zniszczonego lasu do powierzchni największych polskich kompleksów leśnych, to tak, jakby znikło aż 73 procent polskiej części Puszczy Białowieskiej i zarazem jedna trzecia całej puszczy, łącznie po stronie polskiej i białoruskiej.
Z kolei gdybyśmy porównali skalę szkód do rozmiarów leśnej części Puszczy Kampinoskiej, którą najchętniej odwiedzają warszawiacy, to zniknęłaby cała puszcza i jeszcze kolejna jej przeszło połowa. Co więcej, nawałnica powaliła tyle drzew, że stanowią one aż 21 procent rocznego pozysku drewna w całych Lasach Państwowych.
Straty są gigantyczne. W samych lasach wyniosą one nawet miliard złotych, z czego 440 milionów pochłoną same nasadzenia nowych drzew. Szkody ciągną się w pasie od Wrocławia aż po samo wybrzeże Bałtyku. Zdecydowanie najpoważniejsze zniszczenia wichura poczyniła w lasach pogranicza woj. kujawsko-pomorskiego, pomorskiego i zachodniopomorskiego w nadleśnictwach Lipusz i Rytel, gdzie lasy zniknęły niemal w całości.
W jednej chwili zniszczony został dorobek całych pokoleń leśników, którzy dbali o las każdego dnia. To dla nich niepowetowana strata. Krajobrazy zmieniły się nie do poznania i już za naszego życia nie będą takie, jak dawniej. Mieszkańcy sąsiadujących z lasami miejscowości nie będą już mogli udawać się na grzybobrania, wypoczywać w lesie i cieszyć się jego pięknem.
Lasy Państwowe wprowadziły stan siły wyższej o zasięgu ponadlokalnym, który pomoże szybciej poradzić sobie ze skutkami kataklizmu, przede wszystkim będzie można powołać specjalne komisje szacujące szkody oraz według uproszczonej procedury przeprowadzać przetargi na usługi firm sprzątających lasy.
We wszystkich leśnictwach i nadleśnictwach, które ucierpiały w wyniku żywiołu, wprowadzono aż do odwołania absolutny zakaz wstępu do lasu. Najdłużej będzie się on utrzymywać tam, gdzie powalonych drzew jest najwięcej, nawet przez następne 2 lata. Wiatrołomy sosnowe są bardzo niebezpieczne, ponieważ grożą gigantycznymi pożarami.
Wystarczy niedopałek lub iskra z przejeżdżającego samochodu, aby zaprószyć ogień i doprowadzić do jeszcze większej tragedii. Dlatego najważniejszym zadaniem kilku tysięcy osób pracujących na miejscu klęski żywiołowej jest jak najszybsze usunięcie drewna i zabezpieczenie jego przed postronnymi osobami, które mogą je ukraść lub wywołać pożar.
Wywóz drewna do zakładów przemysłu drzewnego nie będzie prostym zadaniem, ponieważ drzew jest tyle, że można nimi po brzegi wypełnić aż 45 tysięcy wagonów kolejowych. Dlatego usuwanie wiatrołomów potrwa nawet do 2019 roku. Aby las znów mógł wrócić do pierwotnego wyglądu musi jednak minąć co najmniej 50 lat.
Zysk ze sprzedaży drewna w znacznej mierze posłuży do pokrycia olbrzymich kosztów związanych z usuwaniem szkód, ich zabezpieczeniem, zagospodarowaniem hodowlanym i odtwarzaniem infrastruktury leśnej.
Dotychczas największą klęską spowodowaną wichurami w Lasach Państwowych była nawałnica, która 4 lipca 2002 roku przeszła nad Puszczą Piską. Powalonych zostało wtedy 33 tysiące hektarów lasu, co oznacza 3,3 miliona metrów sześciennych drewna. Piątkowa nawałnica powaliła o połowę więcej hektarów lasu i prawie 3 razy więcej metrów sześciennych drewna.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Lasy Państwowe.