FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

7 z 10 największych trucicieli w Europie to elektrownie Niemców

Aż siedem pozycji w pierwszej dziesiątce listy najbardziej emisyjnych elektrowni węglowych w Europie zajmują Niemcy. Angela Merkel skrytykowała szybką rezygnację ze spalania węgla, w dodatku obawia się nowych limitów emisji. Czy to zwrot w polityce klimatycznej?

Najbogatszy kraj Unii Europejskiej, który dotychczas próbował przeforsować wyśrubowane zobowiązania w ograniczaniu emisji dwutlenku węgla, aby ratować klimat na naszej planecie, zaczyna się wahać. Jak twierdzą niektórzy, promowanie odnawialnych źródeł energii może się odbić czkawką, dlatego podnoszona jest dyskusja, ile tak naprawdę zapłacą za to zwykli obywatele.

Należy pamiętać, że Niemcy są największym na świecie konsumentem węgla brunatnego i drugim w Unii Europejskiej konsumentem węgla kamiennego. W ciągu roku potrzebują w sumie aż 245 milionów ton tego surowca.

Na początku kwietnia Komisja Europejska opublikowała wstępne dane na temat emisji w 2016 roku w ramach Europejskiego Systemu Handlu Emisjami (ETS). Z raportu wynika, że emisja z elektrowni węglowych spadła w ubiegłym roku o imponujące 11 procent.

Jednak emisje z 280 elektrowni węglowych w Europie stanowiły nadal 39 procent całkowitych emisji objętych systemem ETS. Od 2010 roku w Niemczech emisja dwutlenku węgla do atmosfery spadła o 5 procent, a w Polsce o 7 procent.


Emisja dwutlenku węgla z elektrowni opalanych węglem brunatnym. Dane: Komisja Europejska.

Pojawił się jednak problem, ponieważ niska cena węgla spowodowała zwłokę w dalszej dekarbonizacji. Węgiel znów stał się konkurencyjny wobec odnawialnych źródeł energii. Z tego powodu emisja z przemysłu w ciągu 4 lat obniżyła się o mniej niż 1 procent. Co więcej, Niemcy od 8 lat nie zredukowały znacząco emisji, które utrzymują się na stabilnym wysokim poziomie.

Mimo, że największym emitentem CO2 w Unii Europejskiej pozostaje Elektrownia Bełchatów, to jednak zaraz za nią aż pięć pozycji zajmują elektrownie niemieckie. W sumie w pierwszej dziesiątce najbardziej emisyjnych elektrowni węglowych aż siedem pozycji okupują elektrownie naszego sąsiada. Tylko dwa miejsca należą do Polski (Bełchatów i Kozienice), a jedno do Włoch.

Elektrownia Bełchatów obniżyła rok do roku emisję o 6 procent, z kolei druga na liście Elektrownia Neurath w Niemczech tylko o 2 procent. Węgiel brunatny jest potrzebny w niemieckich elektrowniach 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, wobec czego Niemcy pozostają pod tym względem największym "brudasem" w Europie.

Jak informuje BiznesAlert.pl, Niemcy obawiają się nowych limitów emisji, które zagrożą ich elektrowniom na węgiel brunatny. Organizacje ekologiczne ostrzegają, że rząd w Berlinie może zawetować zmiany zapisów o najlepszej dostępnej technice (BAT) w dyrektywie o emisjach przemysłowych (IPPC) podczas głosowania 28 kwietnia. Dlaczego? Ponieważ nowe wymogi odnośnie emisji tlenków azotu będą trudne do spełnienia przez część niemieckich elektrowni.

Do zaskakującego zwrotu akcji doszło w połowie marca podczas konferencji Związku Przedsiębiorstw Komunalnych w Berlinie. Angela Merkel, kanclerz Niemiec, stanęła w obronie energetyki węglowej. Stawka jest duża, ponieważ przeciwny zamykaniu kopali węgla brunatnego jest Związek Zawodowy "Górnictwo, Chemia, Przemysł", który zrzesza ponad pół miliona członków.

Presja związku jest odczuwana przez niemieckie władze, które po licznych demonstracjach złagodził plany zamykania i opodatkowania elektrowni na węgiel brunatny. Mimo, iż Niemcy raczej nie zamierzają wycofać się z dotychczasowej twardej polityki klimatycznej, to jednak wszystko wskazuje na to, że cele będą obniżane i dostosowywane do realnych możliwości.

To oznacza, iż czerwona linia ustanowiona przez klimatologów na poziomie 2 stopni powyżej średniej globalnej temperatury sprzed epoki przemysłowej, aby nie dopuścić do wymknięcia się globalnego ocieplenia spod kontroli, może nie tylko zostać przekroczona, ale co gorsza wcześniej niż zakładały to czarne scenariusze.

Opracowanie:

prognoza polsat news