Mowa głównie o skażeniu ozonem (O3), jedną z alotropowych form tlenu, w niskich warstwach atmosfery, co związane jest ze spalaniem paliw kopalnych, w znacznej mierze węgla.
Okazało się, że skażenie ozonem generowane w każdym z bardziej aktywnych gospodarczo rejonów półkuli północnej, a więc w Europie, Ameryce Północnej i w południowo-wschodniej Azji, wpływa negatywnie na wielkość plonów sześciu najważniejszych, uprawianych przez nas roślin: pszenicy, kukurydzy, soi, bawełny, ziemniaków i ryżu.
Co ważniejsze, nie dzieje się to tylko lokalnie, lecz chmura trujących gazów może zostać przeniesiona tysiące kilometrów dalej przez wiatr i prądy powietrzne.
W samej Europie skażenie pochodzące z Ameryki Północnej odpowiedzialne jest za stratę przez rolników 1,2 miliona ton pszenicy rocznie. Pokazuje to wyraźnie, że z zanieczyszczeniem środowiska i jego wpływem na plony powinniśmy walczyć globalnie, a nie tylko w skali lokalnej.
Badania polegały na obliczeniu ilości stężenia ozonu, silnie toksycznego gazu, który groźny jest nie tylko dla naszego układu oddechowego, lecz wpływa także negatywnie na wegetację niszcząc komórki roślin i wstrzymując ich wzrost.
Ozon powstaje w tym przypadku poprzez chemiczne łączenie związków węglowodorowych i tlenków azotu. Te drugie są emitowane podczas spalania w wysokiej temperaturze przez pojazdy benzynowe lub elektrownie węglowe.
Michael Hollaway, główny autor badań, doktorant na Uniwersytecie Leeds, wykorzystał komputerowy model, aby sprawdzić jak bardzo spadnie poziom powierzchniowego ozonu gdybyśmy nagle przestali emitować jakiekolwiek spaliny.
Wykorzystując przy tym wiadomości o położeniu pól uprawnych jego zespół był w stanie stwierdzić jak wpłynie to na uprawy. Badania te wskazały także na takie interesujące fakty jak to, że azjatyckie skażenie odpowiada za utratę 50-60 procent światowych zbiorów pszenicy i ponad 90 procent ryżu.
Amerykańskie z kolei powoduje utratę 60-70 procent plonów kukurydzy i 75-85 procent soi. Co do Europy zaś to możemy spać spokojnie, nasz wpływ na rolnictwo w innych krajach jest minimalny ze względu na sytuację geograficzną, przechodzi nad nami mniej układów niskiego ciśnienia, które transportują skażenie przez kontynenty z zachodu na wschód.
Niemniej wskazuje to na fakt, że ze skażeniem musimy walczyć w skali globalnej, i to że my sami zmniejszymy emisję gazów do atmosfery, w niczym może nie pomóc, jeśli najwięksi truciciele nadal będą truli, jak ma to miejsce od lat i żadnych zmian na przyszłość nie widać.
Źródło: