Naukowców od końca ubiegłego roku fascynuje obiekt o nazwie 2016 WF9. Nie zagraża on naszej planecie, chociaż trajektoria jego lotu jest znana w ok. 50 procentach. Najbliżej znajdzie się nas ok. 50 milionów kilometrów, ale nie ten fakt spędza sen z ich powiek.
Astronomowie poczynili kolejne jego obserwacje, ale wciąż nie mają pojęcia, czym on jest. Obiekt został odkryty 27 listopada 2016 roku, ma od 500-1000 metrów średnicy, jest ciemny i wciąż wymyka się oficjalnej kwalifikacji.
Naukowcy nie mogą bowiem ustalić, czy mamy tu do czynienia z kometą czy planetoidą. Cały kłopot w tym, że klasyczne komety są złożone z zamrożonego gazu, skał i pyłu, ciągną za sobą ogon, który jest tym dłuższy i bardziej widoczny, im bliżej znajdują się Słońca.
Artystyczna wizja Ziemi i obiektu 2016 WF9. Fot. NASA.
2016 WF9, pomimo podróży według ustalonego toru, takiego ogona nie posiada, co może wskazywać na brak gazu i pyłu. Astronomowie są zdania, że możemy mieć tu do czynienia z nowym rodzajem obiektów, w których granica pomiędzy kometą a planetoidą jest po prostu rozmyta.
Prawdopodobnie obiekt jest bardzo stary i większość, jak nie wszystkie, substancje lotne znajdujące się na lub pod powierzchnią mogły zostać już wyemitowane. Pozostaje nam poczekać do około 25 lutego. Wówczas astronomowie powinni już mieć większą garść informacji na temat tego fascynującego obiektu.
Źródło: