FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Islandia jak beczka prochu. Erupcją grożą cztery wulkany

W każdej chwili ruch lotniczy między Europą i Ameryką Północną może zostać całkowicie sparaliżowany i to na długie dni. Naukowcy z Uniwersytetu w Reykjaviku ostrzegają przed powtórką z 2010 roku, bo na skraju erupcji są aż cztery islandzkie wulkany.


Lokalizacja wulkanów Katla, Hekla, Bardarbunga i Grimsvoetn na Islandii. Fot. Wikipedia.

Islandzkie media cytują wulkanologa Palla Einarssona, który ostrzega, że wzmożoną aktywność wykazują cztery islandzkie wulkany i to te najgroźniejsze. Część z nich jest ze sobą połączona, ponieważ spoczywają pod jednym lodowcem, jednym z największych w Europie. Mowa o wulkanach: Katla, Hekla, Bardarbunga i Grimsvoetn.

Jeden z nich, Bardarbunga, wybuchł całkiem niedawno, bo w sierpniu 2014 roku. Przez prawie rok produkował olbrzymie ilości lawy bazaltowej o objętości aż 1,4 kilometra sześciennego. To aż sześciokrotnie więcej lawy niż wytworzył wulkan Eyjafjallajökull w 2010 roku. Tak dużych ilości lawy nie notowano na Islandii od historycznej erupcji wulkanu Laki sprzed 231 lat.

Kolejne dwa wulkany dawały o sobie znać na tle ostatnich 20 lat. Najbardziej niebezpieczna jest jednak Katla. W przyszłym roku mija 100 lat od jej ostatniego przebudzenia. Wulkanolodzy przeprowadzili specjalistyczne badania, które tylko potwierdziły ich obawy.


Potoki lawy wydobywające się z kraterów wulkanu Bardarbunga na Islandii. Fot. Twitter.

Otóż magma znajduje się już tuż pod powierzchnią ziemi, a to oznacza, że może znaleźć ujście przez wulkaniczny krater niemal w każdej chwili. Naukowcy są zdania, że erupcje jeszcze nie są przesądzone, bo w przeszłości wulkany potrafiły zaskakiwać.

Te, które wskazywały na rychłą erupcję, nagle uspokajały się, a inne, które wydawały się względnie spokojne, nagle budziły się z potężną erupcją. Erupcja wulkanu Eyjafjallajökull w 2010 roku pojawiła się nieoczekiwanie, podobnie jak Bardarbungi 4 lata później.

Jeśli któraś z erupcji będzie również duża, jak w 2010 roku, lub nawet większa, to znów może dojść do paraliżu ruchu lotniczego nad Islandią i północnym Atlantykiem. 7 lat temu z powodu popiołów odwołano aż 100 tysięcy lotów, na lotniskach koczowało 10 milionów podróżnych, co kosztowało europejską gospodarkę aż 5 miliardów euro.

Niebezpieczna Katla

Katla to jeden z najgroźniejszych wulkanów na świecie. Wybucha średnio 2 razy w ciągu wieku, zwykle nie później niż w kilka lat po wulkanie Eyjafjallajökull, i zawsze są to erupcje bardzo silne. Popioły rozprzestrzeniają się po całej Europie i zmieniają dzień w noc.


Erupcja wulkanu Katla na Islandii w 1918 roku. Fot. Wikipedia.

Katla spoczywa pod Mýrdalsjökull, czwartym co do wielkości lodowcem na Islandii o powierzchni ponad pół tysiąca kilometrów kwadratowych. Jej erupcja może spowodować roztopienie się 10-kilometrowej warstwy lodu spoczywającej w jej kalderze.

O potędze Katli świadczy jej olbrzymia komora magmowa. Jest ona 10 razy większa od tej znajdującej się pod wulkanem Eyjafjallajökull, który sparaliżował ruch lotniczy w Europie wiosną 2010 roku.

Tym razem problemy mogą się okazać znacznie poważniejsze. Na linii ognia znajdują się mieszkańcy niewielkich osad położonych u stóp wulkanu. Na przykład 300 osób zamieszkujących wieś Vik będzie miała na ewakuację zaledwie jedną godzinę, jeśli wulkan wybuchnie.


Lodowiec Mýrdalsjökull pod którym spoczywa Katla. Fot. www.seathos.org

Od czasów pierwszego osadnictwa, a więc od 930 roku naliczono już kilkanaście jego erupcji, z czego każda powodowała spore spustoszenia, zwłaszcza w rybackich osadach położonych na południowych wybrzeżach Islandii.

Spadały tam nie tylko popioły, lecz również docierały powodzie glacjalne. Wysoka temperatura podczas erupcji roztapiała masy lodu, które spływały potokami, mieszając się z siarką. Rzeki pachnące siarkowodorem zanieczyszczały ujęcia wody pitnej i glebę.


Kaldera wulkanu Katla na Islandii. Fot. Chris 73 / Wikipedia.

O skutkach erupcji świadczą olbrzymie ilości materiału piroklastycznego znalezionego w skałach w Norwegii i Szkocji. Tylko od kierunku wiatrów wiejących nad północnym Atlantykiem i północno-zachodnią Europą będzie zależeć to, czy popiół dotrze nad kontynent i spowoduje spustoszenia.

Pewne jest, że potencjalną erupcję Katli najgorzej zniosłaby branża turystyczna. Problem sięga przewoźników, którzy zmuszeni będą zastanowić się nad tym, jak bardzo popiół wpływa na samoloty i czy latanie podczas jego obecności będzie niebezpieczne.

Nie tylko Katla straszy erupcją

Okazuje się jednak, że nie tylko Katla spędza sen z powiek Islandczykom i naszym rodakom. Wulkan Hekla, który w literaturze średniowiecza nazywany był "wrotami piekieł", i znajduje się zaledwie 100 kilometrów od Rejkiawiku, w każdej chwili może grozić pierwszą erupcją od 17 lat.

Po raz ostatni słyszeliśmy o nim w 2000 roku, ale na szczęście wówczas nie okazał się bardzo groźny. Jednak jego erupcja była spektakularna, ponieważ od ostrzegawczego trzęsienia po erupcję minęło ledwie 78 minut, a w ciągu pierwszych 30 minut po wybuchu, popioły wzbiły się na wysokość nawet 12 kilometrów.


Wulkan Hekla na Islandii. Fot. Hansueli Krapf / Wikipedia.

Hekla jest uznawana za wulkan na granicy 3 i 4 stopnia w skali intensywności erupcji, a więc mniej więcej w połowie skali. Identyczną aktywnością charakteryzowała się erupcja wulkanu Eyjafjallajokull w 2010 roku. Zagrożenie więc jest zbliżone.

Największa erupcja Hekli nastąpiła w 1766 roku, ale szkody duże nie były, bo samoloty jeszcze nie latały. W 1947 roku Hekla wyemitowała gigantyczne ilości popiołów, które w ciągu mniej niż 2 dni dotarły aż nad Finlandię, czyli pokonały 2 tysiące kilometrów. Do Atlantyku spadło 30 ton popiołu na każdy kilometr kwadratowy.

Po czym naukowcy poznają, że Hekla może wybuchnąć? Przede wszystkim nasilają się wstrząsy ziemi w rejonie wulkanu. Dla geologów najważniejszym przejawem zbliżającego się wybuchu jest wybrzuszenie północnych podnóży wulkanu. To oznacza, że komora magmowa powiększa się. Ostatnie badania wskazują, że materiału znajduje się w niej więcej niż 17 lat temu.


Wulkan Hekla na Islandii. Fot. Sverrir Thorolfsson / Wikipedia.

Hekla już kilkukrotnie straszyła mieszkańców Islandii. Pierwsze oznaki budzenia się wulkanu zaobserwowano w 2006 roku po serii silnych wstrząsów. W 2011 i 2013 roku doszło do wyraźnych wybrzuszeń w ziemi, ale nie skończyło się to erupcją.

Tym razem może być inaczej, stąd wulkanolodzy biją na alarm. Jeśli do erupcji dojdzie, to o tym czy do kontynentalnej Europy dotrą popioły zdecyduje kierunek wiatru na różnych wysokościach. Eksperci są zdania, że rozmiary chmury popiołów mogą być porównywalne do tych z erupcji Eyjafjallajokull.


Wulkan Hekla na Islandii. Fot. Ulrich Latzenhofer / Wikipedia.

W dodatku nad wulkanem przebiega jeden z korytarzy lotniczych. Każdego dnia przelatuje tamtędy 20-30 samolotów, których silniki mogą być wystawione na niszczycielską działalność popiołów. Gdyby doszło do erupcji, ruch lotniczy trzeba byłoby wstrzymać lub zmienić trasę samolotów.

Na Islandii najczęściej wieje z zachodu, a więc jest większe prawdopodobieństwo, że popiół dotrze nad Skandynawię. Jednak przy sprzyjającym układzie wyżów i niżów może się powtórzyć sytuacja z wiosny 2010 roku, kiedy największe ilości popiołów sięgnęły Wielkiej Brytanii paraliżując ruch lotniczy i uziemiając tysiące podróżnych. Tymczasem na Islandii mieszka około 10 tysięcy naszych rodaków, którzy wyemigrowali po 2006 roku.

Źródło:

prognoza polsat news