FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Obecne mrozy to pikuś. Zobaczcie, jaka była zima stulecia

Zimno Wam? To nie początek epoki lodowej, tylko normalna zima. Dawniej było znacznie mroźniej i śnieżniej. Zobaczcie na zdjęciach i filmach, jak wyglądała słynna zima stulecia sprzed 38 lat, gdy trzeba było kopać tunele śnieżne, a zaspy sięgały po same dachy.


Zima stulecia w Starych Babicach pod Warszawą. Fot. NAC / Grażyna Rutkowska.

Młodzi Polacy nie wiedzą, co to znaczy prawdziwa zima. Słyszeli o niej tylko z opowiadań swoich rodziców i dziadków. Nic dziwnego, bo po trzech z rzędu bardzo łagodnych zimach wszyscy zdążyliśmy odzwyczaić się od śniegu i siarczystego mrozu.

To, co powinno być u nas normą, a czego dawno nie było, mylnie zostało wzięte za epokę lodową. Dzisiaj ataki zimy trwają raptem kilka dni. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu było zupełnie inaczej, tęgie mrozy i duże śniegi nie odpuszczały całymi tygodniami. Teraz możemy tylko zachodzić w głowę, jak wtedy to wytrzymywano?

Zim stulecia mieliśmy już wiele, ale ta najsłynniejsza szalała na przełomie 1978 i 1979 roku. Pamiętają ją głównie starsi Polacy, ale dzięki archiwalnym nagraniom możemy ją zobaczyć wszyscy. Niektórzy z pewnością złapią się za głowę, bo zaspy sięgające dachów, chodzenie tunelami śnieżnymi, a do tego świecące pustką półki w sklepach i brak opału, dzisiaj trudno sobie wyobrazić.

Pamiętna zima stulecia trafiła na łamy historii, choć trwała zaledwie tydzień. Rozpoczęła się tuż przed Sylwestrem, gdy przemknął nad Polską głęboki niż. Jako że dotarł do nas od południa, a nie jak zwykle od północy, przyniósł olbrzymie ilości wilgoci, która przy gwałtownie spadającej temperaturze, objawiła się w postaci ulew przechodzących w śnieżyce.


​Zima stulecia w Warszawie. Fot. NAC / Grażyna Rutkowska.

Błyskawicznie miejsce niżu zajął wyż, co spowodowało nagły wzrost ciśnienia i gwałtowne nasilenie się wiatru. Na końcu spłynęła od strony Skandynawii spłynęła lodowata masa arktycznego powietrza. Zeszły się ze sobą trzy zjawiska, które śmiało można nazywać zimą stulecia.

Pierwszym był silny mróz, drugim intensywny śnieg, a trzecim porywisty wiatr. Zawieje śnieżne z prawdziwego zdarzenia panowały przy temperaturze spadającej do blisko minus 30 stopni. Najpierw sparaliżowały północną Polskę, później centrum, a na końcu południe. Polska stanęła już w Sylwestra. W Nowy Rok sytuacja dalej się pogarszała.


​Zima stulecia w Starych Babicach pod Warszawą. Fot. NAC / Grażyna Rutkowska.

Z powodu mrozu bez przerwy pękały magistrale ciepłownicze i wodociągi, zawieja łamała gałęzie i zrywała linie energetyczne, pozbawiając prądu i ogrzewania kolejne gospodarstwa domowe, a także zakłady pracy.

Z powodu gigantycznych zasp i zerwanej trakcji do elektrowni nie docierały transporty węgla, wywołując słynny już 20. stopień zasilania i problemy z energią, nie tylko dla odbiorców indywidualnych, lecz również przemysłu.


​Zima stulecia w Warszawie. Fot. NAC / Grażyna Rutkowska.

Samochody, których było wielokrotnie mniej niż dziś, grzęzły w zaspach. Przez śnieg mogły, choć z trudem, przebić się tylko konie. Nikt nie liczył ofiar, które zamarzły na śmierć przy własnych domach. Lekarze nie byli wówczas tak dostępni, jak dziś, nie było telefonów. Na pomoc trzeba było czekać całymi godzinami, a w odciętych od świata przez śniegi miejscowościach nawet tydzień.

Obserwatorzy na stacjach meteorologicznych IMGW notowali w najcieplejszym momencie dnia od minus 24 stopni w Suwałkach do minus 11 stopni w Krakowie. Noce i poranki były znacznie zimniejsze, od minus 18 stopni w Szczecinie do minus 29 stopni w Suwałkach. Oczywiście poza stacjami mogło być, a nawet z pewnością było znacznie zimniej.

Trzeba jednak podkreślić, że przy porywistym wietrze temperatura odczuwalna była dużo niższa od wskazań termometrów. Mimo iż w ostatnich dniach mróz panował przy silnym wietrze, to jednak aż tak mocno nie wiało, a co najważniejsze, nie spadło tyle śniegu, co 38 lat temu.

Pokrywa śnieżna nawet po ustąpieniu tzw. zimy stulecia, co miało miejsce 8 stycznia, nadal przyrastała, bo odwilż przyniosła kolejne śnieżyce. W lutym jej grubość była imponująca, wielokrotnie większa niż ta, z którą mieliśmy do czynienia przez wiele ostatnich zim.

Na Pomorzu leżało 60 cm białego puchu, na Mazowszu i Ziemi Łódzkiej 70-80 cm, a na Suwalszczyźnie nawet ponad 80 cm. Tymczasem zaspy śnieżne miały kilka metrów wysokości.

Co ciekawe, sytuacja meteorologiczna z początku 1979 roku powtórzyła się jeszcze kilkukrotnie, m.in. zimą w latach 1984-1987 oraz 1995-1996. W obecnym wieku zimy ociepliły się, a silne mrozy i większe śniegu zdarzały się już nie przez całą zimę, lecz tylko przez jeden miesiąc lub kilkanaście dni. Tak właśnie było w 2006 i 2010 roku.

Przed 1979 roku ostre zimy były w Polsce na porządku dziennym. Najprawdopodobniej najniższe temperatury na tle ostatniego stulecia zmierzono 10 lutego 1929 roku. Na terenach podgórskich południowej Polski mogło być nawet około minus 45 stopni.

Jeszcze wcześniej, podczas tzw. Małej Epoki Lodowej, a więc w osiemnastym i dziewiętnastym wieku, w Bieszczadach, na Podhalu czy Żywiecczyźnie termometry mogły pokazywać prawie minus 50 stopni. Nie sposób tego potwierdzić oficjalnymi pomiarami, jednak niektóre źródła pisane wspominają o tak niskich temperaturach.


​Zima stulecia w Warszawie. Fot. NAC / Grażyna Rutkowska.

Biorąc pod uwagę minus 40 stopni, które odnotowane zostało wczoraj (7.01) w Czarnym Dunajcu na Podhalu, wartości te wydają się wiarygodne. Zimno było nie tylko w Polsce, lecz również tam, gdzie zimy są zwykle bardzo łagodne. Na zamarzniętej Tamizie w Londynie budowano świąteczne jarmarki.

Było nie tylko mroźno, ale też śnieżnie. Zima z przełomu 1928 i 1929 trzymała do kwietnia. Śnieg, który spadł w listopadzie i grudniu nie roztopił się aż do wiosny. Jego grubość sięgała od 20 do ponad 50 cm, a zaspy miały ponad metr wysokości.


Zima stulecia w rejonie Wrocławia. Fot. Zbigniew Nowak / Ossolineum.

Jeśli wierzyć statystyce ostre zimy wracają do Polski średnio raz na 10 lat. W przyszłości będą się zdarzać jeszcze rzadziej, ale jak się już pojawią, będą co najmniej równie dotkliwe, jak obecnie, a może nawet dotkliwsze, bo gdy będziemy się od surowej zimy odzwyczajać, to będzie nam ona dokuczać ze zdwojoną siłą, i to mimo rozwoju techniki i ciągłej poprawy infrastruktury.

Klimatolodzy jako moment przełomowy dla ocieplania się zim w Polsce, wskazują okresy zimowe z lat 1987-1990. Dwie z trzech zim zapisało się w czołówce najcieplejszych aż po dziś dzień. Każda kolejna zima była wówczas cieplejsza od poprzedniej. Śniegu było jak na lekarstwo, zamiast niego częściej padał deszcz.


Anomalie średniej temperatury w porze zimowej w latach 1951-2016 w Polsce w stosunku do średniej dla wielolecia 1971-2000 oraz wartość trendu (°C/rok). Serie zostały wygładzone 10-letnim filtrem Gaussa (czarna linia). Dane: IMGW.

Zimy przypominały najpierw późną jesień, a później wczesną wiosnę, która nadchodziła już w styczniu. Zbiegły się one w czasie z obaleniem w Polsce komunizmu. Były jeszcze cieplejsze od trzech ostatnich zim. Dzisiaj nie zrobiłyby już na nas aż takiego wrażenia, bo od tego czasu zimy ociepliły się i to znacznie.

Po 2000 roku nie mieliśmy ani jednej zimy ze średnią sezonową temperaturą przekraczającą w skali ogólnokrajowej 3 stopnie poniżej normy wieloletniej. Jeśli spojrzymy na poniższy wykres, obrazujący anomalie temperatury w okresie zimowym w latach 1951-2016, to jasne się staje, że te najzimniejsze zimy (dolne słupki) są coraz cieplejsze.

Zimy z lat 2010-2013, które zapisały się jako dość mroźne i śnieżne były zdecydowanie najłagodniejszymi spośród tych najbardziej odstających od normy na minus na tle kilkudziesięciu ostatnich lat. Trend chłodnych okresów zimowych został przerwany przez zimę z przełomu 2013 i 2014 roku, która nadała zimie nowy trend, ciepły z anomalią temperatury przekraczającą 2 stopnie, i był on kontynuowany przez kolejne trzy zimy z rzędu.

Źródło:

prognoza polsat news