Nad Bałtykiem trwa szacowania strat, które poczynił największy sztorm od 15 lat. Podczas orkanu Axel wiatr przekraczał 100 km/h, ale to nie wiatr, lecz wysokie fale sztormowe i cofka na rzekach spowodowały największe zniszczenia. Uszkodzone zostały plaże na znacznym odcinku wybrzeża.
Najtrudniejsza sytuacja ma miejsce w Świnoujściu, Kołobrzegu, Ustce i Pucku. Tam fale wdzierały się na nabrzeże, docierając do zabudowań, uszkadzały lokale usługowe i infrastrukturę portów. W Ustce czy Pucku poziom wody był tak wysoki, że kutry niemal zostały wyrzucone na nabrzeże. Straty materialne idą w miliony złotych.
Jeszcze kilkanaście lat temu takiego problemu nie było, bo poziom wody w Bałtyku był niższy niż obecnie. Jego wzrost to skutek globalnego ocieplenia i roztapiania się lądolodów, co powoduje systematyczny wzrost poziomu oceanów. Przyszłość rysuje się w czarnych barwach i to nie tylko w Pucku, który będzie musiał lepiej zabezpieczyć się przed skutkami sztormów.
Wyniki swoich kilkuletnich badań opublikowali właśnie naukowcy z Uniwersytetu Harvarda. Okazuje się, że poziom wód w morzach i oceanach na skutek globalnego ocieplenia postępuje znacznie szybciej niż wskazywały na to prognozy oraz modele komputerowe.
Przyczyną jest oczywiście znacznie szybszy wzrost temperatury powietrza na obszarach, gdzie występują lodowce. Arktyka i obszary wysokogórskie są obecnie najszybciej ocieplającymi się zakątkami planety, a im szybciej postępuje topnienie, tym szybciej podnosi się poziom wód.
Wcześniej prognozy były przeszacowane. Wynikało to z błędów pomiarowych. W latach 1900-1990 poziom wód miał się zgodnie z prognozami podnosić od 1,5 do 1,8 milimetra rocznie, ale w rzeczywistości było to zaledwie 1,2 milimetra.
Zmieniło się to po 1990 roku. W ciągu ostatnich 20 lat poziom wód podnosił się już o całe 3 milimetry rocznie, a więc ponad dwukrotnie szybciej niż przez poprzednie 90 lat. Nie wszędzie poziom wód podnosi się równie szybko. Poniższa mapa wskazuje, że najszybciej proces ten przebiega u wybrzeży Australii, południowo-wschodniej Azji oraz na Oceanii (kolor czerwony), nawet o 12 mm rocznie.
Naukowcy sądzą, że to nawet aktualne prognozy publikowane przez ekspertów ONZ-owskiego Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC) są niedoszacowane, bowiem nawet pomiary satelitarne nie są na tyle dokładne, aby ujawnić faktyczną skalę topnienia i podnoszenia się wód światowych oceanów.
To oznacza, że przekroczenie cienkiej czerwonej linii jest już coraz bliżej. Gdy ją osiągniemy, pod wodą znajdą się pierwsze wyspy Oceanu Spokojnego i Indyjskiego. Już teraz z roku na rok przybywa klimatycznych uchodźców, którzy muszą porzucać swoje domy, bo morze zaczyna pod nie podchodzić.
Roczne zmiany poziomu oceanów w latach 1993-2010. Dane: NASA.
Sztormy, które niegdyś nie stanowiły zagrożenia, dzisiaj powodują masowe powodzie. Tropikalne wyspy kurczą się, a wkrótce znajdą się pod wodą. O tyle, o ile kraje rozwinięte mogą sobie poradzić z tym zjawiskiem, np. budując odpowiednią infrastrukturę chroniącą nabrzeża, to ubogie kraje nie mają szans w starciu ze zmianami klimatycznymi.
Zgodnie z ostatnimi prognozami klimatologów, do 2099 roku poziom światowych oceanów podniesie się o 28 do 61 centymetrów w przypadku znacznego ograniczenia emisji gazów cieplarnianych lub o 52 do 98 centymetrów, gdy utrzyma się bardzo duża emisja.
Źródło: