Wczesnym wieczorem po gorącym dniu 18 maja 1996 roku niebo nad Sułoszową zaczęło przybierać złowieszcze barwy. Najpierw stało się granatowe, a potem sine. Czuć było, że za chwilę stanie się coś niedobrego.
Żaden z kilku tysięcy mieszkańców tej jednej z najdłuższych wsi w Polsce, położonej na północny zachód od Krakowa, nie spodziewał się, że stanie się świadkiem największej ulewy w dziejach polskiej meteorologii.
Dwa miesiące opadów w jedną godzinę
Gdy zaczęło padać, nie chciało przestać. Z każdą minutą deszcz padał coraz mocniej i mocniej aż osiągnął ekstremalne natężenie, jakiego nigdy wcześniej nie widzieli nawet najstarsi mieszkańcy.

Największa śnieżyca w historii Polski. Pół metra śniegu w jeden dzień
Jak wynika z analiz prof. dr hab. Tadeusza Niedźwiedzia z Uniwersytetu Śląskiego, w ciągu godziny spadło do 180 litrów deszczu na metr kwadratowy ziemi. Dla porównania norma opadów dla całego maja wynosiła tam około 75 litrów. To oznacza, że w 60 minut spadło więcej wody niż normalnie powinno przez dwa maje.
Deszczówka szerokimi strumieniami spływała z wzniesień zasilając Prądnik przepływający przez dolinę, w której położona jest Sułoszowa. Niepozorny zwykle potok wezbrał do wysokości ponad 2 metrów. Niczym tsunami zaczął zalewać zabudowania, porywając ze sobą wszystko, co napotkał na drodze.
Poważne skutki powodzi błyskawicznej
Jak czytamy na profilu OSM Skała, zalanych zostało 160 budynków, przerwanych 90 mostków oraz uszkodzonych lub zniszczonych 9 kilometrów szos i 4 kilometry dróg wojewódzkich. Niestety, ofiarą powodzi błyskawicznej padło też 9 krów, które się utopiły. Na szczęście nie ucierpiał żaden mieszkaniec, choć naprawdę niewiele brakowało.
Starty materialne były przeogromne. Szkody poczynione przez żywioł usuwano całymi miesiącami. Pech chciał, że zaledwie kilka dni wcześniej Sułoszową też nawiedziła potężna ulewa, która spowodowała szkody. Nikt nie spodziewał się, że to miało być zaledwie preludium kataklizmu.
Tak nawalne opady zdarzają się niezwykle rzadko, zaledwie raz na tysiąc lat. Aby mogło do nich dojść musiało być spełnionych kilka warunków. A przede wszystkim przejście niezwykle wychłodzonych chmur burzowych, na styku zróżnicowanych mas powietrza.
Ulewa miała nieduży zasięg, zaledwie kilku kilometrów, z czego największa ściana wody spadła na obszar o średnicy tylko kilkuset metrów. Przed tym żywiołem nie sposób się zabezpieczyć. Za każdym razem prowadzi do katastrofy.

Największa wichura w historii Polski. Na wiatromierzu zabrakło skali
Opady o sumie przekraczającej 50 litrów na metr kwadratowy w ciągu godziny są bardzo rzadkie, zdarzają się prawie corocznie, ale tylko w kilku miejscowościach, a przecież jest ich w Polsce ponad 100 tysięcy.
Źródło: TwojaPogoda.pl