FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Silne wiatry i połamane drzewa. Ten dramat wciąż jest żywy w pamięci ofiar

23 lipca 2009 roku dzień był wyjątkowo upalny. Wtedy jeszcze temperatury tropikalne, jakie obecnie nawiedzają Polskę, były rzadkością. Nikogo nie zdziwiła zapowiedź nawałnicy przetaczającej się przez znaczną część kraju. Nikt jednak nie spodziewał się dramatu, do jakiego doprowadzi na swojej drodze.

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Wyjątkowo rzadkie warunki sprzyjają ekstremom pogodowym

Dramatyczne wydarzenia z 23 lipca 2009 roku to efekt zmieszania się nad Polską upalnej masy powietrza zwrotnikowego z prądem strumieniowym znad Europy Środkowej. Ta mieszanina spotkała się z kształtującym wtedy pogodę niżem napływającym ze Szkocji i zatoką niskiego ciśnienia z zachodu.

Pomiary wykonane o godzinie 14:00 biły na alarm. Już o 17:00 na północnym zachodzie od Pragi zaczęły bardzo szybko rozwijać się burze. O godzinie 18:00 szkwał rozciągający się na 400 kilometrów wkroczył do Polski.

Niektóre fragmenty burzy zaczęły przybierać postać bow echo - duży, liniowy układ konwekcyjny wygiął się w łuk. W takim wypadku w centrum krzywizny występują niszczące porywy wiatru. Natomiast w szczytowym, północnym fragmencie łuku często rozwijają się tornada z trąbami powietrznymi.

Wyrwane drzewa i przypadki śmiertelne

Wspomniane bow echo przeszło m.in. przez Legnicę. Porywy wiatru osiągały prędkość 130 kilometrów na godzinę. Wyrywał drzewa z korzeniami, zrywał dachy domów, przygniatał porwanymi przedmiotami ludzi, którzy nie zdążyli się w porę schronić.

Późniejsze analizy wykazały, że nawałnicę tę można zakwalifikować wedle kryteriów Storm Prediction Center z USA do kategorii derecho:
● ścieżka zniszczeń ma minimum 460 kilometrów
● porywy wiatru osiągają prędkość minimum 26 metrów na sekundę
● w minimum 3 punktach oddalonych od siebie o nie mniej niż 74 kilometry wiatr osiąga porywy co najmniej 33 metry na sekundę
● wiatr powoduje zniszczenia stopnia F1 w skali Fujity
● przerwy między raportami o wietrze trwają nie dłużej niż 3 godziny.

Burza i szkwałowe wiatry musiały się skończyć tragedią

„Było widać ścianę, która się przesuwa. Nie chmurę, tylko ścianę, która zmiotła wszystko z powierzchni” - tak na fanpage Polscy Łowcy Burz wspominają nawałnicę mieszkańcy z Bydgoszczy czy Legnicy. Przetaczającej się burzy towarzyszył wiatr szkwałowy, osiągający w porywach prędkość 130 kilometrów na godzinę.

Najbardziej ucierpiało województwo dolnośląskie oraz południe województwa wielkopolskiego. Zginęło 8 osób przygniecionych przez drzewa, metalowe bramy czy inne przedmioty porwane przez wichurę i miotane w przestrzeń. Ponad 80 osób zostało rannych przez szkło wybitych szyb czy oderwane gałęzie.

Nawałnica, przechodząc przez Polskę, nie zatrzymywała się w miejscu na długo. Jej niszczycielskie oddziaływanie trwało raptem 10 minut w poszczególnych lokalizacjach. Tyle wystarczyło, aby wielu ludziom odebrać życie, zdrowie i dobytek. Żywioł nie oszczędził też przyrody. W Parku Miejskim w Legnicy ponad 2,5 tysiąca drzew zostało powalonych lub połamanych.

Ta tragedia jest wciąż żywa w pamięci ofiar. A obawy nie zgasną, ponieważ zmiany klimatyczne rodzą większy potencjał podobnych, ekstremalnych zjawisk. Należy jednak zaznaczyć, że taki układ mas powietrza jak w 2009 roku był i nadal będzie rzadkością w szerokości geograficznej, w której znajduje się Polska.

Źródło: lowcyburz.pl / TwojaPogoda.pl.

prognoza polsat news