W czwartek i piątek (23-24.11) zaczęło spływać nad Polskę arktyczne powietrze, które sprawiło, że temperatura gwałtownie spadała, deszcz przechodził w śnieg. Niekiedy zmiana rodzaju opadu następowała w ciągu zaledwie kilku minut.
Występowało w tym czasie rzadko spotykane o tej porze roku zjawisko, a mianowicie burze. Zwykle nadchodzą one wiosną i latem, kiedy przechodzą ulewy. Jednak tym razem grzmoty i błyski pojawiały się w akompaniamencie intensywnego opadu śniegu. Widzieli je i słyszeli mieszkańcy wielu regionów naszego kraju.

Ten fenomen nazywany burzą śnieżną i w naszym klimacie jest on na tyle rzadki, że za każdym razem, gdy się pojawia, wywołuje zaskoczenie i przerażenie. Zimowe burze niczym nie różnią się od tych letnich, ponieważ powstają w ten sam sposób.
Na styku zróżnicowanych mas powietrza, ciepłej i zimnej, dochodzi do intensywnej konwekcji, a więc unoszenia się ciepłego powietrza i jego skraplania. Powstają wówczas rozbudowane chmury burzowe Cumulonimbus, wewnątrz których uderzające w siebie gradziny tworzą ładunki elektryczne.
Powstają więc pioruny, tym liczniejsze, im bardziej napływa niestabilna masa powietrza. Tym razem warunki do powstawania zimowych burz były wyśmienite. Najpierw przeszedł ciepły front, który podniósł temperaturę nawet do 11 stopni, a następnie za nim nadciągnął front chłodny.
Jak wynika z mapki burzowej, wyładowania atmosferyczne, zarówno podczas opadów deszczu, jak i śniegu, występowały w ostatnich kilkudziesięciu godzinach w najróżniejszych regionach kraju, z dominacją województw północnych.
Źródło: TwojaPogoda.pl