Nie polecamy podróży do południowo-wschodniej Azji, gdzie za sprawą opóźniającego się deszczowego monsunu, przedłuża się pora sucha obfitująca w upały, które biją wszelkie historyczne rekordy.
W Mjanmie, Tajlandii, Kambodży, Laosie, Wietnamie i na południu Chin można się poczuć jak w saunie. Nie dość, że jest ekstremalnie gorąco, to jeszcze bardzo wilgotno. Nie są to typowe warunki atmosferyczne.
W Bangkoku, stolicy Tajlandii, temperatura sięgnęła w cieniu 42 stopni. Już taki upał był skrajnie groźny dla zdrowia, jednak, gdy dodamy do tego 40-procentową wilgotność, to okazuje się, że odczuwalnie były aż 54 stopnie.
Nie trudno więc o szybkie przegrzanie i odwodnienie organizmu, a wtedy prosta droga do udaru słonecznego, który może się skończyć nawet śmiercią. Dlatego tysiące mieszkańców i turystów w ostatnich dniach trafiło do szpitali w stanie wycieńczenia. Niektórzy zmarli.
W Tajlandii, gdzie odnotowano właśnie rekord ciepła, gdy w mieście Tak temperatura sięgnęła 45,4 stopnia, najwięcej turystów przybywa to Phuket. Tymczasem odnotowano tam 38 stopni, a przy wysokiej wilgotności powietrza odczuwalnie nawet 47 stopni.
Zanim wyjedziemy w ten region świata, dwa razy zastanówmy się, czy warto. Przed rekordową falą upałów bardzo trudno jest się uchronić, zwłaszcza, że na skutek rekordowego poboru energii dochodzi do masowych przerw w dostawach prądu, a co za tym idzie, nie można korzystać z klimatyzacji.
Bywało odczuwalnie nawet 81 stopni
Chociaż 54 stopnie temperatury odczuwalnej potrafią przerazić, to jednak bywało jeszcze gorącej. 8 lipca 2003 roku w mieście Az-Zahran w Arabii Saudyjskiej odczuwalnie było aż 81 stopni. Przyczyną to typowy dla pory letniej pustynny żar, ale również napływ wilgotnego powietrza znad Zatoki Perskiej. Bryza okazała się tym razem zabójcza w skutkach.
Źródło: TwojaPogoda.pl / Bangkok Post / NOAA.