Ruch lotniczy nad Europą z powodu pandemii koronawirusa zmalał o ponad połowę. Po wakacyjnym łagodzeniu obostrzeń w podróżowaniu, przywróconych zostało większość połączeń, ale ponowny wzrost zakażeń znów sprawia, że samolotów nad naszymi głowami ubywa.
W każdej chwili ruch lotniczy może całkowicie stanąć, tym razem za sprawą nadchodzącej erupcji wulkanu Grímsvötn na Islandii, przed czym ostrzegają eksperci Islandzkiego Biura Meteorologicznego (IMO). Podnieśli oni kolor ostrzeżenia dla lotnictwa z zielonego do żółtego. Według nich procesy zachodzące pod powierzchnią ziemi wskazują, że może to nastąpić w ciągu kilku tygodni lub miesięcy.
Świadczy o tym sejsmiczność, która w ciągu ostatniego miesiąca oscylowała powyżej średniej. Wzrasta też aktywność geotermalna, z wyraźnymi oznakami pogłębiania się kotłów w kilku miejscach wokół kaldery.
Deformacja powierzchni przekroczyła poziom przed erupcji w 2011 roku. W dodatku minionego lata odnotowano gazy magmowe w emisjach geotermalnych. Ponadto poziom wody w jeziorze subglacjalnym jest porównywalna z poziomem sprzed powodzi w 2004 i 2010 roku, co zwiększa prawdopodobieństwo powodzi w nadchodzących miesiącach.
Ostatnia erupcja tego wulkanu miała miejsce w maju 2011 roku i nastąpiła zaledwie rok po równie silnym wybuchu wulkanu Eyjafjallajökull. Grímsvötn spoczywa pod lodowcem Vatnajökull. 9 lat temu wulkanu wyrzucił popioły zaledwie 6 godzin po tym, gdy grupa wspinaczy poczuła zapach siarki.
Z wiosek położonych u stóp lodowca ewakuowani zostali ludzie, ponieważ zagrażała im powódź roztopowa. Gorące gazy i lawa błyskawicznie roztapiały czapę lodowca, przez co po stokach w kierunku Atlantyku wpływały masy wody, powodujące powódź.
Erupcje wulkanu Grímsvötn są zjawiskiem regularnym, występującym przynajmniej raz na każde dziesięciolecie. Aktywność wulkanu trwa mniej więcej od 1 do 3 tygodni, po czym wulkan przechodzi w stan uśpienia. Zbliżającą się erupcję zapowiada wysoki poziom gazów magmowych, który występuje na południowo-zachodnim skraju wulkanu, w pobliżu miejsca, gdzie wybuchał on w 2004 i 2011 roku.

Jeśli w trakcie zapowiadanej erupcji wulkanu wyprodukuje równie duże ilości popiołów, co jego poprzednik, wulkan Eyjafjallajökull, to trzeba się liczyć z przynajmniej częściowym wstrzymaniem ruchu lotniczego nad obszarami, gdzie koncentracja pyłu będzie największa.
Drobinki unoszące się z krateru wulkanicznego stanowią bowiem bardzo poważne zagrożenie dla silników samolotowych. Mogą wywoływać tarcie, a te może się skończyć uszkodzeniem silników i stanowić niebezpieczeństwo katastrofy lotniczej.
Wiosną 2010 roku, gdy wybuchł wulkan Eyjafjallajökull, w Europie wstrzymano aż 100 tysięcy lotów, na lotniskach koczowało 10 milionów podróżnych, co kosztowało europejską gospodarkę aż 5 miliardów euro. W przypadku powtórki problemy finansowe linii lotniczych, w obliczu pandemii koronawirusa, mogą przyczynić się do bankructwa niejednego przewoźnika.
Źródło: TwojaPogoda.pl / IMO.