Ruch lotniczy nad Europą zmniejszył się w ostatnich tygodniach o ponad 60 procent. Nad Polską zamiast dziesiątek samolotów w jednej chwili doliczyć się można na niebie raptem kilku, i to wyłącznie tych przelatujących na bardzo dużych wysokościach.
Dzięki temu niebo przybrało rzadko widywany w naszych stronach wymiar. Jest znacznie bardziej błękitne niż zazwyczaj. To oczywiście zasługa braku pozostawianych przez samoloty smug kondensacyjnych, które powstają, gdy powietrze jest dostatecznie chłodne i wilgotne.
Produkowane przez samolot spaliny, posiadające dużą ilość pary wodnej, powstałej w procesie spalania się materiałów pędnych, ulegają wówczas ochłodzeniu. Następuje wtedy skraplanie się pary wodnej, a drobne kropelki zamarzają, co powoduje powstanie charakterystycznego szlaku.
Najłatwiej zjawisko to tworzy się w powietrzu pełnym pyłów i zanieczyszczeń. Dlatego większość smug utrzymuje się na niebie podczas panowania pogodnego wyżu. Im powietrze jest mniej zanieczyszczone, tym smugi szybciej zanikają, a często w ogóle się nie tworzą. Tak jest zwykle podczas wietrznej aury, gdy nad Polską przebiega prąd strumieniowy.
Smugi lotnicze przy sprzyjających warunkach potrafią się rozprzestrzeniać na całe niebo, z czasem osłabiając jego błękit. W ten sposób krzyżują sprawdzalność prognoz pogody, według których powinno być bezchmurnie, a w sposób sztuczny zaczyna się chmurzyć.
W ostatnich latach smug było nad nami coraz więcej i coraz dłużej się utrzymywały. Naukowcy tłumaczyli to gwałtownym wzrostem ruchu lotniczego. Im więcej było samolotów, tym więcej było smug. Z kolei na skutek ocieplania się klimatu w górnych warstwach troposfery wzrasta wilgotność powietrza, która pozwala smugom na długotrwałe utrzymywanie się.
Jednak pandemia koronawirusa sprawiła, że przestaliśmy się przemieszczać na masową skalę. Ponad połowa ludzkości przechodzi domową kwarantannę i nie podróżuje, zarówno drogą lądową, jak i lotniczą. Z polskich lotnisk starty i lądowania odbywają się sporadycznie, i głównie są to loty czarterowe. Międzynarodowe rejsy zostały niemal w całości odwołane.
Większe promieniowanie UV
Jednak dużo mniejsza ilość smug kondensacyjnych i zarazem głębszy błękit nieba, to również zagrożenie dla naszej skóry, ponieważ w czystszym i bardziej przejrzystym powietrzu zwiększa się promieniowanie ultrafioletowe.
O tej porze roku, gdy ono szybko wzrasta, musimy się liczyć z tym, że jeśli się opalamy, to musimy to robić krócej niż powinniśmy zgodnie z tabelami indeksu UV. W przeciwnym razie grożą nam poparzenia słoneczne, które mogą się skończyć nowotworami skóry.
To, jak rzeczywisty indeks UV odbiegał w ostatnim czasie od normy wieloletniej dla tej pory roku, widoczne jest na wykresach publikowanych przez IMGW. Okazuje się, że niemal w całym kraju indeks UV jest nawet o 1 poziom wyższy niż być powinien.
W Warszawie, gdzie indeks UV w drugiej połowie kwietnia wynosi zwykle 4-5, aktualnie sięga 5-6, co oznacza tyle, że osoba o tradycyjnym dla naszej strefy kolorze skóry, może spędzić bezpiecznie w pełnym słońcu nie 45, lecz 35 minut. Nie zapominajmy o tym.
Problemy z prognozowaniem pogody
Ograniczenie ruchu lotniczego ma również wpływ na trafność prognoz pogody, ponieważ modele prognostyczne nie są już zasilane danymi z setek samolotów przelatujących nad kontynentem, które pogodę badają za pomocą urządzeń, w które są wyposażone, dokonujących pomiarów m.in. temperatury, prędkości wiatru, ciśnienia i wilgotności powietrza.
Rola samolotów w prognozowaniu pogody na następne 3 dni na północnej półkuli jest bezcenna. To oznacza problem w prawidłowym działaniu systemu wczesnego ostrzegania. Z większym progiem błędu prognozujemy gwałtowne, niebezpieczne dla nas zjawiska atmosferyczne.
Źródło: TwojaPogoda.pl