FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Polska polarniczka opowiada o swoim życiu w Arktyce. „Za każdą skałą może czekać niedźwiedź”

Sprawdzamy, co słychać u polskich polarników, którzy zimują teraz w Arktyce. Jak wygląda ich codzienne życie na Stacji i jakie mają sposoby na przetrwanie nocy polarnej z dala od domu i rodziny. Specjalnie dla TwojaPogoda.pl opowiada o tym Joanna Perchaluk-Mandat, kierownik 42. wyprawy polarnej PAN.

Zorza polarna nad Polską Stacją Polarną w Arktyce. Fot. Joanna Perchaluk.
Zorza polarna nad Polską Stacją Polarną w Arktyce. Fot. Joanna Perchaluk.

Wielu z nas nie ma pojęcia o tym, że w Arktyce swoje badania naukowe prowadzą także Polacy. Nasi rodacy wymiennie od 1957 roku zamieszkują bazę polarną położoną we fiordzie Hornsund na wyspie Spitsbergen w arktycznej części Norwegii.

Polska Stacja Polarna we fiordzie Hornsund na Spitsbergenie w Arktyce. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Przez cały rok stawiają czoła najbardziej ekstremalnym zjawiskom pogodowym. Podczas nocy polarnej przez wiele tygodni panują całkowite ciemności, temperatura spada nawet do minus 30 stopni, wiatr wieje z siłą huraganu, a przy tym występują potężne śnieżyce.

Drogowskaz przy Polskiej Stacji Polarnej we fiordzie Hornsund na Spitsbergenie w Arktyce. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

O smutkach i radościach z życia polarników, pracy w niebezpiecznym środowisku i zapierających dech krajobrazach, opowiada prosto ze stacji w Arktyce, specjalnie dla serwisu TwojaPogoda.pl, polarniczka Joanna Perchaluk-Mandat, kierownik 42. wyprawy polarnej Polskiej Akademii Nauk do Hornsundu.

Gdy jeszcze kilkanaście lat temu pytaliśmy jednego z polarników zimujących w Hornsundzie o udział kobiet w wyprawach, stwierdził on, że kwestia ta była dyskutowana w środowisku polarnym i zdecydowana większość polarników była przeciwna takiemu eksperymentowi. Przez te lata sporo się w tej materii zmieniło. Jesteś tego najlepszym przykładem, bo nie dość, że zimujesz już trzeci raz, to jeszcze po raz drugi powierzono ci bardzo odpowiedzialną misję kierowania wyprawą.

Joanna Perchaluk-Mandat: Eksperyment... dobrze, niech będzie, że jestem eksperymentem. Faktycznie, i ja na swoim pierwszym zimowaniu (czyli całorocznym pobycie), spotkałam się z nieprzychylną opinią o kobietach na Stacji. Jednak z każdym rokiem jest lepiej i kobiety na dobre zagościły na stacjach polarnych.

Joanna Perchaluk-Mandat, meteorolog i kierownik 42. wyprawy polarnej PAN. Fot. Facebook / Polish Polar Station Hornsund.

Na drugim zimowaniu zostałam rzucona na głęboką wodę. Kierowanie wyprawą nie należy do najłatwiejszych zadań. Jest wiele stresujących sytuacji, jak rozładunek statku czy po prostu spędzenie tutaj zimy. Jednakże grupa, z którą przyszło mi zimować, nie dała mi odczuć, że kobieta na stanowisku kierowniczym na stacji polarnej, to coś niewłaściwego.

Przylądek Wilczka na tle fiordu Hornsund na Spitsbergenie w Arktyce. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Z obecną Wyprawą było już łatwiej. Doświadczenia z poprzednich lat trochę ułatwiły mi zadanie. Wiem już co i jak poukładać, ale zawsze jakieś wpadki się zdarzają. Choć wtedy zawsze mogę się uśmiechnąć i powiedzieć: wybaczcie, jestem tylko kobietą.

Poranny jogging. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Twoje drugie zimowanie sprzed 2 lat było podwójnie wyjątkowe, bo nie dość, że byłaś kierownikiem wyprawy, to jeszcze miał miejsce jeden z najważniejszych dni w Twoim życiu, wzięłaś ślub. Z Mateuszem byliście pierwszymi polskimi polarnikami, którzy pobrali się w Hornsundzie. Opowiedz o tym fantastycznym doświadczeniu.

Joanna Perchaluk-Mandat: Zgadza się, byliśmy pierwsi, choć ślub na Stacji miał już miejsce. Kilka lat wcześniej na Przylądku Wilczka odbyła się ceremonia, ale nie wśród członków załogi. Ślub na Stacji nie jest prosty do zorganizowania. Masa dokumentów, tłumaczenia, potwierdzenia w ministerstwie, potwierdzenia w Norwegii i oczywiście data ważności tych wszystkich papierów.

Sesja ślubna Joanny i Mateusza wśród lodowych brył. Fot. Jakub Szewczyk.

Ślub do końca stał pod znakiem zapytania, bo dokumenty mieliśmy ważne do 12 grudnia. Ostatecznie pogoda pozwoliła na przylot helikoptera 5 grudnia. Ślubu udzielała nam Gubernator Kjerstin Askholt, bo jako jedyna na Svalbardzie ma do tego uprawnienia. Potem szybki poczęstunek, sesja ślubna w helikopterze i goście odlecieli. Taka szybka, nietypowa ceremonia.

Panorama fiordu Hornsund na Spitsbergenie w Arktyce. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Na tym zimowaniu jesteś razem z mężem. Zdecydowałabyś się na wyprawę bez niego? Jak polarnik znosi roczną rozłąkę z najbliższymi?

Joanna Perchaluk-Mandat: Na obecnej Wyprawie są dwa małżeństwa. Wiele osób jednak zostawia w kraju swoich partnerów i przyjeżdża na zimowanie. We dwoje na pewno jest w pewien sposób łatwiej, szczególnie gdy ta druga osoba też już kilka razy zimowała i ma swoje doświadczenia. Decyzja o wyjeździe bez partnera jest trudna, ale nie niemożliwa.

Członkowie 42. wyprawy polarnej PAN do Arktyki. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

W obecnych czasach, gdy mamy na Stacji internet, rozłąka nie jest tak bardzo odczuwalna jak kiedyś. W zasadzie w każdej chwili za pomocą komunikatorów czy poczty elektronicznej możemy skontaktować się z bliskimi. Dzięki temu odległość, jaka nas dzieli, znacznie się skraca. Czas dzięki temu też płynie szybciej. Oczywiście możliwość kontaktu ma również tą gorszą stronę, jeśli w domu dzieje się coś niedobrego, także się o tym dowiadujemy, ale możemy tylko patrzeć z daleka.

Panorama fiordu Hornsund na Spitsbergenie w Arktyce. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Dla niektórych uczestników wyprawy jest to pierwszy kontakt z tak ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, jak temperatura rzędu minus 30 stopni przy huraganowym wietrze i opadach śniegu. Czy są oni dobrze przygotowani, aby przetrwać to fizycznie i psychicznie?

Joanna Perchaluk-Mandat: Myślę, że nawet dla większości z nas jest to pierwsze takie spotkanie. Mimo, że nasz pracodawca, czyli Instytut Geofizyki Polskiej Akademii Nauk, dokłada wszelkich starań, aby przygotować nas dobrze do wyjazdu (szkolenia w warunkach zimowych, odpowiednie wyposażenie itp.), to tak naprawdę dopiero przeżycie na własnej skórze tutejszych warunków, zimna czy nocy polarnej, pokazuje czy ktoś jest dobrze przygotowany. Jak na razie pogoda nas rozpieszcza, lato było piękne, a jesień przywitała nas niewielkim mrozem.

Polscy polarnicy w lodowatych wodach fiordu Hornsund. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Wraz z rozpoczynającą się nocą polarną zaczął się chyba najtrudniejszy okres dla uczestników 42. wyprawy. Co ze sobą przyniesie?

Joanna Perchaluk-Mandat: Na pewno dużo ciemności, zimna, wiatru i śniegu. To także znacznie więcej wolnego czasu niż latem. Ważne jest, aby starać się zachować normalny rytm dnia, bo później ciężko jest wrócić do właściwych godzin funkcjonowania.

Polska Stacja Polarna we fiordzie Hornsund na Spitsbergenie w Arktyce. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Czyli mimo nocy polarnej, gdy nie ma podziału na dzień i noc, wstajecie i kładziecie się spać lub wykonujecie wszelkie czynności zgodnie z jakimś ustalonym harmonogramem. Jak wygląda Wasze codzienne życie?

Joanna Perchaluk-Mandat: Różni się ono w zależności od pory roku czy stanowiska. Latem jest najwięcej pracy, bo poza obowiązkami wynikającymi ze stanowiska, często pomagamy różnym osobom przebywającym w tym czasie na Stacji. Stałym punktem dnia są posiłki: 8:00 śniadanie, 14:00 obiad. Cała reszta dnia zależna jest od sytuacji. Najbardziej stały harmonogram mają meteorolodzy, bo trzeba zrobić obserwację i wysłać depeszę co 3 godziny, i na to nie ma rady.

Lis polarny, kolejny stały bywalec na Polskiej Stacji Polarnej. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

No właśnie. Podczas zimowania pełnisz funkcję meteorologa. Jakie dane meteorologiczne trafiają do depeszy i jak wygląda ich zbieranie? Wychodzisz na zewnątrz budynku Stacji nawet w skrajne warunki atmosferyczne, w nocy? Jakie urządzenia znajdują się ogródku meteo? Opisz cały proces obserwacji. To z pewnością jedna z najbardziej interesujących informacji dla naszych czytelników.

Joanna Perchaluk-Mandat: Tak, jestem jednym z trzech meteorologów. Dane takie, jak w każdej stacji: temperatura powietrza, ciśnienie, wilgotność, kierunek i prędkość wiatru, zachmurzenie, widzialność, podstawa chmur, zjawiska oraz 4 razy na dobę opad. Dodatkowo o godzinie 12:00 mierzymy temperaturę wody we fiordzie.

Pełen barw zachód słońca we fiordzie Hornsund. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

A w nocy?

Joanna Perchaluk-Mandat: Biorąc pod uwagę, że Słońce nie wzejdzie u nas przez 104 dni, to czasami wyłącznie w nocy. W ogródku meteo mamy deszczomierz, 3 heliografy, termometr gruntowy i kilka innych urządzeń pomiarowych, które ułatwiają nam pracę i pomagają w zbieraniu danych. Sama obserwacja rozpoczyna się na kilka lub kilkanaście minut przed wysłaniem depeszy.

Ponury dzień we fiordzie Hornsund. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Zimą, kiedy pada śnieg, musimy iść nieco wcześniej po deszczomierz, żeby śnieg zdążył się stopić i możliwa była ocena ilości opadu. Wychodząc na zewnątrz oceniamy wielkość i rodzaj zachmurzenia, widzialność, podstawę chmur, rodzaj ewentualnego opadu lub innych zjawisk. Następnie notujemy to wszystko w dzienniku meteorologicznym. Resztę danych do dziennika i depeszy uzyskujemy z różnego rodzaju urządzeń. Następnie to wszystko wysyłamy w depeszach meteorologicznych, które z Hornsundu trafiają do Oslo.

Ciekawskie renifery „pomagają” w prowadzeniu pomiarów meteorologicznych. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Podczas swoich pobytów na Svalbardzie masz okazję na własne oczy obserwować zmiany zachodzące w arktycznym klimacie, które postępują szybciej niż w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. Co się zmienia najbardziej?

Joanna Perchaluk-Mandat: Najbardziej widoczne zmiany występują w okolicy lodowca. Miejsca, w które 2 czy 4 lata temu nie dało się dojść, bo były pod lodem, a teraz dostępne są „suchą nogą”.

Lodowiec Hansa. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

W lipcu 2015 roku odnotowaliście nowy historyczny rekord temperatury w Hornsundzie. Temperatura sięgnęła 15,6 stopnia. Nigdy wcześniej nie było aż tak ciepło.

Joanna Perchaluk-Mandat: Na obecnej i na poprzedniej Wyprawie w czasie lata i pracy na zewnątrz, zdarzało nam się chodzić w krótkim rękawku.

Bryły lodowe we fiordzie Hornsund. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Wracając do lodowca. Brak lodu sprawia, że chodzisz w jego okolice nie tylko „suchą nogą”, ale też jeździsz na kolarzówce. Nawet w dalekiej Arktyce nie rozstajesz się ze swoimi pasjami, trenujesz na trenażerze, a podczas przejażdżek robisz fantastyczne zdjęcia.

Joanna Perchaluk-Mandat: Aż tak dobrze/źle to nie jest. Trenażer „wyszedł” ze mną na zewnątrz najdalej na plażę. Na zdjęcia chodzę jednak pieszo. Przynajmniej do momentu odpowiedniej ilości śniegu, która pozwoli poruszać się na nartach lub skuterze śnieżnym.

Trening na kolarzówce w malowniczej scenerii. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Uwielbiasz fotografować zorzę? To chyba najpiękniejsze zjawisko, które uprzyjemnia Wam dłużącą się noc polarną?

Joanna Perchaluk-Mandat: Ogólnie bardzo lubię fotografować przyrodę. Zorze w tym sezonie są zachwycające. Nie miałam okazji jeszcze takich tutaj widzieć. Zorze potrafią uprzyjemnić noc i skutecznie wyciągnąć większość zimowników na zewnątrz. Szczególnie te pierwsze. Później wychodzą już tylko fotograficzni zapaleńcy.

Każdy może zachłysnąć się arktycznym pięknem, bo właśnie rozpoczął się nabór na kolejną wyprawę do Hornsundu. Jak w kilku słowach zachęciłabyś przyszłych polarników, aby zdecydowali się złożyć wniosek i przeżyli przygodę życia.

Joanna Perchaluk-Mandat: Przede wszystkim jest to właśnie przygoda życia! Możliwość przebywania w surowym klimacie, daleko od cywilizacji i innych ludzi. Renifery przechadzające się za oknem, śnieg, lodowce, czyste powietrze i widoki, które zostają w pamięci na zawsze. Wygląda różowo, prawda?

Renifery są częstymi gośćmi na Polskiej Stacji Polarnej. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Należy jednak pamiętać, że poza przyjemnościami jest to też ciężka praca w nieprzyjaznym klimacie, czasami znacznie dłużej niż w zwykłej pracy. To wychodzenie w ciemność w czasie mrozu i zamieci z myślą, że za każdą skałą może czekać na nas niedźwiedź. Tutaj nie da się wyjść do sklepu, jak coś się skończy czy zepsuje. Ze wszystkim trzeba radzić sobie samodzielnie. Pobyt tutaj uczy cierpliwości. I to w znacznym stopniu.

Niedźwiedź polarny, najgroźniejszy mieszkaniec Spitsbergenu. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Mówi się, że polarnicy to samotnicy z silnym charakterem, nawet, gdy z Arktyki wracają do cywilizacji, lubią od niej stronić, jak tylko się da. Świetnym tego przykładem jest Witek Kaszkin, który kilka lat temu z Tobą zimował. Znalazł swoją Arktykę w najbardziej ekstremalnej pracy w najwyżej położonym budynku w Polsce, w obserwatorium IMGW na Kasprowym Wierchu.

Joanna Perchaluk-Mandat: Na pewno są tacy, którzy wolą samotność, ale i ci, którzy po powrocie nie stronią od ludzi i cywilizacji. Obserwatorium na Kasprowym Wierchu ma swój niepowtarzalny klimat i nocą faktycznie można się tam poczuć troszkę jak w Hornsundzie. Ale za dnia, kiedy za oknem maszerują tłumy ludzi, nie do końca.

Polscy polarnicy na łodzi. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Dzień Wszystkich Świętych w tym roku był szczególny dla polarników, ponieważ latem wydarzył się tragiczny wypadek. Ania i Michał poszli na wycieczkę w góry i już nie wrócili. Dla całej grupy, która z nimi wtedy zimowała, to była olbrzymia trauma. Jak ich wspomnieliście?

Joanna Perchaluk-Mandat: Niestety, każdy kto tutaj przyjeżdża musi mieć z tyłu głowy, że różne rzeczy mogą się zdarzyć. Miałam okazję poznać Anię i Michała. Do teraz ciężko mi uwierzyć w to, co się wydarzyło. We Wszystkich Świętych, jak każdego roku, wybraliśmy się na Przylądek Wilczka i zapaliliśmy znicze, pamiętając nie tylko o zmarłych polarnikach, ale także o wszystkich naszych bliskich, którzy odeszli z tego świata.

Na Wszystkich Świętych zapalono trzy znicze za zmarłych polarników. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Czy zamierzasz jeszcze w przyszłości powrócić do bazy w Hornsundzie? Niektórzy polarnicy byli tam pięciokrotnie.

Joanna Perchaluk-Mandat: Trudno mi w tym momencie mówić o powrocie do Hornsundu. Zimowanie to ciężki kawałek chleba. Jednakże kiedy raz już się tutaj przyjedzie i pokocha to miejsce, to ciężko nie wrócić. Mimo protestów rodziny, znajomych i zdrowego rozsądku. Czas pokaże.

Polska Stacja Polarna we fiordzie Hornsund na Spitsbergenie w Arktyce. Fot. Joanna Perchaluk-Mandat.

Joanna Perchaluk-Mandat jest polarniczką, która spędza trzecią zimę w Polskiej Stacji Polarnej na Spitsbergenie. W czasie pobytu na Stacji pracuje jako meteorolog, a dodatkowo po raz drugi jest także kierownikiem Wyprawy. Prywatnie realizuje się jako pilot wycieczek i instruktor narciarstwa. Jest też pasjonatką fotografii, triathlonu i wszelkich sportów wodnych.

Komentarze

prognoza polsat news