Alert RCB powstał przeszło rok temu, aby nie powtarzały się sytuacje, gdy osoby znajdujące się na obszarze, gdzie mogą występować gwałtowne zjawiska pogodowe, nie były w żaden sposób ostrzegane przed niebezpieczeństwem.
Pomysł zrodził się po tragedii, która miała miejsce w sierpniu 2017 roku w Borach Tucholskich. Podczas nawałnicy śmiertelnie przygniecione powalonymi drzewami zostały tam dwie nastoletnie harcerki. Wówczas do obozu harcerskiego ostrzeżenie w ogóle nie dotarło.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB), w porozumieniu z operatorami telekomunikacyjnymi, wysyła SMSy do wszystkich osób znajdujących się w konkretnych powiatach, które wcześniej zostały wskazane przez meteorologów z IMGW-PIB, jako zagrożone skrajnymi zjawiskami atmosferycznymi.
Nasi czytelnicy skarżyli się, że zdarzały się sytuacje, gdy SMSy z ostrzeżeniami przychodziły, a nawałnice ich omijały. Z kolei, gdy nawałnice siały zniszczenie, SMSa nie było. Podobny incydent miał miejsce także w poniedziałek (30.09).
Od kilku dni informowaliśmy, że nad Polskę nadciąga wichura, w trakcie której porywy wiatru miejscami mogą przekraczać 100 km/h. Jednak Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB) nie zdecydowało się na wysłanie SMSów, ponieważ, jak twierdzą jego przedstawiciele, nie było ku temu podstaw.
Zgodnie z wytycznymi SMSy są wysyłane, gdy według prognozy IMGW, porywy wiatru mogą przekraczać 100 km/h. Tymczasem ze statystyk Państwowej Straży Pożarnej wynika, że szkody może powodować wiatr o sile od 70 km/h w górę. Powyżej 100 km/h mamy już do czynienia z katastrofą.
Co więcej, w trakcie poniedziałkowej (30.09) wichury największy odnotowany poryw na stacjach telemetrycznych IMGW wyniósł 105 km/h w miejscowości Wysokie w woj. lubelskim, z kolei w Nowym Sączu i Sulejowie zmierzono podmuch do 101 km/h. Kwalifikowały się one do wysyłki Alertu RCB.
W 10 spośród 18 miast wojewódzkich wiatr przekraczał w porywach 70 km/h i powodował szkody. W Poznaniu i Rzeszowie wiało do 90 km/h, w Krakowie i we Wrocławiu do 86 km/h, zaś w Łodzi do 83 km/h. Tak duże natężenie wiatru zdarza się najwyżej raz na tle całego roku, a przeważnie raz na kilka lat. Nie jest to normalna sytuacja.
Lokalnie zjawiska były bardzo gwałtowne, o czym świadczy bilans szkód, który jest poważny. 1 osoba zginęła, 18 zostało rannych, 400 budynków straciło dachy, 300 tysięcy odbiorców zostało pozbawionych prądu, uszkodzonych zostało kilkaset samochodów i tysiące drzew. Strażacy wyjeżdżali do usuwania szkód ponad 6,5 tysiąca razy.
Tymczasem nikt SMSa z ostrzeżeniem nie otrzymał. A przecież wichura osiągała swoje apogeum w najgorszym możliwym momencie, podczas popołudniowo-wieczornego szczytu komunikacyjnego, gdy większość z nas jechała lub szła z pracy do domu.
Nasza czytelniczka Kamila była przerażona tym, że dzieci ze szkoły musiały wracać podczas wichury. Twierdzi, że ona o zagrożeniu dowiedziała się z naszego serwisu w niedzielę, zdecydowała się zwolnić z pracy wcześniej i odebrać córkę, by wrócić z nią bezpiecznie do domu.
Inni rodzice dzieci nie odebrali, bo wichura zaskoczyła ich w ostatnim momencie. Zapewne, gdyby wiedzieli, przynajmniej część z nich lepiej zatroszczyłoby się o dzieci, a nie obawiało się, że na pociechę spadnie gałąź. Inni czytelnicy też nie szczędzą słów krytyki pod adresem służb.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB) tłumaczy się, że ostrzeżenia opublikowało jeszcze w niedzielę (29.09), ale na Twitterze i Facebooku, a przecież nie wszyscy z nas korzystają z tych serwisów społecznościowych na tyle często, aby dowiedzieć się o zagrożeniu. W dodatku na Twitterze profil RCB śledzi tylko 16 tysięcy osób, a na Facebooku 36 tysięcy, co stanowi mniej niż 0,2 procenta społeczeństwa.
RCB już wczoraj i dziś rano ostrzegało przed silnym wiatrem, także w Małopolsce. Można to sprawdzić na tt lub fb.
— RCB (@RCB_RP) September 30, 2019
Alert RCB jest natomiast uruchamiany w sytuacjach, gdy wg prognozy pogody @IMGWmeteo prędkość wiatru może przekroczyć 100 km/h.
Według nas na dużym obszarze kraju wiatr osiągał na tyle duże prędkości, powyżej 70 km/h, aby ostrzeżenie zostało rozesłane. Szkód byśmy nie uniknęli, ale być może liczba poszkodowanych byłaby mniejsza. Skoro istnieje takie narzędzie bezpośredniej komunikacji, stworzone do ostrzegania przed takimi właśnie niebezpiecznymi zjawiskami, to czemu z niego nie korzystać?
A to super, co tam pare aut zniszczonych, połamane drzewa, zerwane linie elektryczne. Według was z jaką prędkością dzisiaj wieje w Szczecinku? Ja takiego wiatru nie pamietam.
— Mar.Kop (@MarKop72) September 30, 2019
Konieczne jest ponowne przemyślenie tego, jak Alert RCB ma funkcjonować. Jeśli ostrzeżenia rzeczywiście mają się sprawdzać w rzeczywistości jedynie na chybił trafił, to stwarzają one dodatkowe zagrożenie, a nie je minimalizują.
Należy wziąć pod uwagę to, że spora rzesza ludzi reaguje zero-jedynkowo na otrzymywany Alert RCB. Uważa, że jeśli przychodzi SMS, to jest realne zagrożenie. Jednak, gdy ono nie następuje, kolejne Alerty są bagatelizowane tym bardziej, im częściej się nie sprawdzają.
W sytuacji, gdy Alert nie przychodzi, odbierane jest to, jako brak zagrożenia. W przypadku poniedziałkowej (30.09) wichury zagrożenie było znaczące, ale brak SMSa sprawił, że ostrzeżenia niektórych mediów nie zostały potraktowane poważnie, zwłaszcza, że większość mediów opiera swoje informacje właśnie na Alercie RCB.
Źródło: TwojaPogoda.pl