Dorian narodził się 24 sierpnia gdzieś pośród Atlantyku między wybrzeżami Karaibów i zachodniej Afryki. W ostatnich dniach sierpnia, gdy dotarł w rejon Antyli, zaczął gwałtownie przybierać na sile. Jeszcze wtedy nikt nie przypuszczał, że zapisze się wśród najbardziej śmiercionośnych żywiołów w historii.
Sądnym dniem był 1 września, gdy Dorian niespodziewanie osiągnął maksymalną, piątą kategorię w skali intensywności tego typu zjawisk. Ciśnienie w jego pięknie wykształconym oku spadło do 910 hPa, a średnia prędkość wiatru, w wale chmurowym otaczającym oko, wzrosła do niemal 300 kilometrów na godzinę.
Dorian stał się najsilniejszym atlantyckim huraganem podczas wkroczenia nad ląd, identycznie jak huragan Dnia Pracy z 1935 roku. Z takim impetem dewastował wyspy Wielkie Abaco i Wielką Bahamę wchodzące w skład archipelagu Bahamów. Miejscowości zamieszkiwane przez kilka tysięcy ludzi były pustoszone przez niemal dwie doby. Krajobraz przypominał bombardowanie.
Zniszczone zostały niemal wszystkie zabudowania, drzewostan i infrastruktura. Kilkumetrowy przypływ sztormowy zmył nie tylko plaże, ale także obszary wybrzeża sięgające setek metrów w głąb lądu. Mimo, że minęły już przeszło 2 tygodnie, wciąż nie udało się odnaleźć 2,5 tysiąca ludzi.
Ratownicy nieustannie przeszukują gruzowiska w poszukiwaniu ofiar. Może im to zająć jeszcze kilka tygodni. Wielkie sprzątanie, które ruszyło, gdy tylko niebo się rozpogodziło, zajmie dużo więcej, miesiące, a nawet lata. Rajskie krajobrazy zmieniły się w piekło.
Ucierpiały też nabrzeżne obszary południowo-wschodnich USA. Od Florydy przez Georgię po obie Karoliny w głąb lądu ewakuowano ponad milion mieszkańców. Zniszczone zostały zabudowania stojące na plażach, a także porty i przystanie. Straty sięgają łącznie 7,5 miliarda dolarów.
W ostatnim czasie Dorian już jako niż atmosferyczny umiarkowanych szerokości geograficznych dotarł nad północną Europę. Między 10 a 11 września przemknął nad Islandią przynosząc wichury aż po Wyspy Brytyjskie. W szkockich górach porywy wiatru osiągały 140 km/h.
Następnie wkroczył nad Morze Norweskie. W niedzielę (15.09) ostatecznie dotarł nad Ocean Arktyczny. W międzyczasie ciśnienie w jego centrum systematycznie rosło. Proces wypełniania się niżu właśnie dobiegł końca.
Były tropikalny huragan Dorian po pokonaniu przeszło 13 tysięcy kilometrów, zanika nad archipelagiem Svalbard, gdzie we fiordzie Hornsund nad zatoką Isbjørnhamna na wyspie Spitsbergen, znajduje się Polska Stacja Polarna Hornsund im. Stanisława Siedleckiego.
Jest to najdalej wysunięta na północ stała polska instytucja naukowa, w której przez cały rok od połowy ubiegłego wieku prowadzi się badania naukowe pod egidą Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.
Polscy polarnicy mogą zachwycać się ostatnim tchnieniem Doriana. Nie jest on już niebezpieczny, ponieważ składające się na niego chmury zanikają. Ten niesamowity moment uchwyciła kamera monitorująca na co dzień arktyczne niebo.
Na powyższym zdjęciu z niedzielnego (15.09) wieczoru możemy zobaczyć chmury kłębiaste w towarzystwie zielonej wstęgi zorzy polarnej i świateł niedalekiej Polskiej Stacji Polarnej. To piękny widok mając na uwadze to, czego Dorian dokonał w ostatnich tygodniach.
Źródło: TwojaPogoda.pl