Gdy na mapie z prognozą sum opadów na następne 2 tygodnie w granicach Polski pojawiają się pomarańczowo-czerwone kolory, to u każdego meteorologa zapala się lampka alarmowa. Dlaczego? Ponieważ może to być zapowiedź na tyle intensywnych opadów, aby doprowadziły one do masowych podtopień, a nawet powodzi.
Niestety, takie właśnie prognozy przynoszą najnowsze wyliczenia modeli prognostycznych. Koniec czerwca i początek lipca, zgodnie z nimi, miałyby przynieść do środkowej Europy nadzwyczaj intensywne i długotrwałe opady, głównie pochodzenia burzowego.
Miałby je przynieść niż atmosferyczny znad Morza Czarnego, który zamiast wędrować na wschód, cofałby się na zachód, w kierunku Polski. Tego typu układy niskiego ciśnienia, które oddzielają od siebie skrajnie różne masy powietrza, zasilane są w gigantyczne ilości wody.
Sumy opadów prognozowane na okres 3-11 lipca 2017. Dane: wxmaps.org
Spada ona na jeden obszar przez dłuższy czas, ponieważ niż jest blokowany i nie może kontynuować swej wędrówki. Im dłużej taka blokada się utrzymuje, tym więcej spada deszczu i tym realniejszy jest scenariusz zagrożenia powodziowego.
Z powyższej prognozy wynika, że na większym obszarze kraju w krótkim czasie miałoby spaść powyżej 70 mm deszczu, a miejscami w południowej połowie kraju powyżej 100 mm, szczególnie w Sudetach i Beskidach Zachodnich. Są to już sumy zdolne powodować gwałtowne wezbrania rzek.
Oczywiście przez następny tydzień prognozy mogą jeszcze uleć zmianom, jednak każde takie wystąpienie czarnego scenariusza w prognozach, warto brać na poważnie i śledzić dalsze jego losy, aby na czas być ostrzeżonym przed możliwym zagrożeniem. Nikt nie chciałby powtórki z powodzi stulecia sprzed równo 20 lat.