Donald Trump w towarzystwie górników przy podpisywaniu dekretu. Fot. AP.
"Moja administracja kładzie kres wojnie z węglem" - tymi słowami Donald Trump, 45. prezydent USA, skwitował dekret podpisany wczoraj (28.03), w towarzystwie kilkunastu górników węglowych, który cofa większość rozwiązań prawnych stworzonych w ostatnich latach przez ekipę Baracka Obamy, aby chronić środowisko naturalne.
Tym samym Trump spełnia kolejne zobowiązanie wyborcze, i to zaledwie kilka tygodni po swoim zaprzysiężeniu. Dekret o "wolności energii" znosi ograniczenia w wydobyciu węgla i produkcji energii na nim opartej na ziemiach federalnych.
Jak twierdzi Trump, rozpoczyna "nową rewolucję energetyczną", która ma nie tylko uczynić węgiel bardziej konkurencyjny wobec odnawialnych źródeł energii, ale także zdecydowanie zwiększyć niezależność energetyczną Stanów Zjednoczonych i przywrócić do pracy tysiące górników.
Trump jest zdeterminowany, aby ożywić amerykańską gospodarkę i przemysł, i jak wielokrotnie już sygnalizował, nie pozwoli, aby na drodze stanęły mu międzynarodowe regulacje i zobowiązania.
Większe wydobycie węgla, spadek jego cen i rosnąca sprzedaż oznaczają także większą emisję dwutlenku węgla, jednego z głównych gazów cieplarnianych, który ma według większości naukowców, przyczyniać się do postępowania globalnego ocieplenia.
Od razu w domyśle pojawia się oczywiście globalne porozumienie klimatyczne podpisane w grudniu 2015 roku w Paryżu, które zawisło na włosku. Trump już kilka lat temu głośno mówił, że globalne ocieplenie to szwindel wymyślony przez Chiny i dla Chin, aby amerykańskie produkty stały się niekonkurencyjne.
Wielokrotnie powtarzał, że nie wierzy iż człowiek ma jakikolwiek wpływ na klimat. Wtórował mu Scott Pruitt, szef Agencji Ochrony Środowiska, który stwierdził iż nie wierzy, że dwutlenek węgla jest głównym czynnikiem przyczyniającym się do globalnego ocieplenia.
Póki co Trump nie zerwał porozumienia paryskiego, ale jak zastrzega jego administracja, będzie się dogłębnie przyglądać jego założeniom. Wkrótce ma zostać ogłoszona ostateczna decyzja w tej sprawie. Według niektórych działaczy ekologicznych Trump może nie wycofać się oficjalnie z zobowiązania paryskiego, lecz po prostu go ignorować. Tym samym da sygnał innym sygnatariuszom, którzy podpisali je z powodu presji międzynarodowej, że popiera ich odstąpienie.
Nie brak też opinii, choć nie są one potwierdzone, że administracja prezydencka będzie chciała przekonywać inne kraje, aby wspólnie z USA odstąpiły od globalnego porozumienia klimatycznego. Tego scenariusza ekolodzy obawiają się najbardziej, ponieważ może on doprowadzić do nieodwracalnej reakcji łańcuchowej.
Chwila przyjęcia porozumienia klimatycznego w Paryżu w 2015 roku. Fot. ONZ.
Po USA wycofać mogłyby się Indie, Chiny albo Rosja, pod znakiem zapytania stoi także Europa, która targana Brexitem i widmem dalszego rozłamu, może wkrótce przestać realizować swoje zobowiązania klimatyczne, jak dotąd najbardziej ambitne w skali całego świata.
Według ostatnich danych amerykańskiego Departamentu Energii w górnictwie zatrudnionych jest obecnie 75 tysięcy osób, a dla porównania branża energii wiatrowej, słonecznej i biopaliw zatrudnia 650 tysięcy ludzi. Trump będzie prawdopodobnie dążył do zatrudnienia przy wydobyciu węgla i związanym z nich przemyśle co najmniej 10-krotnie więcej osób niż obecnie.
Równocześnie będą rozwijane najnowocześniejsze projekty technologii węglowych, które mają sprawić, że będzie to bardziej czyste i przyjazne środowisku naturalnemu źródło energii.
Nie stanie się to natychmiast, lecz proces ten będzie rozłożony w czasie, co według organizacji ekologicznych daje nadzieję, że skutki dekretu podpisanego przez Trumpa będzie jeszcze można odwrócić, np. gdyby Trump odszedł po jednej kadencji. Bez wątpienia przed nami bardzo interesujący okres w skali globalnej, ponieważ pewne cele, które dotąd były realizowane bez większych przeszkód, teraz mogą nie tylko znacznie spowolnić, lecz nawet ulec odwróceniu.
Źródło: