FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Tak wygląda okiem satelity pożar, w którym żywcem spłonęło ponad pół tysiąca Kalifornijczyków

Nawet ponad 600 osób mogło spłonąć żywcem w największym pożarze, jaki kiedykolwiek widziano w Kalifornii. Stoi za nim podpalacz, ale winni są też sami mieszkańcy, którzy za nic mieli ostrzeżenia władz. Dlaczego?

Zdjęcie satelitarne pożaru Camp Fire w Kalifornii. Fot. NASA / Landsat-8.
Zdjęcie satelitarne pożaru Camp Fire w Kalifornii. Fot. NASA / Landsat-8.

Camp Fire, tak nazwano najbardziej zabójczy i niszczycielski pożar w historii Kalifornii, który wybuchł przed tygodniem i pozostaje nie do opanowania aż do chwili obecnej. Żywioł całkowicie strawił już ponad 500 kilometrów kwadratowych obszarów zielonych, czyli dokładnie tyle, ile wynosi powierzchnia Warszawy.

Do fundamentów spłonęło przeszło 10 tysięcy budynków. Niestety, nie wszyscy mieszkańcy zdołali się ewakuować przed ścianą ognia. Pożar, który rozprzestrzeniał się z prędkością nawet ponad 100 km/h, zastał niektórych podczas ucieczki samochodami. Ratownicy odnaleźli dotychczas zwęglone czaszki i kości 66 osób, ale na liście zaginionych bez wieści wciąż figuruje ponad 600 nazwisk.

Z szalejącym ogniem walczy ponad 5 tysięcy strażaków, wspomaganych z lądu i powietrza. Jednak pomimo używania podczas akcji najnowocześniejszego wyposażenia strażackiego, pożar pozostaje nieokiełznany i wciąż powoduje szkody.

Satelita meteorologiczny Landsat-8 uwiecznił żywioł, który zapisuje się na kartach historii. Jego źródłem najprawdopodobniej był podpalacz, ale dotychczas nie udało się go ująć. Wiadomo tylko, że zaprószenie ognia nastąpiło w okolicach drogi Camp Creek, od której żywioł zaczerpnął swą nazwę.

Nie tylko w północnej Kalifornii strażacy walczą z ogniem. Podobnie jest także w południowej części stanu, gdzie szybko rozprzestrzeniający się ogień zaskoczył mieszkańców Malibu, miejscowości położonej na północno-zachodnim przedmieściu Los Angeles, słynącej z tego, że zamieszkują ją gwiazdy showbiznesu.

Tysiące ludzi w obawie przed nadciągającą ścianą ognia opuściło swoje posiadłości warte dziesiątki milionów dolarów. Niektórzy celebryci nie mają już do czego wracać, jak np. aktor Gerard Butler, który pokazał w sieci zgliszcza swojego domu i samochodu.

Aktor Gerard Butler pokazuje swój spalony dom i samochód. Fot. Instagram @gerardbutler.

Gwiazdki są same sobie winne, ponieważ nie słuchały wyraźnych ostrzeżeń władz, aby nie zabudowywać wzgórz pokrytych łatwopalną roślinnością. W obliczu suszy, a także coraz wyższych średnich temperatur, wystarczy nawet przypadkowe zaprószenie ognia, aby doszło do tragedii.

Spłonęła też część drewnianych zabudowań wchodzących w skład słynnego Paramount Ranch, gdzie kręcono takie kultowe filmy i seriale, jak „Doktor Quinn”, „Westworld”, trzecią część „Powrotu do Przyszłości”, „Norbit”, „Krzyk” czy „Snajper”, często kosztujące miliony dolarów.

Źródło: TwojaPogoda.pl / Los Angeles Times / NASA.

prognoza polsat news