FacebookTwitterYouTubeIstagramRSS

Rok po Huraganie Stulecia. Dorobek życia leśników zniknął w kilka chwil. Zobacz, jak zmieniły się lasy

Nawałnica, która równo rok temu przeszła nad Wielkopolską, Kujawami i Pomorzem doprowadziła do największej klęski żywiołowej w dziejach polskiego leśnictwa. Zobacz, co dzieje się na terenach klęskowych i poznaj historię tamtejszej ludności, która straciła dorobek życia.

Fot. Tadeusz Chrzanowski / Mateusz Stopiński / Lasy Państwowe.
Fot. Tadeusz Chrzanowski / Mateusz Stopiński / Lasy Państwowe.

Nawałnica, która przeszła w nocy z 11 na 12 sierpnia nad Wielkopolską, Kujawami i wschodnim Pomorzem połamała i powaliła niemal 120 tysięcy hektarów lasu, prawie 10 milionów metrów sześciennych drewna.

Nigdy wcześniej w całej 94-letniej historii Lasów Państwowych nie doszło do szkód w lasach na taką skalę. Według leśników w źródłach spisanych darmo szukać takiej klęski na przestrzeni co najmniej ostatnich 200-300 lat.

Aby wyobrazić sobie zasięg tego kataklizmu przeliczmy hektary na bliższą nam jednostkę. W ciągu kilkudziesięciu minut wiatr przekraczający 100 km/h, a być może nawet 150 km/h, uszkodził i zniszczył las o powierzchni aż 1200 kilometrów kwadratowych. Dla porównania Warszawa ma 517 kilometrów kwadratowych, a więc o połowę mniejszą powierzchnię.

Gdyby porównać ilość zniszczonego lasu do powierzchni największych polskich kompleksów leśnych, to tak, jakby zniknęła połowa Puszczy Białowieskiej, w tym cała ta część, która została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. To również powierzchnia trzykrotnie większa od Kampinoskiego Parku Narodowego.

Straty są gigantyczne. W samych lasach wyniosą one nawet miliard złotych, z czego 440 milionów pochłoną same nasadzenia nowych drzew. Szkody ciągną się w pasie od Wrocławia aż po samo wybrzeże Bałtyku. Zdecydowanie najpoważniejsze zniszczenia wichura poczyniła w lasach pogranicza woj. kujawsko-pomorskiego, pomorskiego i zachodniopomorskiego w nadleśnictwach Lipusz i Rytel, gdzie lasy zniknęły niemal w całości.

W jednej chwili zniszczony został dorobek całych pokoleń leśników, którzy dbali o las każdego dnia. To dla nich niepowetowana strata. Krajobrazy zmieniły się nie do poznania i już za naszego życia nie będą takie, jak dawniej. Mieszkańcy sąsiadujących z lasami miejscowości nie będą już mogli udawać się na grzybobrania, wypoczywać w lesie i cieszyć się jego pięknem.

26 lat pracy poszło z... wiatrem. Gdy to zobaczyłem, poczułem ogromną pustkę. To było nie do opisania. Ciągle to przeżywam. Jeszcze rok temu planowaliśmy, że tu zrobimy jakąś ładną trzebież, tutaj zajmiemy się młodnikiem… Dzisiaj ten drzewostan nie istnieje, a młodnik jest sprasowany - mówi Borys Gielniak, leśniczy leśnictwa Zdroje.

Lasy Państwowe wprowadziły stan siły wyższej o zasięgu ponadlokalnym, który pomaga szybciej poradzić sobie ze skutkami kataklizmu. Dzięki pracy leśników z kilkudziesięciu nadleśnictw i pilarzy z 250 zakładów usług leśnych, do maja udało się pozyskać 4,5 miliona metrów sześciennych drewna.

Inwentaryzacja zniszczonych lasów obaliła mit, jakoby nawałnica zniszczyła jedynie mało przydatne monokultury sosnowe, nadające się wyłącznie do celów gospodarczych. Wśród uszkodzonych drzew znalazły się bowiem również okazałe dęby, brzozy, buki i świerki.

Leśnicy w ciągu kilkudziesięciu minut stracili drzewa, o które dbali od przeszło 30 lat. Krajobraz przypomina apokalipsę, na ogołoconej z lasów ziemi uchowały się pojedyncze sosny. Piorunujące wrażenie potęgują stosy drewna ciągnące się w nieskończoność wzdłuż dróg gospodarczych.

Janusz Wawer, leśniczy z Żelewca. Fot. Darek Golik / Lasy Państwowe.

To jest 38 lat mojej pracy. Gdy przyszedłem do pracy, to rosły tutaj niemal same młodniki. Ludzie mi opowiadali, że wcześniej wszędzie rozciągały się pola i było widać okoliczne wioski. Ja w tej chwili widzę to samo, co oni widzieli wtedy - mówi Janusz Wawer, leśniczy z Żelewca.

Wielu mieszkańców tych niegdyś pięknych okolic popadło z tego powodu w depresję. Ludzie, mimo upływu roku, działają w trybie kataklizmu, pracują na wiatrołomach nawet na chwilę nie zatrzymując się i nie rozmyślając. Nie ma sensu, bo może się to skończyć jedynie płaczem, a wszystkim brakuje już łez.

Fot. Lasy Państwowe.

Tymczasem jedna klęska może się zmienić w kolejną, ponieważ wiatrołomy sosnowe są bardzo niebezpieczne, grożą gigantycznymi pożarami, zwłaszcza podczas tak suchej i gorącej pogody, jaką mamy tego lata. To spędza sen z powiek leśnikom, bo stanowi zagrożenie dla pracujących na wiatrołomach ludzi.

Wystarczy niedopałek lub iskra z pracującego urządzenia, aby zaprószyć ogień i doprowadzić do jeszcze większej tragedii. Dlatego najważniejszym zadaniem kilku tysięcy osób pracujących na miejscu klęski żywiołowej jest jak najszybsze usunięcie drewna i zabezpieczenie jego przed postronnymi osobami, które mogą je ukraść lub wywołać pożar.

Wywóz drewna do zakładów przemysłu drzewnego nie będzie prostym zadaniem, ponieważ drzew jest tyle, że można nimi po brzegi wypełnić ponad 50 tysięcy wagonów kolejowych. Dlatego usuwanie wiatrołomów potrwa nawet do końca 2019 roku. Aby las znów mógł wrócić do pierwotnego wyglądu musi jednak minąć co najmniej 50 lat. Tylko młodsi mieszkańcy będą mogli się cieszyć nowym lasem.

Zysk ze sprzedaży drewna w znacznej mierze posłuży do pokrycia olbrzymich kosztów związanych z usuwaniem szkód, ich zabezpieczeniem, zagospodarowaniem hodowlanym i odtwarzaniem infrastruktury leśnej.

Dotychczas największą klęską spowodowaną wichurami w Lasach Państwowych była nawałnica, która 4 lipca 2002 roku przeszła nad Puszczą Piską. Powalonych zostało wtedy 33 tysiące hektarów lasu, co oznacza 3,3 miliona metrów sześciennych drewna. Piątkowa nawałnica powaliła trzykrotnie więcej hektarów lasu.

11 sierpnia to również dzień wspomnień dla bliskich dwóch młodych harcerek, które zginęły przygniecione drzewami na obozie harcerskim w miejscowości Suszek w Borach Tucholskich, a także trzech innych osób, które zginęły podczas burz. Tragedia ta doprowadziła do wprowadzenia nowego systemu wczesnego ostrzegania przed kataklizmami, aby nigdy więcej się to nie powtórzyło.

Zniszczone domy i budynki gospodarcze w większości zostały już odbudowane, głównie ze środków przekazanych przez władze i darczyńców. Jednak powrót do stanu sprzed kataklizmu zajmie jeszcze trochę czasu w przeciwieństwie do blizny w psychice ofiar, która będzie dawać o sobie znać przy każdej burzy.

Śledztwo w sprawie dramatu na obozie harcerskim wciąż jest w toku. Śledczy będą sprawdzać, co zawiodło przy przekazywaniu ostrzeżenia pogodowego do organów niższych szczebli, które nie dotarło ostatecznie do organizatorów obozu. Pod uwagę brana będzie także opinia biegłego, który ustali czy ostrzeżenie wydane przez IMGW miało prawidłowy stopień.

Źródło: TwojaPogoda.pl / Lasy Państwowe.

prognoza polsat news